Uprzejmie ostrzegam, że tu jest 2,5 strony czytania... Orędzie jak od Fidela, ale też jest co podsumowywać . No, i sporo w temacie gorzoły, więc jeśli to dla kogoś zagadnienie drażniące, to proszę se odpuścić .
Hej! Skoro to czas zbierania podsumowań i snucia planów, to i ja się o to pokuszę .
Dla mnie rok 2020 był jednym z najlepszych. Pewnie stwierdzicie, że „posrało Go do reszty" – , to pozwólcie, że wytłumaczę Wam, dlaczego...
Przez pierwsze 3 miesiące roku nie działo się nic spektakularnego – no, może oprócz kolejnego Finału WOŚP, choć tam nie poudzielałem się za dużo .
Do tej Wielkiej Orkiestry – takiego mojego „dziecka" – dalej mam ogromny sentyment, ale od czasu, kiedy przestałem chlać – lista pięknych opcji do zdziałania, tak bardzo się wydłużyła, że na wszystko – po prostu – nie starczyło by energii! Ot, potwierdziliśmy, że nawet na wsi da się zrobić duże i piękne imprezy Finałowe, na które przyjadą nawet Ludzie z okolicznych miast i wsi, a przy pracy nad każdym Finałem da się zjednoczyć setki pięknych Ludzi – i to ponad jakimikolwiek podziałami!
No, i dobrze! Porobione, udowodnione, że się da, ale trzeba iść dalej i próbować nowych zagadnień i spraw – bo, z reguły, Alkoholik ma to do siebie, że zaliczył już tak wiele różnego rodzaju „emocji", że czuje wieczny niedosyt i nieustanną chęć wkraczania na nowe obszary . No, przynajmniej u mnie to tak działa . Zamiast mówić, że to zrobię – zrobić! A jak już zrobione, to iść dalej i szukać nowych celów! Nuda mocno niewskazana, możliwe, że zabójcza - więc nie próbuję...
Moim celem na ubiegły rok, było nachapać się tylu monet, żeby wystarczyło na kupno fajnego, turystycznego autka – to trwało już od 2019 i udało się jakoś w czerwcu 2020 . Poprzedzone to było – chyba jedynym, poważniejszym, słabszym momentem w roku – przedwczesnym zjazdem do kraju. Bo było słabo – kupa małych smutków nazbierała się w dość niefajny stos i stwierdziłem, że jedyną mądrą opcją będzie rzucenie wszystkiego i powrót, by uspokoić dekiel.
Żadne pieniądze nie są ważniejsze od mojej trzeźwości, a gdybym znowu wpadł w śmiertelne tango, to całkiem realne, że mogłoby się to skończyć absolutnie niewesoło. Dużo mi to dało do myślenia, ugruntowało świadomość bycia chorym – słowem – bardzo dobra lekcja. I potrzebna. Nie skończyło by się może tak kolorowo, gdybym nie zrobił tego, co zawsze tłukę do głów innym, branżowym „Rozsypańcom" – jeśli przerosła Cię sytuacja, to pakuj dupsko, kupuj bilet i spierdalaj czym prędzej na spokojny grunt. Jesteśmy Alkoholikami, w naszej branży „bohaterstwo” ani chojractwo nie przechodzi... Pamiętaj o tym, albo giń...
I to już koniec smutów, ale trzeba też o nich wspomnieć, bo to też przecież jakiś tam składnik życia .
Po zakupie wymarzonego Klamorka, przez półtora miesiąca miałem trochę dłubania przy Nim i dopieszczania Go . Niby żadne skomplikowane prace, a cieszyły jak małego Dzieciaka . Słodki efekt tworzenia . Po tych operacjach, jakoś pod koniec sierpnia, spakowaliśmy niezbędne potrzebności i wziąłem Rodziców na pierwsze, krajowe, 2-tygodniowe szlajanko . Pieniny, Bieszczady... Spanie w aucie i w namiocie; codzienne, spontaniczne działania; pierwsze, nieśmiałe poranne kąpiele w przyjemnie chłodnych rzeczkach; kilka pierwszych kilometrów na górskich ścieżkach... Coś wspaniałego!
