postanowiłem pójść z ekologicznym duchem czasu i zaprosiłem konsultantkę od fotovoltaiki.
Już na pierwszy rzut oka miała wiele zalet (konkretnie dwie a pewnie i więcej jakby zacząć szukać), więc dyskusja na temat solarów trwała dość długo (pod czujnym okiem małżonki, zresztą).
No i na koniec stanąłem przed dylematem - żeby solary działały prawidłowo, musiałbym wyciąć 13 letnie drzewo, które ponoć by zaciemniało panele.
Drzewo jest spoko - wyższe już od domu, catalpa zdaje się fachowo nazywa. W zasadzie wycięcie drzewa załatwiłoby coroczny problem z tysiącami liści, które muszę utylizować. Z drugiej strony mi żal.
No i taki dylemat egzystencjalny mam - z jednej strony eko, a z drugiej strony antyeko.
Jak żyć?