Dojechałem do pracy (jeżdżę na obiekty handlowe na południu Polski). Dzwoni żona.
- Dojechałeś?
- Tak.
- Gdzie dzisiaj jesteś?
- W Niemodlinie.
- Acha... A masz tam paczkomat?
- No, mam
- To ci wyśle kod, odbierzesz paczkę.
- Zamówiłaś paczkę? Do Niemodlina?
- (cisza)
- DO NIEMODLINA?!
- Nie ważne.
- Coś ty kupił?
- No... Kalendarz Adwentowy z czekoladkami. To miałem kupić, prawda?
- Grudzień ma 31 dni, a tu są tylko 24 okienka
- (milczę)
- (żona milczy)
- Jezus, szopka, narodziny? Dzwoni ci coś?
- (BARDZO WYMOWNA CISZA)
Spaliła buraka i poszła.
- Dojechałeś?
- Tak.
- Gdzie dzisiaj jesteś?
- W Niemodlinie.
- Acha... A masz tam paczkomat?
- No, mam
- To ci wyśle kod, odbierzesz paczkę.
- Zamówiłaś paczkę? Do Niemodlina?
- (cisza)
- DO NIEMODLINA?!
- Nie ważne.
- Coś ty kupił?
- No... Kalendarz Adwentowy z czekoladkami. To miałem kupić, prawda?
- Grudzień ma 31 dni, a tu są tylko 24 okienka
- (milczę)
- (żona milczy)
- Jezus, szopka, narodziny? Dzwoni ci coś?
- (BARDZO WYMOWNA CISZA)
Spaliła buraka i poszła.
--
I am the law!