Ponieważ ostatnio na JM modne jest opowiadanie o pracy, to i ja opowiem o swojej. Jestem kierownikiem rozpieprzu, czyli wg nomenklatury kierownikiem robót rozbiórkowych.
Praca która zdaje się być spełnieniem marzeń młodych chłopców - można coś zepsuć i jeszcze za to płacą. A faktycznie?
1. BHP
"Ja tu jestem z donosu, a wszyscy wiedzą, że nie da się przestrzegać wszystkich przepisów na raz. Jak ja panu nie wlepię mandatu, to mój szef zapyta, czy ja tu w ogóle byłam". Tak mi tłumaczyła niegdyś pani z PIP, wręczając mandat na 1000 zł (stawka minimalna).
Ale coraz częściej spotyka się budowy, gdzie służby BHP nie ograniczają się tylko do przepisów prawa. Mogą wprowadzać własne, bardziej rygorystyczne zasady i korzystają. Np. pomimo faktu, że rusztowanie ma wszelkie atesty, barierki i deski krawężnikowe, dodatkowo sobie życzą, by mimo wszystko człowiek na rusztowaniu miał szelki i dwie linki. Tak, żeby idąc mógł przepinać linkę do kolejnych elementów, a mimo to stale był przypięty. Bezsens? Może. Ale tu chodzi o bezpieczeństwo! (mantra, która kończy wszelkie dyskusje).
Kiedyś, w fabryce globalnego koncernu, musiałem zaliczyć szkolenie BHP, żeby mnie wpuścili na szkolenie BHP (sic!)
2. Projektanci.
Projektanci generalnie nie mają pojęcia o rozbiórkach. Nie wiedzą jakie są maszyny, jakie technologie i co potrafią. Często w projektach sugerują technologie żywcem wzięte z lat 30-tych. A czasem pokazują wyjątkowy brak wyobraźni: Kiedyś miałem budowę o terminach napiętych jak stringi na Kaliszu. Po tygodniu rzeźbienia w betonowej ścianie otworów pod nową konstrukcję, doczekałem się wizyty projektanta. Z czystej ciekawości zapytałem, jaki jest sens skuwania 30 cm ściany i zostawiania 10 cm. Projektant beztrosko odparł, że ściana mu w ogóle nie jest potrzebna, po prostu wyburzenia zajmują czas, a terminy napięte, więc zaznaczył do wyburzenia tylko tam, gdzie było to niezbędne.
Cóż, gdybym to wiedział, wywaliłbym całą ścianę koparką w 2 godziny, zamiast rzeźbić tydzień.
3. Kontrahenci.
Może to szokujące, ale w korporacjach też pracują ludzie. Bardzo często porządni ludzie. Owszem, zdarzają się kanalie - kiedyś pewna firma na W*d najpierw mi zablokowała możliwość prowadzenia robót, blokując jedyny dojazd do budowy na pół dnia, a 5 minut po uwolnieniu napisała pismo do mojego szefa, że od rana nic nie robimy i oni sobie tego nie życzą. Ale z reguły nawet z ludźmi z firmy W*d udawało się jakoś zgodnie współpracować.
Ale najbardziej specyficzni są miłośnicy literatury, piszący pisma na każdą okazję. Np. kiedyś otrzymałem pismo brzmiące mniej więcej tak:
"wczorajsza awaria waszego sprzętu spowodowała opóźnienia w prowadzonych pracach i zagroziła dotrzymaniu przez Państwa terminu. Nie życzymy sobie podobnych sytuacji na przyszłość"
Muszę przyznać, że trochę puściły mi nerwy, bo moja odpowiedź brzmiała "pouczono operatora, by zgłaszał awarie z 24-godzinnym wyprzedzeniem, co pozwoli nam skutecznie im przeciwdziałać"
4. Załoga
Ze względu na specyfikę robót, załogę trzeba rekrutować z nieco wyższej półki niż "umie czytać". Wymagana jest przynajmniej umiejętność czytania bez poruszania ustami i generalnie wyższa, niż wśród przeciętnych robotników, inteligencja. W pakiecie często otrzymuje się ułańską fantazję.