Pełno nowych doznań, piękne wspomnienia, bateryjki z optymizmem naładowane do granic możliwości! Myślę, że takich wspomnień nie kupiłbym nawet w najdroższym, all-pakiecie – spokój, cisza, kontakt z naturą, dreptanie mało zdreptanych szlaków... A jeśli odkryje się to darmowe piękno i wyzbędzie się chuci posiadania wszystkiego, co najdroższe i luksusowe, to i wakacje można sobie znacznie przedłużyć! I, zamiast bulić grubą kasę za tydzień gdzieś na drugim końcu świata, to równie dobrze za te same pieniądze można spokojnie objechać znaczny kawałek Polski i poodkrywać równie piękne miejsca... I - przy tym samym budżecie - robić to, np. 2 miesiące - bez wymuskanych masaży, dzikich bib czy drinków z palemkami – za to mieć kontakt z czymś bardziej dzikim i znacznie mniej okiełznanym. Odkrywać!
Przez te pół roku, odkąd Klamorek mi służy, zjechaliśmy razem już jakieś 6000 mil. A jeszcze nawet nie wyjechaliśmy z Polski...
Wycieczki w góry uskuteczniane są co chwila; na szlaku poznaję coraz więcej wspaniałych Ludzi, a miesięczne „górskie" kilometry już od jakiegoś czasu nie spadają poniżej setki . Bezczelnie wysysam z Gór dobrą energię, a One nie mają mi tego za złe . Tej energii jest tam tyle, że spokojnie wystarczy dla wszystkich – warto czasem opuścić swoją strefę komfortu, ruszyć dupę z fotela i wyjść połazić . Tak jest dobrze dla dekla. Higienicznie...
Tam – na górze – halny momentalnie wywieje ze łba ewentualne smutne myśli, robiąc miejsce na zarejestrowanie przepięknych widoczków... Tam - idąc na Babią Górę percią Akademików - zapomnisz o swoim, ubzduranym, lęku wysokości... Tam odpoczniesz, choć kopyta będą boleć jak diabli... I, wreszcie – tam każdy przechodzień jest Ci życzliwy, powie: „cześć", „siema" czy „dzień dobry", uśmiechając się przy tym szczerze... Inny świat, a niby tylko kilometr wyżej...
Schodząc z gór, mam z reguły taki zapas energii, że i w tych szarych nizinach dzieje się dobrze – czasem nawet tego bakcyla połknie ktoś Znajomy...
Drugim sposobem na utrzymanie dekla w formie jest morsianko – to też temat, który zaczął się w tym roku i stał się już powoli nowym uzależnieniem . Ale takie uzależnienia, to ja mogę mieć! W tej zimnej wodzie też co rusz jest okazja na poznanie pozytywnych i nietuzinkowych Ludzi, co to też wiedzą, jak cieszyć się z drobnostek . Me gusta! Takie zachowania powinno się propagować, więc robię to też z wielką przyjemnością!
A jak już jest zapas dobrej energii, to można czasem dać jej upust i spróbować pomóc czasem komuś, kto jest w trudniejszej sytuacji. Nie wiem za dużo, bo szkoły przepite , ale skupiam się na branży, którą co dzień trochę bardziej odkrywam . Na trzeźwieniu. Dobrze tak czasami dać Komuś trochę nadziei i podszepnąć, którędy da się wrócić na proste tory... A – jak to gadają – pomagając innym – pomagasz sobie – więc tutaj profity są zawsze po obu stronach .
