Rzecz się działa około roku 1942.
Rodzina mamy (taty też, ale to niezależnie zupełnie) wojnę spędziła w Rzeszowie. Prowincja denna, więc i zaopatrzenie takie sobie. A, jako że rodzina z Warszawy (a w Rzeszowie znaleźli się właściwie przypadkiem), to babcia jeździła do siostry do Warszawy, ta umiała kombinować, no i w domu było porządne mięso, słonina itp.
No, ale raz pociąg się spóźnił i dojechał już po godzinie policyjnej. Babci nie udało się uniknąć patrolu żandarmerii i zaprowadzili ją na policję. Tam kazali otworzyć walizkę, każdy kawał jadła rozpakowali z papieru, podziwiając jakość, ułożyli jeden stosik żarcia, drugi papierów, zamknęli pustą walizkę, oddali i kazali się wynosić.
Babcia od drzwi zawróciła, położyła walizkę na blacie i starannie ułożyła w niej wiktuały. Zamknęła i idzie do drzwi.
- Halt! Zurück...
Otworzyli walizkę, włożyli na wierzch wszystkie porozkładane papiery opakowaniowe i ze śmiechem kazali się wynosić. Z pełną walizką.

Kobita z jajami, takim mało kto ma odwagę podskoczyć

PS przepraszam obecnych rzeszowiaków. To była denna prowincja wtedy, przecież "kresy" GG. Dalej były już terytoria nowookupowane...

:fulmar

Mówisz, że kresy?
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/00/Gengub_admin.png

Ale to w końcu Gestapo czy żandarmeria?

:k0curek dzięki - tak dokładnie podziału nie znałem.
:I_drink_and_I_know_things żandarmeria patrolowała, prowadzili na policję. Czyli na gestapo. Ciekawa rzecz - rodzina wtedy mieszkała tuż obok więzienia gestapo, przy fosie, w której odbywały się egzekucje. Dlaczego ich nie zlikwidowano, wycofując się, jako potencjalnych świadków?

:fulmar pewnie byli konfidentami albo zostawili ich jako Werwolf.

:i_drink_and_i_know_things a pizgnął cię kto kiedy?

:tomcat_tc jaj akurat nie miala. Samo mieso.

Babcia twardzielka. To, ze miala wizje glodujacej rodzinyw glowie tez pewnie mocno na nia podzialalo.


Na poczatku napisalam :babcia wlasciwie to moglaby by byc Bojowniczka

zialena82 wtedy musiała być około 40. Jeszcze ją pamiętam jako całkiem aktywną prawie 80.
A kombinowała, jak mogła. Rodzina miała dokwaterowana jakiegoś urzędnika kolejowego. Jak go nie było, babcia zawsze odwracała w jego pokoju portret führera twarzą do ściany. Jak ją pytał, czemu, zawsze odpowiadała, że się go boi.
A ów urzędnik w końcu przywoził dzieciom zabawki. Coś mam wrażenie, że na prowincję Rzesza rzucała urzędników czwartego sortu - którym przede wszystkim zależało na świętym spokoju.

Porządna, przedwojenna robota

:fulmar babcia wypas

O i powiat Starachowicky byl ...

a mi to przypomniało inny stary dowcip

Jechali pociągiem dwaj obywatele byłego Związku Radzieckiego. Jeden mieszkaniec Moskwy, drugi Kijowa.
Ten z Moskwy ciągle coś popijał i zajadał. W końcu ten z Kijowa nie wytrzymał i pyta:
- Obywatelu, a co wy tam zajadacie ?
- To jest sało, taka słonina. Ale wy tego nie będziecie jedli...
- Jakże to, skąd wiecie ?
- Bo ja wam nie dam !

U Topolskiego w Biez Wodki jest fragment, gdzie pisze o swoim koledze z radzieckiej celi: "Pochodził z Jarosławia w centralnej Polsce" (Topolski pochodził z Horodenki)

:fulmar Warszawa, zwłaszcza za okupacji "żyła prowincją". W tych latach Rzeszów miał drugą nazwę: "Mojżeszów", ręczę, że nie jeździli po słoninę "w teren", zwłaszcza, że większość konsumowała "kosher". Natomiast na wzgórzach na Pogórzu Dynowskim kwitło (i nadal kwitnie) bimbrownictwo, a co za tym idzie dostatek z handlu wymiennego.

Weź lepiej opowiedz coś z rodzinnej Wielkopolski, bo Podkarpacia "lekko nie ogarniasz".

;-)

:kamienny z Wlkp to, hmmm, mogłyby być historyjki już zdecydowanie powojenne. Niestety, nie mam już kogo dopytać o szczegóły. Starsi wymarli...

:k0curek :fulmar Jakie, KUFA, kresy, tradycyjnie Ruś Czerwona, potem Koronna i Galicja. Weźcie się zapiszcie do Volksdeutchów, a najlepiej od razu do Volkssturmu z tymi mapkami i podejściem, tfu tfu ;-)

:kamienny żeby było jasne: relacje śp. Mamy z likwidacji rzeszowskiego getta też słyszałem. Widziała.

:fulmar A, historie z Rzeszowszczyzny zatem z pierwszej ręki, popatrz, popatrz ... ;-)

:kamienny pół-drugiej. A kto miał niby opowiedzieć mi o babci?

To ja Ci opowiem, że Dziadek w Sanoku robił za okupacji w młynie (OK: po "galicjuszowemu": "we młynie" ;-) ) i płacili niemce uczciwie: wódką i żółtym serem. Do konsumpcji na miejscu. Od okupacji dziadek nie tknął wódki ani żółtego sera XD

Ale szacunek, mimo dokonań Szkoły Lwowskiej (Dziadek był raz w Lwowie, z pięć dni z Sanoka podróżował, głównie pieszo), to jednak chłopaki z Uniwersytetu Poznańskiego rozłożyli enigmę. Niemieckojęzyczni, ale to oni wprowadzili matematykę do dekryptażu.

Za to Ulam "liczył bombę wodorową".

Wychodzi "na zero", można się napić "gdzieś po środku".

;-)

:kamienny "pośrodku" to ja w sumie jestem teraz.
Obie gałęzie pochodziły z Warszawy. Obie okupację spędziły w Rzeszowie.
Mama potem przeszła przez Nową Hutę i Poznań, by osiąść w Kaliszu, jeszcze z krótkim epizodem trójmiejskim. Tata przed Kaliszem jakiś czas bywał w Kielcach (a w Rzeszowie zdążył jeszcze być w pierwszym składzie piłki kopanej Stal Rzeszów, nawet gdzieś mam tabliczkę pamiątkową "za rozegranie 100 meczów").
A w Poznaniu ostatecznie wylądowaliśmy za sprawą mojego liceum i studiów. Ale szczegółów już nie dopytam. Chyba, że znasz dobre medium.

:fulmar Medium? Wczoraj wróciliśmy z zawodów MTB w Katowicach, a jadąc tam w piątek zajrzeliśmy na Opawską 67 w Raciborzu, więc aktualnie trochę "medium" na stanie mam XD

:kamienny nie przeginaj.
Niektóre sprawy z tych wspomnień przeplatały się w rozmowach. Ale już nie mam kogo spytać o szczegóły. Do marca noszę czarny krawat.