"Będąc młodą lekarką miotaną całym rozrzutem rozterek jak race, wszedł raz do mej przychodni mężczyzna o spojrzeniu głąbiastym podobnym z facjaty do Bąkiewicza.
- Dzię dobry, pani doktór.
- Dzię dobry. Co panu dolega?
- Jestem, pani doktór, fetyszystą
- Wobec tego proszę wyjść. Jest to placówka uspołeczniona i nie wolno jej zarażać wpływem wrogim i określonym. Proszę wyjść!
- Ale nie faszystą, tylko fetyszystą
- Ach tak. Proszę więc wybaczyć stukrotnie. Proszę się rozpłaszczyć, usiąść i poczęstować paluszkiem słonym, którego paczkę posiadam na stanie w ramach reperezentacji. Na cóż się pan uskarża?
- Otóż, pani doktór, chciałbym się upozorować na chłopca ze sfer.
- Słucham?
- Upozorować! Albowiem dostrzegam w sobie samym niebezpieczne drendy do twardszenia i niegiętkości. Na przykład tu, po lewej, odczuwam rosnącą chęć spuszczenia wpierdolu, a po prawej podpaliłbym parę mieszkań i Empik.
- Aha. Rozumiem. I chciałby się pan samookreślić w ramach obecnej sytuacji.
- Otóż to właśnie.
- A czemu?
- Bo tak należy. Ja to wyczuwam. Ja już mam, pani doktór, takiego nosa, co mnie nigdy nie zmyli. Hehe.
- Chętnie wyjdę panu otworem. O, przepraszam. Stanę naprzeciw. Proszę się położyć na leżance i nie oddechać.
Wiedziałam, że aby sprostać pacjętowi, muszę obnażyć mu mózg, który jest organem najbardziej podatnym na określone wpływy. Co też uczyniłam dwoma zręcznymi cięciami skalpela i uderzeniem podręcznej siekierki. Mózg w istocie był do obrzydliwości pusty i lał się na lewo i co gorsza, na prawo, kiwał się i chwiał się, jakby był głupi. Między wszystkie komórki wlałam mu więc przygotowany w kiuwecie beton, któren po chwili związał, po czym zeszyłam cięcie cadgutem.
- Już po wszystkiem!
- Ooo ! O rrany, ale mnie się poprawiło!
- Czym chata bogatą, tym radą.
Gdy pacjent wyszedł, aby prawdopodobnie dalej palić, gwałcić i ciemiężyć, ja zadumałam się nad tym jego fetyszyzmem i stwierdzłam, że faktycznie to fetyszysta, bo skarpetki miał w takie małe swastyczki… Zgupłam po całości…"
autor: Wojciech Rybka
- Dzię dobry, pani doktór.
- Dzię dobry. Co panu dolega?
- Jestem, pani doktór, fetyszystą
- Wobec tego proszę wyjść. Jest to placówka uspołeczniona i nie wolno jej zarażać wpływem wrogim i określonym. Proszę wyjść!
- Ale nie faszystą, tylko fetyszystą
- Ach tak. Proszę więc wybaczyć stukrotnie. Proszę się rozpłaszczyć, usiąść i poczęstować paluszkiem słonym, którego paczkę posiadam na stanie w ramach reperezentacji. Na cóż się pan uskarża?
- Otóż, pani doktór, chciałbym się upozorować na chłopca ze sfer.
- Słucham?
- Upozorować! Albowiem dostrzegam w sobie samym niebezpieczne drendy do twardszenia i niegiętkości. Na przykład tu, po lewej, odczuwam rosnącą chęć spuszczenia wpierdolu, a po prawej podpaliłbym parę mieszkań i Empik.
- Aha. Rozumiem. I chciałby się pan samookreślić w ramach obecnej sytuacji.
- Otóż to właśnie.
- A czemu?
- Bo tak należy. Ja to wyczuwam. Ja już mam, pani doktór, takiego nosa, co mnie nigdy nie zmyli. Hehe.
- Chętnie wyjdę panu otworem. O, przepraszam. Stanę naprzeciw. Proszę się położyć na leżance i nie oddechać.
Wiedziałam, że aby sprostać pacjętowi, muszę obnażyć mu mózg, który jest organem najbardziej podatnym na określone wpływy. Co też uczyniłam dwoma zręcznymi cięciami skalpela i uderzeniem podręcznej siekierki. Mózg w istocie był do obrzydliwości pusty i lał się na lewo i co gorsza, na prawo, kiwał się i chwiał się, jakby był głupi. Między wszystkie komórki wlałam mu więc przygotowany w kiuwecie beton, któren po chwili związał, po czym zeszyłam cięcie cadgutem.
- Już po wszystkiem!
- Ooo ! O rrany, ale mnie się poprawiło!
- Czym chata bogatą, tym radą.
Gdy pacjent wyszedł, aby prawdopodobnie dalej palić, gwałcić i ciemiężyć, ja zadumałam się nad tym jego fetyszyzmem i stwierdzłam, że faktycznie to fetyszysta, bo skarpetki miał w takie małe swastyczki… Zgupłam po całości…"
autor: Wojciech Rybka
--
Tylko w bajkach i w marzeniach dziewczynek książę podjeżdża majestatycznie na białym koniu - w prawdziwym życiu koń albo się potknie, albo zes*ra