Gdy przychodzą „wrażliwe” daty – te, które kojarzą się z najmroczniejszymi chwilami – wtedy staram się zająć czymś pozytywnym – w Święta biorę na siebie funkcję Wolontariusza przy przekazywaniu jedzonka Potrzebującym; a wczoraj – w Sylwestra – zwieńczyłem sobie rok, robiąc maratońskie 42,5 kilometra . Ale nie biegnąc, a spacerem – bo spokojem też można załatwić wiele – może nawet więcej, niż dzicząc... („Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu...” – Desiderata mądrze prawi! ).
To jest właśnie to, że Alkoholik ma nieodwracalnie zepsuty układ hamulcowy – i jak kiedyś priorytetem było nie wyciąganie pyska z wiadra z trucizną – tak teraz ten brak hamulców można trochę okiełznać i pożytkować energię w dobrych miejscach – a czasami skutkuje to całkiem fajnymi wynikami!
Planem na ten rok jest: najpierw jakiś 2-miesięczny wypad za granicę w celu uzupełnienia stanu konta – o dziwo, po półrocznych wakacjach zaczyna tam świecić rezerwa! Wyjazd jest na razie trochę zblokowany sytuacją, ale jestem dobrej myśli .
Chcę uzbierać pieniędzy na zrealizowanie kolejnego, pięknego celu, a może też zlepić to razem z jakąś akcją charytatywną na któregoś potrzebującego Dzieciaczka . Chciałbym, mianowicie, 25. kwietnia stanąć na pierwszym od „niemieckiej” strony, szczycie wchodzącym w skład Korony Gór Polski, i sukcesywnie zaliczyć wszystkie 28 szczytów . Spanie w Klamorku; tyczenie szlaków; dużo dreptania; częsta zmiana miejsc biwakowych i budzenie się co chwila mając inny ogród za szybami mobilnego domku . I tak przez może 2 miesiące – od Wysokiej Kopy przy zachodniej granicy, aż do bieszczadzkiej Tarnicy, przy Ukrainie... Plus bonusowy odskok na kielecczyznę, bo tam też jakieś górki wyrosły . A ta data rozpoczęcia Przygody jest mi najważniejsza, bo – jeśli wszystko potoczy się pomyślnie – to będzie to moja trzecia rocznica rozpoczęcia nowego, trzeźwego życia... Symbolicznie tak...
Czas operacyjny na KGP już leci, bo pierwsze parę szczytów zaliczyłem już w grudniu, ale zależy mi na tym, żeby zrobić Koronę w czasie troszkę dłuższym niż pół roku. 6 miesięcy zajęło to pierwszemu Znajomemu z okolicy, a nie chciałbym się z Nim ścigać, bo On kroczy już po innych połoninach... Brawo, Tadek! Ty zawsze będziesz najlepszy i cały czas inspirujesz!
Kończąc ten okropnie długi zalew literek: życzę Wam, żeby działać tak, jak to napisano w „Modlitwie o Pogodę Ducha":
- dbać o ten swój wewnętrzny spokój i optymizm;
- godzić się z tym, na co nie mam wpływu – bo szkoda trwonić energię na niepotrzebne wkurwy;
- mieć odwagę i siłę na to, by zmienić to , co się da – nawet, jeśli to nie najłatwiejsze! A jak coś wygląda na niemożliwe, to i tak spróbować, by do końca nie żyć z obciążeniem, że „jednak mogłem/mogłam spróbować...” Próbuj! A czym większy włożony wysiłek – tym większa satysfakcja, jeśli się uda!
- no, i – nauczyć się odróżniać to, na co mam wpływ, a czego nie poprawię. Mogę dbać o własny spokój – to udziela się też później naokoło i to jest działanie jak najbardziej w moim zasięgu. Nie za wiele poradzę np. w kwestii pandemii – ale to nie znaczy, że muszę siedzieć wlepiony w telewizor, biadolić i liczyć kolejne zgony. Umartwianiem się i tak nic nie poprawię, a tylko sobie zaszkodzę... A psychiatryki mają swoją wyporność – nie sprawdzajmy, jak wielką...
Do siego roku i zdrowia! Jak jest zdrowie (również to pod deklem ), to jest wielka szansa, że reszta przyjdzie sama!
