http://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,44788,24872321,caracale-odlecialy-na-wegry-lodz-dostala-ochlapy.html
Prawo i Sprawiedliwość nie chciało 50 caracali i wielkiej fabryki Airbusa w Łodzi. Śmigłowce i fabrykę przygarnęli węgierscy bratankowie polityków PiS. A Łódź będzie naprawiać - w podstawowym zakresie - cztery helikoptery zakupione od koncernu z Włoch i Wielkiej Brytanii. I nakładać farbę na ich kadłuby.
Wart 13,5 mld zł kontrakt z Airbusem zawarł jeszcze rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Umowa zakładała utworzenie w Łodzi (konkretnie w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1) linii produkcyjnej zamówionych dla polskiego wojska 50 śmigłowców HA225 Caracal. Bezpośrednio w fabrykach Airbusa w Łodzi, Radomiu i Dęblinie miało znaleźć pracę 1250 osób, u podwykonawców – kolejne 2000.
Po dojściu do władzy rząd PiS (partii od dawna nie w smak był ten kontrakt) wycofał się z umowy. Wersja oficjalna: zadecydowało o tym Ministerstwo Rozwoju, a powodem był niesatysfakcjonujący offset towarzyszący transakcji. Ale w wywiadzie prasowym zasługę „wykończenia caracali” przypisał sobie ulubieniec ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, wówczas szef podkomisji smoleńskiej, dr Wacław Berczyński.
Obiecywali black hawki, kupili „biedahawki”
Wybuchł skandal. Nastroje starali się uspokoić – m.in. podczas wizyty w łódzkich WZL-1 – Macierewicz oraz ówczesna premier Beata Szydło. Ten pierwszy obiecał kupno dla polskiej armii śmigłowców „wyprodukowanych w polskich zakładach” (w rzeczywistości te „polskie zakłady” to PZL Mielec, własność amerykańskiej firmy Lockheed Martin, oraz zakłady w Świdniku należące do brytyjsko-włoskiego koncernu Leonardo).
– Centrum serwisowe w Łodzi będzie integralnym elementem kontraktu na nowe helikoptery, które zasilą polską armię. W 2016 r. zostaną dostarczone dwa śmigłowce, w 2017 r. – osiem, a potem – 11. To sprawia, że Łódź ma zagwarantowaną i pracę, i trwałe miejsce w polskim systemie obronnym dotyczącym śmigłowców – obiecywał Macierewicz.
Także łódzki poseł PiS Waldemar Buda zapewniał publicznie, że łódzkie zakłady nie stracą na rezygnacji z caracali. Bo niezależnie od tego, kto będzie producentem śmigłowców dla polskiej armii, WZL-1 „zostaną włączone w proces produkcyjny”.
W rzeczywistości dopiero trzy lata później MON zamówiło („bez żadnego trybu”, bo w trybie bezprzetargowym, bez offsetu) cztery śmigłowce Black Hawk dla wojsk specjalnych. To produkowana w Mielcu eksportowa, bardzo uboga wersja S-70i (Słowacy kupili dziewięć znacznie lepszych maszyn bezpośrednio u Amerykanów). Polscy wojskowi powszechnie nazywają zamówione przez nas maszyny „biedahawkami” i powątpiewają, czy w tej konfiguracji będą przydatne wojskom specjalnym. Są bowiem pozbawione specjalistycznego wyposażenia, na którego sprzedaż (za dodatkowe grube pieniądze) w większości przypadków musiałby się zgodzić amerykański kongres. I jeszcze jedno – za serwis maszyn będą odpowiadać najprawdopodobniej nie zakłady w Łodzi, lecz te w Mielcu.
Podstawowy serwis, najprostsze naprawy
Niedawno nowy minister obrony Mariusz Błaszczak obwieścił, że tym razem od koncernu Leonardo kupimy dla wojska śmigłowce AW101 (w wersji ratownictwa morskiego i zwalczania okrętów podwodnych). I że „centrum ich wsparcia i obsługi” będzie w Łodzi.
