Wiem, okrutnie długie, ale muszę bo się uduszę....
Nie wie o obcych cywilizacjach nic ten, kto nie był u fryzjera na farbie w sobotni poranek. To zupełnie inny świat, gdzie absurdy i przejawy skrajnej głupoty mieszają się z ludzkimi dramatami, a wszystko to
dopełnione jest ... kobiecą brzydotą.
Mężczyźni w przeciwieństwie do kobiet są w tym względzie bardzo uprzywilejowani. Facet przychodzi do fryzjera z większą ilością włosów, a wychodzi z mniejszą. Cały czas wygląda normalnie i jest podobny do siebie. Natomiast kobiety zazwyczaj juz wkraczają z dziwnymi zjawiskami na głowie,
a potem jest juz tylko gorzej. Toksyczne mazie o zapachu fabryki lakierów do drewna wżerają sie w siwe włosy. Cale rolki folii aluminiowej i spożywczej wplatane są w kleiste kołtuny zapewniając paniom unikalny styl zdezelowanego kosmity. Samobójczym, choć uzasadnionym posunięciem jest
przyjście do tego salonu dziwadeł bez makijażu. Oczy często reagują na chemiczne opary łzawieniem, a i nierzadko fryzjer lubi zalać trochę twarz klientki wodą przy myciu. Wtedy kosmitka zmienia sie w piekielną krzyżówkę Obcego i pandy. Sprawy nie da sie polepszyć nawet ubraniem, bo standardowo
jak to przy podróżach kosmicznych uczestnicy dostają mało atrakcyjne uniformy, w tym przypadku będące syntetycznymi pelerynkami. I parafrazując klasyka ''tylko paznokcie czerwone (u stóp) nie dają mi zapomnieć ze ponoć jestem człowiekiem''.
Dokuczliwy bywa także brak atmosfery intymności do przeżywania tej okrutnej
procedury. Zazwyczaj fryzjerzy lubują sie w wielkich oknach, co sprawia że pokazy przybyszek z innych galaktyk są dość mocno publiczne i zazwyczaj przyciągają uwagę, choćby przelotną, prostych przechodniów. Zjawisko to można porównać tylko z ukraińskimi prostytutkami w witrynach amsterdamskich burdeli. Każdy może sobie popatrzeć, tylko doznania estetyczne są skrajnie
rożne.
Skoro nie można przeżywać tego w odosobnieniu, to może choć udałoby się zrobić to w ciszy, skupieniu i spokoju ducha? Ależ absolutnie nie. Co by o fryzjerach nie mówić, to mogą mieć odmienne style farbowania czy strzyżenia, ale wszystkich łączy jedno - fanatyczne zamiłowanie do słuchania
muzyki z najgorszych dostępnych stacji radiowych. Disco, dance, disco polo, im bardziej tandetne tym lepiej.
Jednak tym co zaskakuje najbardziej to prowadzone rozmowy na linii fryzjer - zafoliowane głowy. Zaczynam dochodzić do przekonania, że szczelne owiniecie głowy plastikiem skutkuje krytycznym przegrzaniem mózgu i brakiem kontroli nad tym co i komu się mówi. To że fryzjer z założenia
przeprowadza wywiad środowiskowo- psychologiczno- światopoglądowy to norma. Inna sprawa co się w nim ujawnia. O ile stwierdzenie ilości posiadanych dzieci czy przyznanie, że zimne lato jest gorsze od upalnego jest w miarę obojętne, to dzielenie się z panią od nożyczek i innymi, zupełnie
przypadkowymi kosmitkami, szczegółami rozwodu, detalami z przebytej
chemioterapii, tudzież ujawnianie sekretów koleżanek lub informacji, które już na pierwszy rzut brzmią jak co najmniej tajemnica służbowa jest głupie, niesmaczne i sprawia że te godziny z bejcą na włosach ciągną się w nieskończoność.