Pozdrawiam! Marek, Alkoholik.
">
Hej! Skoro to czas zbierania podsumowań i snucia planów, to i ja się o to pokuszę .
Dla mnie rok 2020 był jednym z najlepszych. Pewnie stwierdzicie, że „posrało Go do reszty" – , to pozwólcie, że wytłumaczę Wam, dlaczego...
Przez pierwsze 3 miesiące roku nie działo się nic spektakularnego – no, może oprócz kolejnego Finału WOŚP, choć tam nie poudzielałem się za dużo .
Do tej Wielkiej Orkiestry – takiego mojego „dziecka" – dalej mam ogromny sentyment, ale od czasu, kiedy przestałem chlać – lista pięknych opcji do zdziałania, tak bardzo się wydłużyła, że na wszystko – po prostu – nie starczyło by energii! Ot, potwierdziliśmy, że nawet na wsi da się zrobić duże i piękne imprezy Finałowe, na które przyjadą nawet Ludzie z okolicznych miast i wsi, a przy pracy nad każdym Finałem da się zjednoczyć setki pięknych Ludzi – i to ponad jakimikolwiek podziałami!
No, i dobrze! Porobione, udowodnione, że się da, ale trzeba iść dalej i próbować nowych zagadnień i spraw – bo, z reguły, Alkoholik ma to do siebie, że zaliczył już tak wiele różnego rodzaju „emocji", że czuje wieczny niedosyt i nieustanną chęć wkraczania na nowe obszary . No, przynajmniej u mnie to tak działa . Zamiast mówić, że to zrobię – zrobić! A jak już zrobione, to iść dalej i szukać nowych celów! Nuda mocno niewskazana, możliwe, że zabójcza - więc nie próbuję...
Moim celem na ubiegły rok, było nachapać się tylu monet, żeby wystarczyło na kupno fajnego, turystycznego autka – to trwało już od 2019 i udało się jakoś w czerwcu 2020 . Poprzedzone to było – chyba jedynym, poważniejszym, słabszym momentem w roku – przedwczesnym zjazdem do kraju. Bo było słabo – kupa małych smutków nazbierała się w dość niefajny stos i stwierdziłem, że jedyną mądrą opcją będzie rzucenie wszystkiego i powrót, by uspokoić dekiel.
Żadne pieniądze nie są ważniejsze od mojej trzeźwości, a gdybym znowu wpadł w śmiertelne tango, to całkiem realne, że mogłoby się to skończyć absolutnie niewesoło. Dużo mi to dało do myślenia, ugruntowało świadomość bycia chorym – słowem – bardzo dobra lekcja. I potrzebna. Nie skończyło by się może tak kolorowo, gdybym nie zrobił tego, co zawsze tłukę do głów innym, branżowym „Rozsypańcom" – jeśli przerosła Cię sytuacja, to pakuj dupsko, kupuj bilet i spierdalaj czym prędzej na spokojny grunt. Jesteśmy Alkoholikami, w naszej branży „bohaterstwo” ani chojractwo nie przechodzi... Pamiętaj o tym, albo giń...
I to już koniec smutów, ale trzeba też o nich wspomnieć, bo to też przecież jakiś tam składnik życia .
Po zakupie wymarzonego Klamorka, przez półtora miesiąca miałem trochę dłubania przy Nim i dopieszczania Go . Niby żadne skomplikowane prace, a cieszyły jak małego Dzieciaka . Słodki efekt tworzenia . Po tych operacjach, jakoś pod koniec sierpnia, spakowaliśmy niezbędne potrzebności i wziąłem Rodziców na pierwsze, krajowe, 2-tygodniowe szlajanko . Pieniny, Bieszczady... Spanie w aucie i w namiocie; codzienne, spontaniczne działania; pierwsze, nieśmiałe poranne kąpiele w przyjemnie chłodnych rzeczkach; kilka pierwszych kilometrów na górskich ścieżkach... Coś wspaniałego!