Jeszcze w poprzedniej firmie miałem przypadek, gdy w bardzo przykrych okolicznościach opuścił nas operator wysokiej maszyny (takiej do burzenia 25 metrowych budynków). A zostało nam dosłownie pół dnia roboty na nią. Naturalnym się zdawało, że wsiądzie niejaki A, pseudonim artystyczny "Tytus". Niestety był to człowiek który totalnie nie panował nad emocjami, a na dodatek był wyjątkowo chytry. Widząc co się dzieje oczekiwał, że szef rozwinie pustawy już wówczas portfel i przemówi mu do ręki. Dlatego, gdy do niego podszedłem, od razu wrzasnął, że nie mamy o czym gadać i zamknął się w swojej koparce.
Na szczęście niedaleko pracowała konkurencja, gdzie również był operator wysokiej maszyny. Krótka rozmowa, szybka umowa o dzieło na jakieś 200 zł i przyszedł, wsiadł, po 2 godzinach był po robocie.
Tu włączyła się fantazja załogi, która Tytusa generalnie nie lubiła. Dlatego przy śniadaniu zagadnęli:
- Aleś zawalił
- Ale co?
- No wiesz, Rafał był pod ścianą. Tamten dostał do łapy 6000 zł
- Co?
- Spytaj się go
(okazało się, że już przed śniadaniem pouczyli operatora konkurencji, co mam mówić).
Niedługo potem Tytus na budowie natknął się na mnie
- To wy swoim nie dacie zarobić a obcym takie pieniądze?
- Co nie chcemy? Chciałem z tobą pogadać, toś się zamknął w maszynie i się darłeś, że nie ma takiej opcji
- A bo ja nie wiedziałem...
- To trzeba było mnie wysłuchać.
Zdjęcia dobrałem losowo i nie należy ich łączyć z sytuacjami
Więcej o mojej pracy piszę na:
www.rozbiorkowo.pl
oraz
https://www.facebook.com/Rozbiorkowo/?fref=ts
Praca która zdaje się być spełnieniem marzeń młodych chłopców - można coś zepsuć i jeszcze za to płacą. A faktycznie?
1. BHP
"Ja tu jestem z donosu, a wszyscy wiedzą, że nie da się przestrzegać wszystkich przepisów na raz. Jak ja panu nie wlepię mandatu, to mój szef zapyta, czy ja tu w ogóle byłam". Tak mi tłumaczyła niegdyś pani z PIP, wręczając mandat na 1000 zł (stawka minimalna).
Ale coraz częściej spotyka się budowy, gdzie służby BHP nie ograniczają się tylko do przepisów prawa. Mogą wprowadzać własne, bardziej rygorystyczne zasady i korzystają. Np. pomimo faktu, że rusztowanie ma wszelkie atesty, barierki i deski krawężnikowe, dodatkowo sobie życzą, by mimo wszystko człowiek na rusztowaniu miał szelki i dwie linki. Tak, żeby idąc mógł przepinać linkę do kolejnych elementów, a mimo to stale był przypięty. Bezsens? Może. Ale tu chodzi o bezpieczeństwo! (mantra, która kończy wszelkie dyskusje).
Kiedyś, w fabryce globalnego koncernu, musiałem zaliczyć szkolenie BHP, żeby mnie wpuścili na szkolenie BHP (sic!)
2. Projektanci.
Projektanci generalnie nie mają pojęcia o rozbiórkach. Nie wiedzą jakie są maszyny, jakie technologie i co potrafią. Często w projektach sugerują technologie żywcem wzięte z lat 30-tych. A czasem pokazują wyjątkowy brak wyobraźni: Kiedyś miałem budowę o terminach napiętych jak stringi na Kaliszu. Po tygodniu rzeźbienia w betonowej ścianie otworów pod nową konstrukcję, doczekałem się wizyty projektanta. Z czystej ciekawości zapytałem, jaki jest sens skuwania 30 cm ściany i zostawiania 10 cm. Projektant beztrosko odparł, że ściana mu w ogóle nie jest potrzebna, po prostu wyburzenia zajmują czas, a terminy napięte, więc zaznaczył do wyburzenia tylko tam, gdzie było to niezbędne.