W tej całej fali przykrości rożnej maści lekkiego uradowania, pomieszanego z zażenowaniem przysparzają fryzjerskie teorie i prawdy objawione. Tu bogactwo urojeń jest tak nieprzebrane, że aż trudno je skatalogować i opisać. Nie mniej jednak od jakiegoś czasu moją ulubioną tezą jest ta, że
siwych włosów, nawet jeśli występują sporadycznie, pod żadnym pozorem nie wolno wyrywać.... ponieważ w miejsce jednego wyrwanego siwego wyrastają dwa siwe, a niekiedy i trzy. Po tym jak juz odzyskałam przytomność, gdy usłyszałam to po raz pierwszy, to nieśmiało powiedziałam panu fryzjerowi, że gdyby tak było to ludzie łysiejący nagminnie wyrywaliby sobie siwe włosy, aby tym sposobem cieszyć się bujną czupryną. Poza tym trochę
wbrew prawom natury jest żeby z jednego mieszka włosowego wyrastał więcej niż jeden włos. Te uwagi nie zmusiły fryzjera do głębszych refleksji, ale za to ofukał mnie ze to są ''fryzjerskie sprawy'' i nie muszę ich rozumieć. Nauczona doświadczeniem na jakiekolwiek zaczepki rozmowy staram się odpowiadać '' nie wiem, nie znam się, nie mam zdania na ten temat, zarobiona jestem ''.
I tak oto zmierzamy do Grande Finale. Po farbach, zakwaszaczach, kuracjach, goleniu, strzyżeniu, przychodzi czas na sakramentalne pytanie- to jak układamy? Pytanie czysto retoryczne, bo bez względu na to co odpowiemy fryzjer ułoży tak jak będzie chciał, zazwyczaj ''na
bogato''. Jest taka dążność do tego żeby klientka po wyjściu z kosmodromu czuła się wyjątkowo, odświętnie, we fryzurze nie do powtórzenia w domu oraz całkowicie niestosownej do pory dnia, roku czy okazji. Póki ciało pod gadająca głową spowite jest w wyrwaną z kontekstu stylonową pelerynkę to większość uczesań jest w miarę dopuszczalna, bo stanowi jedyny charakterystyczny element kosmitki. Ale gdy pelerynka opada okazuje się, że trzeba zmierzyć się z rzeczywistością i pogodzić się, że lekko stargana życiem koszulka Welcome to Hawaii, szorty i japonki zostają uzupełnione
ekskluzywnym uczesaniem, wprost z czerwonego dywanu, lub próbną fryzurą
ślubną. A to wszystko w odpowiedzi na prośbę- proszę uczesać tak, żeby było w miarę naturalnie.
I tak oto włosy Veroniki Lake podreptały w dżinsowych szortach do domu.
Nie wie o obcych cywilizacjach nic ten, kto nie był u fryzjera na farbie w sobotni poranek. To zupełnie inny świat, gdzie absurdy i przejawy skrajnej głupoty mieszają się z ludzkimi dramatami, a wszystko to
dopełnione jest ... kobiecą brzydotą.
Mężczyźni w przeciwieństwie do kobiet są w tym względzie bardzo uprzywilejowani. Facet przychodzi do fryzjera z większą ilością włosów, a wychodzi z mniejszą. Cały czas wygląda normalnie i jest podobny do siebie. Natomiast kobiety zazwyczaj juz wkraczają z dziwnymi zjawiskami na głowie,
a potem jest juz tylko gorzej. Toksyczne mazie o zapachu fabryki lakierów do drewna wżerają sie w siwe włosy. Cale rolki folii aluminiowej i spożywczej wplatane są w kleiste kołtuny zapewniając paniom unikalny styl zdezelowanego kosmity. Samobójczym, choć uzasadnionym posunięciem jest
przyjście do tego salonu dziwadeł bez makijażu. Oczy często reagują na chemiczne opary łzawieniem, a i nierzadko fryzjer lubi zalać trochę twarz klientki wodą przy myciu. Wtedy kosmitka zmienia sie w piekielną krzyżówkę Obcego i pandy. Sprawy nie da sie polepszyć nawet ubraniem, bo standardowo
jak to przy podróżach kosmicznych uczestnicy dostają mało atrakcyjne uniformy, w tym przypadku będące syntetycznymi pelerynkami. I parafrazując klasyka ''tylko paznokcie czerwone (u stóp) nie dają mi zapomnieć ze ponoć jestem człowiekiem''.
Dokuczliwy bywa także brak atmosfery intymności do przeżywania tej okrutnej
procedury. Zazwyczaj fryzjerzy lubują sie w wielkich oknach, co sprawia że pokazy przybyszek z innych galaktyk są dość mocno publiczne i zazwyczaj przyciągają uwagę, choćby przelotną, prostych przechodniów. Zjawisko to można porównać tylko z ukraińskimi prostytutkami w witrynach amsterdamskich burdeli. Każdy może sobie popatrzeć, tylko doznania estetyczne są skrajnie
rożne.