Pełno nowych doznań, piękne wspomnienia, bateryjki z optymizmem naładowane do granic możliwości! Myślę, że takich wspomnień nie kupiłbym nawet w najdroższym, all-pakiecie – spokój, cisza, kontakt z naturą, dreptanie mało zdreptanych szlaków... A jeśli odkryje się to darmowe piękno i wyzbędzie się chuci posiadania wszystkiego, co najdroższe i luksusowe, to i wakacje można sobie znacznie przedłużyć! I, zamiast bulić grubą kasę za tydzień gdzieś na drugim końcu świata, to równie dobrze za te same pieniądze można spokojnie objechać znaczny kawałek Polski i poodkrywać równie piękne miejsca... I - przy tym samym budżecie - robić to, np. 2 miesiące - bez wymuskanych masaży, dzikich bib czy drinków z palemkami – za to mieć kontakt z czymś bardziej dzikim i znacznie mniej okiełznanym. Odkrywać!
Przez te pół roku, odkąd Klamorek mi służy, zjechaliśmy razem już jakieś 6000 mil. A jeszcze nawet nie wyjechaliśmy z Polski...
Wycieczki w góry uskuteczniane są co chwila; na szlaku poznaję coraz więcej wspaniałych Ludzi, a miesięczne „górskie" kilometry już od jakiegoś czasu nie spadają poniżej setki . Bezczelnie wysysam z Gór dobrą energię, a One nie mają mi tego za złe . Tej energii jest tam tyle, że spokojnie wystarczy dla wszystkich – warto czasem opuścić swoją strefę komfortu, ruszyć dupę z fotela i wyjść połazić . Tak jest dobrze dla dekla. Higienicznie...
Tam – na górze – halny momentalnie wywieje ze łba ewentualne smutne myśli, robiąc miejsce na zarejestrowanie przepięknych widoczków... Tam - idąc na Babią Górę percią Akademików - zapomnisz o swoim, ubzduranym, lęku wysokości... Tam odpoczniesz, choć kopyta będą boleć jak diabli... I, wreszcie – tam każdy przechodzień jest Ci życzliwy, powie: „cześć", „siema" czy „dzień dobry", uśmiechając się przy tym szczerze... Inny świat, a niby tylko kilometr wyżej...
Schodząc z gór, mam z reguły taki zapas energii, że i w tych szarych nizinach dzieje się dobrze – czasem nawet tego bakcyla połknie ktoś Znajomy...
Drugim sposobem na utrzymanie dekla w formie jest morsianko – to też temat, który zaczął się w tym roku i stał się już powoli nowym uzależnieniem . Ale takie uzależnienia, to ja mogę mieć! W tej zimnej wodzie też co rusz jest okazja na poznanie pozytywnych i nietuzinkowych Ludzi, co to też wiedzą, jak cieszyć się z drobnostek . Me gusta! Takie zachowania powinno się propagować, więc robię to też z wielką przyjemnością!
A jak już jest zapas dobrej energii, to można czasem dać jej upust i spróbować pomóc czasem komuś, kto jest w trudniejszej sytuacji. Nie wiem za dużo, bo szkoły przepite , ale skupiam się na branży, którą co dzień trochę bardziej odkrywam . Na trzeźwieniu. Dobrze tak czasami dać Komuś trochę nadziei i podszepnąć, którędy da się wrócić na proste tory... A – jak to gadają – pomagając innym – pomagasz sobie – więc tutaj profity są zawsze po obu stronach .
Gdy przychodzą „wrażliwe” daty – te, które kojarzą się z najmroczniejszymi chwilami – wtedy staram się zająć czymś pozytywnym – w Święta biorę na siebie funkcję Wolontariusza przy przekazywaniu jedzonka Potrzebującym; a wczoraj – w Sylwestra – zwieńczyłem sobie rok, robiąc maratońskie 42,5 kilometra . Ale nie biegnąc, a spacerem – bo spokojem też można załatwić wiele – może nawet więcej, niż dzicząc... („Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu...” – Desiderata mądrze prawi! ).