W Świdniku powstają kadłuby do tych maszyn. Tyle że znów kupimy „aż” cztery sztuki, zaś co do offsetu, który miałby trafić do Łodzi…Przeanalizował go Tomasz Dmitruk, dziennikarz portalu dziennikzbrojny.pl. I – podsumowując jego analizę – o offsecie tym powiedzieć można niewiele dobrego oprócz tego, że jest.
„Można się cieszyć, że dzięki umowie offsetowej część prac związanych z obsługą techniczną zakupionych śmigłowców AW101 będą realizowały Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 z Łodzi, jednocześnie trzeba mieć świadomość, że ze względu na ograniczoną wielkość zamówienia zakres tych prac będzie istotnie ograniczony” – pisze Dmitruk.
Analizując dokumenty, dziennikarz stwierdza, że Centrum Wsparcia Eksploatacji Śmigłowców AW101, które powstanie przy WZL-1, będzie oferować obsługę techniczną śmigłowców „w ograniczonym zakresie”. To czynności kontrolne i sprawdzające wykonywane przed lotem oraz usuwanie prostych usterek poprzez wymianę gotowych części i niektórych podzespołów.
„Dodatkowo [WZL-1] ma uzyskać zdolności do zdejmowania i nanoszenia powłok malarskich” – czytamy w analizie na dziennikzbrojny.pl.
Łódzkie zakłady tylko w niewielkim stopniu będą mogły dokonywać napraw na podstawie dokumentacji technicznej. Natomiast jeśli chodzi o najbardziej zaawansowane technologicznie czynności serwisowe, to w umowie offsetowej, którą z Polską podpisał koncern Leonardo, przewidziano tylko „obsługę części wyposażenia do zwalczania okrętów podwodnych”. Za tę część serwisu będzie jednak odpowiadać Centrum Morskich Technologii Militarnych Politechniki Gdańskiej. Wszelkie poważniejsze naprawy będzie trzeba realizować w zakładach producenta, co w najlepszym dla Polski wariancie może oznaczać te w Świdniku. Dla WZL-1 w Łodzi nie zmienia to niemal nic.
WZL-1 milczy
Zapowiadane przez Macierewicza i Szydło centrum serwisowe miało – zgodnie z obietnicą szefa MON – obsługiwać 21 śmigłowców. Zatrudniające wówczas ok. 400 pracowników łódzkie zakłady miały przyjąć jeszcze ponad 100 osób. Ilu nowych pracowników (jeśli w ogóle) zamierzają zatrudnić WZL-1 w związku z planami utworzenia w Łodzi centrum serwisowego dla czterech maszyn?
Skierowałem to pytanie do biura prasowego łódzkich zakładów. Wobec braku odpowiedzi lub choćby informacji o tym, czy i kiedy mogę się jej spodziewać, przypomniałem się przez telefon. Usłyszałem, że pytanie zostało przekazane do zarządu i że to zarząd podejmie decyzję o formie odpowiedzi.
– Jeśli chodzi o WZL-1 w Łodzi, to co najmniej od dwóch lat nie uzyskaliśmy od nich odpowiedzi na żadne pytanie – mówi Wojciech Łuczak, redaktor naczelny magazynu „Skrzydlata Polska”.
Epilog
* Pod koniec grudnia umowę o długofalowej współpracy przemysłowej podpisały z Airbusem Węgry, wcześniej zamawiając 36 maszyn (16 caracali i 20 lżejszych H145). A pod koniec maja francusko-niemiecki koncern zapowiedział budowę fabryk i podzespołów w mieście Gyula przy granicy z Rumunią. Produkcja ma ruszyć już w 2021 r.
* Jedyną pozostałością po caracalach w Łodzi jest nadal działające tu biuro projektowe Airbus Helicopters, z którym współpracę chwali sobie Politechnika Łódzka. Uczelnia dostarcza koncernowi wysoko wykwalifikowanych absolwentów, a także wykonuje zlecone badania, m.in. dotyczące zmęczenia materiałów. – I Airbus Helicopters ma korzyść w postaci profesjonalnych badań, i nasi pracownicy, ponieważ cały czas się rozwijają – mówi prof. Tomasz Kubiak, dziekan Wydziału Mechanicznego PŁ. Żałuje, że w Łodzi nie powstała fabryka Airbus Helicopters. – Wtedy współpraca na pewno byłaby intensywniejsza – dodaje.