Skoro nie można przeżywać tego w odosobnieniu, to może choć udałoby się zrobić to w ciszy, skupieniu i spokoju ducha? Ależ absolutnie nie. Co by o fryzjerach nie mówić, to mogą mieć odmienne style farbowania czy strzyżenia, ale wszystkich łączy jedno - fanatyczne zamiłowanie do słuchania
muzyki z najgorszych dostępnych stacji radiowych. Disco, dance, disco polo, im bardziej tandetne tym lepiej.
Jednak tym co zaskakuje najbardziej to prowadzone rozmowy na linii fryzjer - zafoliowane głowy. Zaczynam dochodzić do przekonania, że szczelne owiniecie głowy plastikiem skutkuje krytycznym przegrzaniem mózgu i brakiem kontroli nad tym co i komu się mówi. To że fryzjer z założenia
przeprowadza wywiad środowiskowo- psychologiczno- światopoglądowy to norma. Inna sprawa co się w nim ujawnia. O ile stwierdzenie ilości posiadanych dzieci czy przyznanie, że zimne lato jest gorsze od upalnego jest w miarę obojętne, to dzielenie się z panią od nożyczek i innymi, zupełnie
przypadkowymi kosmitkami, szczegółami rozwodu, detalami z przebytej
chemioterapii, tudzież ujawnianie sekretów koleżanek lub informacji, które już na pierwszy rzut brzmią jak co najmniej tajemnica służbowa jest głupie, niesmaczne i sprawia że te godziny z bejcą na włosach ciągną się w nieskończoność.
W tej całej fali przykrości rożnej maści lekkiego uradowania, pomieszanego z zażenowaniem przysparzają fryzjerskie teorie i prawdy objawione. Tu bogactwo urojeń jest tak nieprzebrane, że aż trudno je skatalogować i opisać. Nie mniej jednak od jakiegoś czasu moją ulubioną tezą jest ta, że
siwych włosów, nawet jeśli występują sporadycznie, pod żadnym pozorem nie wolno wyrywać.... ponieważ w miejsce jednego wyrwanego siwego wyrastają dwa siwe, a niekiedy i trzy. Po tym jak juz odzyskałam przytomność, gdy usłyszałam to po raz pierwszy, to nieśmiało powiedziałam panu fryzjerowi, że gdyby tak było to ludzie łysiejący nagminnie wyrywaliby sobie siwe włosy, aby tym sposobem cieszyć się bujną czupryną. Poza tym trochę
wbrew prawom natury jest żeby z jednego mieszka włosowego wyrastał więcej niż jeden włos. Te uwagi nie zmusiły fryzjera do głębszych refleksji, ale za to ofukał mnie ze to są ''fryzjerskie sprawy'' i nie muszę ich rozumieć. Nauczona doświadczeniem na jakiekolwiek zaczepki rozmowy staram się odpowiadać '' nie wiem, nie znam się, nie mam zdania na ten temat, zarobiona jestem ''.
I tak oto zmierzamy do Grande Finale. Po farbach, zakwaszaczach, kuracjach, goleniu, strzyżeniu, przychodzi czas na sakramentalne pytanie- to jak układamy? Pytanie czysto retoryczne, bo bez względu na to co odpowiemy fryzjer ułoży tak jak będzie chciał, zazwyczaj ''na
bogato''. Jest taka dążność do tego żeby klientka po wyjściu z kosmodromu czuła się wyjątkowo, odświętnie, we fryzurze nie do powtórzenia w domu oraz całkowicie niestosownej do pory dnia, roku czy okazji. Póki ciało pod gadająca głową spowite jest w wyrwaną z kontekstu stylonową pelerynkę to większość uczesań jest w miarę dopuszczalna, bo stanowi jedyny charakterystyczny element kosmitki. Ale gdy pelerynka opada okazuje się, że trzeba zmierzyć się z rzeczywistością i pogodzić się, że lekko stargana życiem koszulka Welcome to Hawaii, szorty i japonki zostają uzupełnione
ekskluzywnym uczesaniem, wprost z czerwonego dywanu, lub próbną fryzurą
ślubną. A to wszystko w odpowiedzi na prośbę- proszę uczesać tak, żeby było w miarę naturalnie.
I tak oto włosy Veroniki Lake podreptały w dżinsowych szortach do domu.
--
Najlepsze na kaca jest powietrze z materaca.