Obejrzałem ten rosyjski film o wojnie w Afganistanie z mieszanymi uczuciami.
Młodzi żołnierze radzieckiej armii przeniesieni zostają z obozu szkoleniowego w samo centrum wojny. Tam otrzymują zadanie utrzymania wzgórza 3234, jednak wyniszczające ataki partyzantów afgańskich dziesiątkują oddział. Zdesperowani żołnierze błagają dowództwo o pomoc. Odsiecz jednak nie nadchodzi. Skazani są tylko na siebie. Okazuje się, że zostala podjęta o wycofaniu wojsk z Afganistanu, w ewakuacyjnym rozgardiaszu zapomniano o broniących się żołnierzach. Film oparty na prawdziwej historii.
Niewątpliwie film jest zrobiony sprawnie i z dużym rozmachem. Jako fabularny film wojenny robi wrażenie. Ale... czegoś brakuje. Mnie zabraklo szerszego kontekstu historyczno-politycznego. Tenże jest właściwie zastąpiony przez końcowe napisy. A akcja filmu dzieje się pod koniec wojny afgańskiej, krótko przed rozpadem Związku Radzieckiego, w ktorym rządzi Gorbaczow. Szkoda, że te istotne okoliczności wlaściwie pominięto. Podobnie brakuje pokazania różnic kulturowych - wojna wszak toczyła się w kraju islamskim. Owszem, kwestia ta została jakby wspomniana podczas sceny ze szkolenia żołnierzy przed wyjazdem na front, ale potem praktycznie reżyser do niej nie powraca.
Wreszcie, żołnierze walczący w Afganistanie są pokazani i traktowani jako bohaterowie. Trochę to nie współgra z faktem, że pod pretekstem "bratniej pomocy" tak napradwę dokonano agresji na Aganistan i ci żołnierze też byli agresorami...
Szkoda... Mógł powstać naprawdę ciekawy film (jego budżet wynosił 9 mln dolarów), natomiast w sumie jest to sprawny film wojenny i... nic poza tym.
Mnie utkwily w pamięci słowa radzieckiego oficera prowadzącego wspomniane szkolenie dla żołnierzy jadących na front: W Afganistanie nikt jeszcze nigdy nie wygrał . Oby te słowa nie okazały się prorocze dla nas, bo od przyszłego roku bodaj tysiąc polskich żolnierzy ma pojechać do Afganistanu. Nie łudźmy się, oni też będą traktowani jako agresorzy...
PS Rozmowa z reżyserem Fiodorem Bondarczukiem
Młodzi żołnierze radzieckiej armii przeniesieni zostają z obozu szkoleniowego w samo centrum wojny. Tam otrzymują zadanie utrzymania wzgórza 3234, jednak wyniszczające ataki partyzantów afgańskich dziesiątkują oddział. Zdesperowani żołnierze błagają dowództwo o pomoc. Odsiecz jednak nie nadchodzi. Skazani są tylko na siebie. Okazuje się, że zostala podjęta o wycofaniu wojsk z Afganistanu, w ewakuacyjnym rozgardiaszu zapomniano o broniących się żołnierzach. Film oparty na prawdziwej historii.
Niewątpliwie film jest zrobiony sprawnie i z dużym rozmachem. Jako fabularny film wojenny robi wrażenie. Ale... czegoś brakuje. Mnie zabraklo szerszego kontekstu historyczno-politycznego. Tenże jest właściwie zastąpiony przez końcowe napisy. A akcja filmu dzieje się pod koniec wojny afgańskiej, krótko przed rozpadem Związku Radzieckiego, w ktorym rządzi Gorbaczow. Szkoda, że te istotne okoliczności wlaściwie pominięto. Podobnie brakuje pokazania różnic kulturowych - wojna wszak toczyła się w kraju islamskim. Owszem, kwestia ta została jakby wspomniana podczas sceny ze szkolenia żołnierzy przed wyjazdem na front, ale potem praktycznie reżyser do niej nie powraca.
Wreszcie, żołnierze walczący w Afganistanie są pokazani i traktowani jako bohaterowie. Trochę to nie współgra z faktem, że pod pretekstem "bratniej pomocy" tak napradwę dokonano agresji na Aganistan i ci żołnierze też byli agresorami...
Szkoda... Mógł powstać naprawdę ciekawy film (jego budżet wynosił 9 mln dolarów), natomiast w sumie jest to sprawny film wojenny i... nic poza tym.
Mnie utkwily w pamięci słowa radzieckiego oficera prowadzącego wspomniane szkolenie dla żołnierzy jadących na front: W Afganistanie nikt jeszcze nigdy nie wygrał . Oby te słowa nie okazały się prorocze dla nas, bo od przyszłego roku bodaj tysiąc polskich żolnierzy ma pojechać do Afganistanu. Nie łudźmy się, oni też będą traktowani jako agresorzy...
PS Rozmowa z reżyserem Fiodorem Bondarczukiem