Cóż, gdybym to wiedział, wywaliłbym całą ścianę koparką w 2 godziny, zamiast rzeźbić tydzień.
3. Kontrahenci.
Może to szokujące, ale w korporacjach też pracują ludzie. Bardzo często porządni ludzie. Owszem, zdarzają się kanalie - kiedyś pewna firma na W*d najpierw mi zablokowała możliwość prowadzenia robót, blokując jedyny dojazd do budowy na pół dnia, a 5 minut po uwolnieniu napisała pismo do mojego szefa, że od rana nic nie robimy i oni sobie tego nie życzą. Ale z reguły nawet z ludźmi z firmy W*d udawało się jakoś zgodnie współpracować.
Ale najbardziej specyficzni są miłośnicy literatury, piszący pisma na każdą okazję. Np. kiedyś otrzymałem pismo brzmiące mniej więcej tak:
"wczorajsza awaria waszego sprzętu spowodowała opóźnienia w prowadzonych pracach i zagroziła dotrzymaniu przez Państwa terminu. Nie życzymy sobie podobnych sytuacji na przyszłość"
Muszę przyznać, że trochę puściły mi nerwy, bo moja odpowiedź brzmiała "pouczono operatora, by zgłaszał awarie z 24-godzinnym wyprzedzeniem, co pozwoli nam skutecznie im przeciwdziałać"
4. Załoga
Ze względu na specyfikę robót, załogę trzeba rekrutować z nieco wyższej półki niż "umie czytać". Wymagana jest przynajmniej umiejętność czytania bez poruszania ustami i generalnie wyższa, niż wśród przeciętnych robotników, inteligencja. W pakiecie często otrzymuje się ułańską fantazję.
Jeszcze w poprzedniej firmie miałem przypadek, gdy w bardzo przykrych okolicznościach opuścił nas operator wysokiej maszyny (takiej do burzenia 25 metrowych budynków). A zostało nam dosłownie pół dnia roboty na nią. Naturalnym się zdawało, że wsiądzie niejaki A, pseudonim artystyczny "Tytus". Niestety był to człowiek który totalnie nie panował nad emocjami, a na dodatek był wyjątkowo chytry. Widząc co się dzieje oczekiwał, że szef rozwinie pustawy już wówczas portfel i przemówi mu do ręki. Dlatego, gdy do niego podszedłem, od razu wrzasnął, że nie mamy o czym gadać i zamknął się w swojej koparce.
Na szczęście niedaleko pracowała konkurencja, gdzie również był operator wysokiej maszyny. Krótka rozmowa, szybka umowa o dzieło na jakieś 200 zł i przyszedł, wsiadł, po 2 godzinach był po robocie.
Tu włączyła się fantazja załogi, która Tytusa generalnie nie lubiła. Dlatego przy śniadaniu zagadnęli:
- Aleś zawalił
- Ale co?
- No wiesz, Rafał był pod ścianą. Tamten dostał do łapy 6000 zł
- Co?
- Spytaj się go
(okazało się, że już przed śniadaniem pouczyli operatora konkurencji, co mam mówić).
Niedługo potem Tytus na budowie natknął się na mnie
- To wy swoim nie dacie zarobić a obcym takie pieniądze?
- Co nie chcemy? Chciałem z tobą pogadać, toś się zamknął w maszynie i się darłeś, że nie ma takiej opcji
- A bo ja nie wiedziałem...
- To trzeba było mnie wysłuchać.
Zdjęcia dobrałem losowo i nie należy ich łączyć z sytuacjami
Więcej o mojej pracy piszę na:
www.rozbiorkowo.pl
oraz
https://www.facebook.com/Rozbiorkowo/?fref=ts
--
Jeszcze jedno hobby i wyjdę z internetu