Malkontent
Po wyjściu na dwór natknęliśmy się na pana gospodarza domu. Polewał chodnik wodą.
- Co pan robi? - zagadnął tato.
- Leję - odparł pan.
Jakiś czas obserwowaliśmy lejącego gospodarza domu.
- Przyjemna praca - powiedziałem. - Nie kurzy się. Pan przełożył szlauch z ręki do ręki.
- Wreszcie lokatorzy przestaną narzekać, że ślisko - rzekł. - Woda znakomicie rozpuszcza i spłukuje śnieg.
- Możliwe - powiedział ojciec. - Chociaż niektórzy utrzymują, że na śnieg najlepszy jest mocznik.
Dozorca splunął z obrzydzeniem i przestał lać.
- Nie podoba się? - spytał.
Zaprzeczyliśmy. Ale pan nie dał wiary.
- Wiecznie coś się nie podoba - ciągnął. - Jak sypałem piaskiem, było źle, bo robiło się błocko. Jak posypywałem chodnik solą, też źle, bo sól szkodzi butom i drzewom. Teraz polewam i znowu źle!
Wyraziliśmy mu współczucie i pełne poparcie.
- Ludziom ciężko dogodzić - dodał tato.
- Tym razem dogodzę wszystkim - oświadczył gospodarz domu, odwrócił się do nas plecami i zaczął lać od nowa.
Nie pomylił się. Pierwszej dogodził sąsiadce z drugiego piętra, a pod wieczór tego samego dnia - rozwódce z poddasza. Nazajutrz dogodził naszemu sąsiadowi z przeciwka. Na koniec dogodził sam sobie.
Od tej pory ludzie rzeczywiście przestali narzekać. Wszyscy oprócz pana gospodarza domu, który, schodząc każdego ranka o kulach do kiosku po gazety, złorzeczy na całą klatkę schodową.
Nie możemy tego zrozumieć.
Ostatecznie szybciej niż innych wypisano go ze szpitala.
Jacek Sawaszkiewicz