Prawo i Sprawiedliwość nie chciało 50 caracali i wielkiej fabryki Airbusa w Łodzi. Śmigłowce i fabrykę przygarnęli węgierscy bratankowie polityków PiS. A Łódź będzie naprawiać - w podstawowym zakresie - cztery helikoptery zakupione od koncernu z Włoch i Wielkiej Brytanii. I nakładać farbę na ich kadłuby.
Wart 13,5 mld zł kontrakt z Airbusem zawarł jeszcze rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Umowa zakładała utworzenie w Łodzi (konkretnie w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1) linii produkcyjnej zamówionych dla polskiego wojska 50 śmigłowców HA225 Caracal. Bezpośrednio w fabrykach Airbusa w Łodzi, Radomiu i Dęblinie miało znaleźć pracę 1250 osób, u podwykonawców – kolejne 2000.
Po dojściu do władzy rząd PiS (partii od dawna nie w smak był ten kontrakt) wycofał się z umowy. Wersja oficjalna: zadecydowało o tym Ministerstwo Rozwoju, a powodem był niesatysfakcjonujący offset towarzyszący transakcji. Ale w wywiadzie prasowym zasługę „wykończenia caracali” przypisał sobie ulubieniec ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, wówczas szef podkomisji smoleńskiej, dr Wacław Berczyński.
Obiecywali black hawki, kupili „biedahawki”
Wybuchł skandal. Nastroje starali się uspokoić – m.in. podczas wizyty w łódzkich WZL-1 – Macierewicz oraz ówczesna premier Beata Szydło. Ten pierwszy obiecał kupno dla polskiej armii śmigłowców „wyprodukowanych w polskich zakładach” (w rzeczywistości te „polskie zakłady” to PZL Mielec, własność amerykańskiej firmy Lockheed Martin, oraz zakłady w Świdniku należące do brytyjsko-włoskiego koncernu Leonardo).
– Centrum serwisowe w Łodzi będzie integralnym elementem kontraktu na nowe helikoptery, które zasilą polską armię. W 2016 r. zostaną dostarczone dwa śmigłowce, w 2017 r. – osiem, a potem – 11. To sprawia, że Łódź ma zagwarantowaną i pracę, i trwałe miejsce w polskim systemie obronnym dotyczącym śmigłowców – obiecywał Macierewicz.
Także łódzki poseł PiS Waldemar Buda zapewniał publicznie, że łódzkie zakłady nie stracą na rezygnacji z caracali. Bo niezależnie od tego, kto będzie producentem śmigłowców dla polskiej armii, WZL-1 „zostaną włączone w proces produkcyjny”.
W rzeczywistości dopiero trzy lata później MON zamówiło („bez żadnego trybu”, bo w trybie bezprzetargowym, bez offsetu) cztery śmigłowce Black Hawk dla wojsk specjalnych. To produkowana w Mielcu eksportowa, bardzo uboga wersja S-70i (Słowacy kupili dziewięć znacznie lepszych maszyn bezpośrednio u Amerykanów). Polscy wojskowi powszechnie nazywają zamówione przez nas maszyny „biedahawkami” i powątpiewają, czy w tej konfiguracji będą przydatne wojskom specjalnym. Są bowiem pozbawione specjalistycznego wyposażenia, na którego sprzedaż (za dodatkowe grube pieniądze) w większości przypadków musiałby się zgodzić amerykański kongres. I jeszcze jedno – za serwis maszyn będą odpowiadać najprawdopodobniej nie zakłady w Łodzi, lecz te w Mielcu.
Podstawowy serwis, najprostsze naprawy
Niedawno nowy minister obrony Mariusz Błaszczak obwieścił, że tym razem od koncernu Leonardo kupimy dla wojska śmigłowce AW101 (w wersji ratownictwa morskiego i zwalczania okrętów podwodnych). I że „centrum ich wsparcia i obsługi” będzie w Łodzi.
W Świdniku powstają kadłuby do tych maszyn. Tyle że znów kupimy „aż” cztery sztuki, zaś co do offsetu, który miałby trafić do Łodzi…Przeanalizował go Tomasz Dmitruk, dziennikarz portalu dziennikzbrojny.pl. I – podsumowując jego analizę – o offsecie tym powiedzieć można niewiele dobrego oprócz tego, że jest.
