Rzecz dzieje się w portowym barze.
Towarzystwo popija, rżnie w karciochy, siłuje się na rękę i takie tam.
No i jest jeden doker, któremu nikt nie może dać rady - na rękę kładzie wszystkich.
W końcu proponuje zakład - spora forsa dla tego, kto wyciśnie z cytryny choć kropelkę po tym jak on ją wyciśnie.
Nikt się nie zgłasza.
Następnego wieczoru ta sama sytuacja, ale..
zgłasza się taki niepozorny chudy facio w kusym paltociku i okularkach - przyjmuje zakład.
Doker bierze cytrynę w łapsko, ściska.. ściska.. sczerwieniał na twarzy.. ściska.. koniec.
Daje facecikowi zmiętoszone pozostałości cytryny z uśmieszkiem triumfu, facecik bierze.. ściska.. skrzywił się trochę, czoło zmarszczył.. kap, kap..
Chwila konsternacji, owacje, wrzawa, wreszcie pada pytanie:
- Panie, kto pan jesteś !? Jakiś magik ? Supersiłacz ?
- A gdzie tam, ja zwykły komornik jestem.
Towarzystwo popija, rżnie w karciochy, siłuje się na rękę i takie tam.
No i jest jeden doker, któremu nikt nie może dać rady - na rękę kładzie wszystkich.
W końcu proponuje zakład - spora forsa dla tego, kto wyciśnie z cytryny choć kropelkę po tym jak on ją wyciśnie.
Nikt się nie zgłasza.
Następnego wieczoru ta sama sytuacja, ale..
zgłasza się taki niepozorny chudy facio w kusym paltociku i okularkach - przyjmuje zakład.
Doker bierze cytrynę w łapsko, ściska.. ściska.. sczerwieniał na twarzy.. ściska.. koniec.
Daje facecikowi zmiętoszone pozostałości cytryny z uśmieszkiem triumfu, facecik bierze.. ściska.. skrzywił się trochę, czoło zmarszczył.. kap, kap..
Chwila konsternacji, owacje, wrzawa, wreszcie pada pytanie:
- Panie, kto pan jesteś !? Jakiś magik ? Supersiłacz ?
- A gdzie tam, ja zwykły komornik jestem.
--
Zakon Małych Kwiatuszków Bezustannej Irytacji