http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2018-10-09/szpital-dwa-razy-nie-przyjal-kobiety-ktora-powinna-rodzic-dziecko-nie-zyje/
Miałam kontakt z paroma ginekologami, którzy uważali się za bogów na ziemi. Zresztą nie tylko z ginekologami, ale ten kierunek tu bardziej adekwatny. Spotkałam się osobiście z "pierworódka, histeryczka", z klasycznym "wszystkie rodzą, to i ty urodzisz", "przestań się drzeć, bo skrzywdzisz dziecko", "hehe, jak nie zadbała o naturalne zapodanie oksytocyny, to my teraz musimy sztucznie podawać, hehe", "trzecia ciąża?! dwójka ci nie wystarczyła?! tabletek nie znasz?!", "jeśli miałaś pecha, to nie jest nasza wina", to ostatnie odniesione do tragicznego porodu Najstarszej... Te zdania były zwrócone bezpośrednio do mnie. Jeśli miałabym zebrać w kupę to, co usłyszały i moje znajome, wyszedłby całkiem pokaźny tomik. To wszystko we Włoszech, ale z rozmów wiem, że i w Polsce niewiele rodząca ma do powiedzenia, co skłania mnie do wniosku, że takie jest ogólne podejście do tematu, bez względu na położenie geograficzne.
Jakiś rok temu zaczęło tu być głośno o kampanii, której nazwa teraz mi umyka z pamięci, która miała służyć zgłaszaniu niepoprawnych, a czasem wręcz karygodnych zachowań lekarzy i pielęgniarek. Weszłam w komentarze jednego z artykułów. Świadectwa kobiet były przerażające. I było ich dużo, bardzo dużo.
Równiutko dziewiętnaście lat temu rodziła sie moja Najstarsza, pamięć porodu do dziś wywołuje we mnie przerażenie. Kilka dni temu rodzice z artykułu zamiast głupieć na widok ukochanego noworodka wybierali białą trumienkę w zakładzie pogrzebowym.
Ile lat jeszcze musi minąć, zanim lekarz zacznie traktować rodzącą z szacunkiem, kiedy zrozumie, że każda kobieta jest inna, że jedna rozwiązuje krzyżówki w połogu, a druga mdleje z bólu? Kiedy zrozumie, że może nie być jedyną słuszną wyrocznią, i że uważniejsze posłuchanie drugiej opinii nie uwłoczy jego godności?
Pytania bez odpowiedzi, zapewne.
Miałam kontakt z paroma ginekologami, którzy uważali się za bogów na ziemi. Zresztą nie tylko z ginekologami, ale ten kierunek tu bardziej adekwatny. Spotkałam się osobiście z "pierworódka, histeryczka", z klasycznym "wszystkie rodzą, to i ty urodzisz", "przestań się drzeć, bo skrzywdzisz dziecko", "hehe, jak nie zadbała o naturalne zapodanie oksytocyny, to my teraz musimy sztucznie podawać, hehe", "trzecia ciąża?! dwójka ci nie wystarczyła?! tabletek nie znasz?!", "jeśli miałaś pecha, to nie jest nasza wina", to ostatnie odniesione do tragicznego porodu Najstarszej... Te zdania były zwrócone bezpośrednio do mnie. Jeśli miałabym zebrać w kupę to, co usłyszały i moje znajome, wyszedłby całkiem pokaźny tomik. To wszystko we Włoszech, ale z rozmów wiem, że i w Polsce niewiele rodząca ma do powiedzenia, co skłania mnie do wniosku, że takie jest ogólne podejście do tematu, bez względu na położenie geograficzne.
Jakiś rok temu zaczęło tu być głośno o kampanii, której nazwa teraz mi umyka z pamięci, która miała służyć zgłaszaniu niepoprawnych, a czasem wręcz karygodnych zachowań lekarzy i pielęgniarek. Weszłam w komentarze jednego z artykułów. Świadectwa kobiet były przerażające. I było ich dużo, bardzo dużo.
Równiutko dziewiętnaście lat temu rodziła sie moja Najstarsza, pamięć porodu do dziś wywołuje we mnie przerażenie. Kilka dni temu rodzice z artykułu zamiast głupieć na widok ukochanego noworodka wybierali białą trumienkę w zakładzie pogrzebowym.
Ile lat jeszcze musi minąć, zanim lekarz zacznie traktować rodzącą z szacunkiem, kiedy zrozumie, że każda kobieta jest inna, że jedna rozwiązuje krzyżówki w połogu, a druga mdleje z bólu? Kiedy zrozumie, że może nie być jedyną słuszną wyrocznią, i że uważniejsze posłuchanie drugiej opinii nie uwłoczy jego godności?
Pytania bez odpowiedzi, zapewne.
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks