Musiałem to i owo załatwić na zewnątrz. Przemieszczam się samochodem w kierunku miejsca zamieszkania mego ojca (i przy okazji również miejsca mego zameldowania). Zatrzymują mnie jacyś zamaskowani bandyci mundurowi, standardowo dokumenty i pytania:
- Dokąd pan jedzie?
- Do domu.
- A gdzie pan był?
- Pomodlić się (a co mnie jakiś stójkowy będzie o prywatne sprawy indagował).
Stójkowy patrzy w dowód rejestracyjny, na adres i zgrywa cwaniaka:
- Ale przecież niedaleko od pańskiego miejsca zamieszkania jest kościół! [to - akurat, niestety, prawda]
Patrzę mu głęboko w oczy i mówię:
- Ale ja byłem w synagodze.
Dawno nie widziałem w czyichś oczach takiej mieszanki dezorientacji z obrzydzeniem...
- Dokąd pan jedzie?
- Do domu.
- A gdzie pan był?
- Pomodlić się (a co mnie jakiś stójkowy będzie o prywatne sprawy indagował).
Stójkowy patrzy w dowód rejestracyjny, na adres i zgrywa cwaniaka:
- Ale przecież niedaleko od pańskiego miejsca zamieszkania jest kościół! [to - akurat, niestety, prawda]
Patrzę mu głęboko w oczy i mówię:
- Ale ja byłem w synagodze.
Dawno nie widziałem w czyichś oczach takiej mieszanki dezorientacji z obrzydzeniem...
--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry!