Wydaje mi się, że coraz więcej młodzieży, to ci co ich rodziców pchano w latach 90 do kościoła, na religię itd - bo trzeba, ale sami już swoich dzieci nie popychają, bo widzą, że już nie trzeba.
Lata 90 to ten czas, gdy u władzy były partie prokościelne*, kościół miał dużą władzę, a ludzie zamknięci byli między wschodem, który z Polski wyszedł, a zachodem wchodzącym w ograniczony sposób. To czas, gdy Suchocka pchała konkordat, Wałęsa wszędzie chodził z prywatnym księdzem, a inni mędrcy pod dyktando kościoła pisali "kompromis aborcyjny". Kościół był wszędzie, a ludzie nauczeni czasem PRL wiedzieli, że władzy lepiej nie podpadać, więc tak jak sami jeszcze kilka lat wcześniej dla świętego spokoju szli 1 maja w pochodzie, tak wówczas posyłali dzieci na religię. Kolejne pokolenie wychowało się w świecie otwartych granic, gdzie tak jak kiedyś autosanem jechało się do miasta, tak teraz lołkostem leciało się do Londynu. I w tym świecie straszenie szatanem w kondomie nie działa.
*) nawet SLD nie odważyło się podskoczyć
Ostatnio edytowany:
2021-03-06 12:28:43
--
b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b