To jest właśnie to, że Alkoholik ma nieodwracalnie zepsuty układ hamulcowy – i jak kiedyś priorytetem było nie wyciąganie pyska z wiadra z trucizną – tak teraz ten brak hamulców można trochę okiełznać i pożytkować energię w dobrych miejscach – a czasami skutkuje to całkiem fajnymi wynikami!
Planem na ten rok jest: najpierw jakiś 2-miesięczny wypad za granicę w celu uzupełnienia stanu konta – o dziwo, po półrocznych wakacjach zaczyna tam świecić rezerwa! Wyjazd jest na razie trochę zblokowany sytuacją, ale jestem dobrej myśli .
Chcę uzbierać pieniędzy na zrealizowanie kolejnego, pięknego celu, a może też zlepić to razem z jakąś akcją charytatywną na któregoś potrzebującego Dzieciaczka . Chciałbym, mianowicie, 25. kwietnia stanąć na pierwszym od „niemieckiej” strony, szczycie wchodzącym w skład Korony Gór Polski, i sukcesywnie zaliczyć wszystkie 28 szczytów . Spanie w Klamorku; tyczenie szlaków; dużo dreptania; częsta zmiana miejsc biwakowych i budzenie się co chwila mając inny ogród za szybami mobilnego domku . I tak przez może 2 miesiące – od Wysokiej Kopy przy zachodniej granicy, aż do bieszczadzkiej Tarnicy, przy Ukrainie... Plus bonusowy odskok na kielecczyznę, bo tam też jakieś górki wyrosły . A ta data rozpoczęcia Przygody jest mi najważniejsza, bo – jeśli wszystko potoczy się pomyślnie – to będzie to moja trzecia rocznica rozpoczęcia nowego, trzeźwego życia... Symbolicznie tak...
Czas operacyjny na KGP już leci, bo pierwsze parę szczytów zaliczyłem już w grudniu, ale zależy mi na tym, żeby zrobić Koronę w czasie troszkę dłuższym niż pół roku. 6 miesięcy zajęło to pierwszemu Znajomemu z okolicy, a nie chciałbym się z Nim ścigać, bo On kroczy już po innych połoninach... Brawo, Tadek! Ty zawsze będziesz najlepszy i cały czas inspirujesz!
Kończąc ten okropnie długi zalew literek: życzę Wam, żeby działać tak, jak to napisano w „Modlitwie o Pogodę Ducha":
- dbać o ten swój wewnętrzny spokój i optymizm;
- godzić się z tym, na co nie mam wpływu – bo szkoda trwonić energię na niepotrzebne wkurwy;
- mieć odwagę i siłę na to, by zmienić to , co się da – nawet, jeśli to nie najłatwiejsze! A jak coś wygląda na niemożliwe, to i tak spróbować, by do końca nie żyć z obciążeniem, że „jednak mogłem/mogłam spróbować...” Próbuj! A czym większy włożony wysiłek – tym większa satysfakcja, jeśli się uda!
- no, i – nauczyć się odróżniać to, na co mam wpływ, a czego nie poprawię. Mogę dbać o własny spokój – to udziela się też później naokoło i to jest działanie jak najbardziej w moim zasięgu. Nie za wiele poradzę np. w kwestii pandemii – ale to nie znaczy, że muszę siedzieć wlepiony w telewizor, biadolić i liczyć kolejne zgony. Umartwianiem się i tak nic nie poprawię, a tylko sobie zaszkodzę... A psychiatryki mają swoją wyporność – nie sprawdzajmy, jak wielką...
Do siego roku i zdrowia! Jak jest zdrowie (również to pod deklem ), to jest wielka szansa, że reszta przyjdzie sama!
Pozdrawiam! Marek, Alkoholik.
">
--
Z bycia osłem - już wyrosłem. :)