UCIECZKA OD ŚLUBU
Niczego sobie był żołnierz: postawny, butny, wesół i lubiący się zabawić; nie myślał o przeszłości, a tem mniej o tem, co przyszłość przynieść może, brał życie na gorąco, to, co najlepszego brać się dało — reszta głupstwo, niewarte, by sobie tem głowę zaprzątać!
Z początkiem wiosny bawił w Biadolinach redłowskich, gdzie zapoznał się z młodą, przystojną, a co najważniejsza, wcale zamożną córką miejscowego gospodarza St... Na długie konkury czasu nie było, ze względu na czas wojenny należy takie rzeczy jak najprędzej załatwiać. Dziewczynie spodobał się ułan, to też bardzo szybko przyszło do porozumienia, zwłaszcza, że i ojciec dziewczyny zgadzał się na wszystko.
W dwa dni później sprzedano kawałek pola pozostały po matce, za otrzymane zaś pieniądze narzeczeni codziennie urządzali wycieczki do Wojnicza lub Tarnowa, gdzie zabawiali się wesoło, w kole okolicznościowych kompanów. Zabawa była szeroka i bezfrasobliwa, gdyż niezadługo pozostała z całej za grunt otrzymanej kwoty zaledwie drobna cząstka.
Po załatwieniu koniecznych formalności wyznaczono ślub na dzień 17 maja. W dniu tym państwo młodzi, w otoczeniu licznego grona gości weselnych, zajechali przed kościół parafialny w Wojniczu, gdzie miały się odbyć zaślubiny.
W ostatniej jednak chwili pan miody oddalił się pod jakimś pozorem i zniknął bez śladu. Zniecierpliwiona oblubienica, wybrała się na poszukiwania i po pewnym czasie znalazła go za miastem, ukrytego za stogiem siana. Łzy i spazmy nie zdołały go poruszyć. Spokojnie wysłuchał próśb, później obelg i gróźb, wreszcie widząc, że o ugodzie mowy być nie może, spokojnie oddalił się, rzucając tylko dziewczynie na pożegnanie ironiczną uwagę: „Głupi byłbym , gdybym się żenił!"
Lejąc łzy wróciła niedoszła panna młoda do ojca, czekającego niecierpliwie przed kościołem. Oboje udali się na posterunek żandarmeryi, która zajęła się ujęciem niewiernego ułana i odstawieniem go do odnośnej komendy, celem ukarania.
A orszak ślubny i goście? Ponieważ wszyscy byli już zebrani, a napitek przygotowany, wobec tego całe grono weselne udało się na ucztę: obchodzono wesele, jakby nic nie zaszło, bo trudno było dopuścić, by się tyle jadła i trunku zmarnowało.
Nie większe szczęście miał także ojciec niedoszłej panny młodej. Oświadczył się i został przyjęty przez pewną bogatą wdówkę z pod Wojnicza, ale, gdy w tydzień potem stanął w mieście, by załatwić w parafii przedślubne formalności, proboszcz odmówił im zezwolenia na związek, gdyż okazało się, że łączy ich bliskie pokrewieństwo!
Ilustrowany Kuryer Codzienny, 14-06-2016
https://100lattemu.pl/aktualnosci/z-ziem-polskich/21926-pan-milicyant-na-posterunku
https://100lattemu.pl/