Nie bób. Bober. W Lublinie jestem. Kupiłem, na własnym garbie do domu przyniosłem, ugotowałem. Przelałem do durszlaka żeby odciekł i do komputerka, muzyczka sama się nie odsłucha. Wracam po trzech minutach załadować miednicę, bo dawno nie jadłem i czemu ten taki wypadnięty z łupin zrobił się zapieniony i rozpadnięty? Dobra, może nowa odmiana, chcę bobru!
Nawaliłem cały głęboki talerz i jem. A tam taki niebober. Nieprzetrawiona kocia karma. Któryś okurwieniec podszedł do MOJEGO bobru, zjadł, nie posmakowało, więc oddał do tej samej michy. I ja to jadłem. W sumie żołądek mam jak koza, także pewnie nic się nie będzie działo. Ale niesmak pozostaje Ja zostawię ten obrzygany bób i zobaczę, który się czepi pierwszy. Ma wpierdol.
Nawaliłem cały głęboki talerz i jem. A tam taki niebober. Nieprzetrawiona kocia karma. Któryś okurwieniec podszedł do MOJEGO bobru, zjadł, nie posmakowało, więc oddał do tej samej michy. I ja to jadłem. W sumie żołądek mam jak koza, także pewnie nic się nie będzie działo. Ale niesmak pozostaje Ja zostawię ten obrzygany bób i zobaczę, który się czepi pierwszy. Ma wpierdol.
--
46&2