„Można się cieszyć, że dzięki umowie offsetowej część prac związanych z obsługą techniczną zakupionych śmigłowców AW101 będą realizowały Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 z Łodzi, jednocześnie trzeba mieć świadomość, że ze względu na ograniczoną wielkość zamówienia zakres tych prac będzie istotnie ograniczony” – pisze Dmitruk.
Analizując dokumenty, dziennikarz stwierdza, że Centrum Wsparcia Eksploatacji Śmigłowców AW101, które powstanie przy WZL-1, będzie oferować obsługę techniczną śmigłowców „w ograniczonym zakresie”. To czynności kontrolne i sprawdzające wykonywane przed lotem oraz usuwanie prostych usterek poprzez wymianę gotowych części i niektórych podzespołów.
„Dodatkowo [WZL-1] ma uzyskać zdolności do zdejmowania i nanoszenia powłok malarskich” – czytamy w analizie na dziennikzbrojny.pl.
Łódzkie zakłady tylko w niewielkim stopniu będą mogły dokonywać napraw na podstawie dokumentacji technicznej. Natomiast jeśli chodzi o najbardziej zaawansowane technologicznie czynności serwisowe, to w umowie offsetowej, którą z Polską podpisał koncern Leonardo, przewidziano tylko „obsługę części wyposażenia do zwalczania okrętów podwodnych”. Za tę część serwisu będzie jednak odpowiadać Centrum Morskich Technologii Militarnych Politechniki Gdańskiej. Wszelkie poważniejsze naprawy będzie trzeba realizować w zakładach producenta, co w najlepszym dla Polski wariancie może oznaczać te w Świdniku. Dla WZL-1 w Łodzi nie zmienia to niemal nic.
WZL-1 milczy
Zapowiadane przez Macierewicza i Szydło centrum serwisowe miało – zgodnie z obietnicą szefa MON – obsługiwać 21 śmigłowców. Zatrudniające wówczas ok. 400 pracowników łódzkie zakłady miały przyjąć jeszcze ponad 100 osób. Ilu nowych pracowników (jeśli w ogóle) zamierzają zatrudnić WZL-1 w związku z planami utworzenia w Łodzi centrum serwisowego dla czterech maszyn?
Skierowałem to pytanie do biura prasowego łódzkich zakładów. Wobec braku odpowiedzi lub choćby informacji o tym, czy i kiedy mogę się jej spodziewać, przypomniałem się przez telefon. Usłyszałem, że pytanie zostało przekazane do zarządu i że to zarząd podejmie decyzję o formie odpowiedzi.
– Jeśli chodzi o WZL-1 w Łodzi, to co najmniej od dwóch lat nie uzyskaliśmy od nich odpowiedzi na żadne pytanie – mówi Wojciech Łuczak, redaktor naczelny magazynu „Skrzydlata Polska”.
Epilog
* Pod koniec grudnia umowę o długofalowej współpracy przemysłowej podpisały z Airbusem Węgry, wcześniej zamawiając 36 maszyn (16 caracali i 20 lżejszych H145). A pod koniec maja francusko-niemiecki koncern zapowiedział budowę fabryk i podzespołów w mieście Gyula przy granicy z Rumunią. Produkcja ma ruszyć już w 2021 r.
* Jedyną pozostałością po caracalach w Łodzi jest nadal działające tu biuro projektowe Airbus Helicopters, z którym współpracę chwali sobie Politechnika Łódzka. Uczelnia dostarcza koncernowi wysoko wykwalifikowanych absolwentów, a także wykonuje zlecone badania, m.in. dotyczące zmęczenia materiałów. – I Airbus Helicopters ma korzyść w postaci profesjonalnych badań, i nasi pracownicy, ponieważ cały czas się rozwijają – mówi prof. Tomasz Kubiak, dziekan Wydziału Mechanicznego PŁ. Żałuje, że w Łodzi nie powstała fabryka Airbus Helicopters. – Wtedy współpraca na pewno byłaby intensywniejsza – dodaje.