Jakaś dziennikarka zarzuca Hołowni pogardę wobec kobiet odnosząc się do dwóch jego wypowiedzi:
- "Jesteśmy wobec ich (polityków) knowań bezbronni niczym gimnazjum żeńskie, gwałceni w poznawczym śnie podstępną manipulacją"
- nazwał MKB "ciocią Małgosią"
I pani dziennikarka skomentowała bodajże na swoim fejsie następująco:
"Czy możesz mnie, nam, wyjaśnić co jest tak strasznie trudnego w przyswojeniu sobie informacji, że teksty typu: " ciocia Małgosia" ( o Małgorzacie Kidawie-Błońskiej), albo " polityka to nie gimnazjum żeńskie" umniejszają, dołują i w zasadzie obrażają żeńską połowę społeczeństwa?"
I przyznam że mam zagwozdkę. Jeszcze argument z gimnazjum rozumiem, jakkolwiek wysnuwanie z niego wniosków o pogardzie dla kobiet wydaje mi się zbyt daleko idące. Natomiast argument z MKB jest dla mnie zupełnie z czapy. Przecież sposób "prowadzenia" kampanii MKB wszyscy widzieli. Sondaże nie pozostawiały żadnych wątpliwości - MKB była dramatycznie słabą kandydatką. To w czym rzecz? Kandydat nie może socenić kontrkandydatki bo jest kobietą? To chyba właśnie robienie takich wyjątków byłyby jawnym szowinizmem? A może samo określenie "ciocia Małgosia" jest językowo obraźliwe?
W sumie nie chodzi mi tu o samego Hołownię, bardziej ciekawi mnie sposób argumentacji dziennikarki i stąd pytanie do lokalnych feministek, czy uważacie, ze ten argument z MKB to faktycznie "wyraz pogardy dla wszystkiego co żeńskie"?
(Artykuł można sobie przeczytać tutaj:
https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/wybory-2020-paulina-mlynarska-ostro-do-szymona-holowni-doucz-sie/1gmjk19,681c1dfa)
- "Jesteśmy wobec ich (polityków) knowań bezbronni niczym gimnazjum żeńskie, gwałceni w poznawczym śnie podstępną manipulacją"
- nazwał MKB "ciocią Małgosią"
I pani dziennikarka skomentowała bodajże na swoim fejsie następująco:
"Czy możesz mnie, nam, wyjaśnić co jest tak strasznie trudnego w przyswojeniu sobie informacji, że teksty typu: " ciocia Małgosia" ( o Małgorzacie Kidawie-Błońskiej), albo " polityka to nie gimnazjum żeńskie" umniejszają, dołują i w zasadzie obrażają żeńską połowę społeczeństwa?"
I przyznam że mam zagwozdkę. Jeszcze argument z gimnazjum rozumiem, jakkolwiek wysnuwanie z niego wniosków o pogardzie dla kobiet wydaje mi się zbyt daleko idące. Natomiast argument z MKB jest dla mnie zupełnie z czapy. Przecież sposób "prowadzenia" kampanii MKB wszyscy widzieli. Sondaże nie pozostawiały żadnych wątpliwości - MKB była dramatycznie słabą kandydatką. To w czym rzecz? Kandydat nie może socenić kontrkandydatki bo jest kobietą? To chyba właśnie robienie takich wyjątków byłyby jawnym szowinizmem? A może samo określenie "ciocia Małgosia" jest językowo obraźliwe?
W sumie nie chodzi mi tu o samego Hołownię, bardziej ciekawi mnie sposób argumentacji dziennikarki i stąd pytanie do lokalnych feministek, czy uważacie, ze ten argument z MKB to faktycznie "wyraz pogardy dla wszystkiego co żeńskie"?
(Artykuł można sobie przeczytać tutaj:
https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/wybory-2020-paulina-mlynarska-ostro-do-szymona-holowni-doucz-sie/1gmjk19,681c1dfa)