Byłem właśnie w salonie Nokii i dziewczę pracujące tam zyskało w moich oczach taki szacunek, że już bardziej się nie da.
Wchodzę do salonu (ładowarkę chciałem sobie kupić), 2 minuty po rozpoczęciu ich pracy, a tam już 2 dziadków przede mną (dziadek to względne określenie, więc dajmy z 60 lat jednemu i 53 drugiemu). Pierwszy stoi z istną kartoteką w ręku po czym kładzie wszystko dziewczynie na biurko:
- Głośnik nie działa.
- Poproszę o dowód zakupu, paragon lub fakturę.
Facet podsuwa jej wszystkie papiery, które przed chwilą położył, a dziewczę tak patrzy, to na niego, to na papiery:
- Proszę pana, ale to jest umowa kredytowa i umowa czegoś-czego-zapomniałem. - i tłumaczy, że to naprawdę nie jest to.
- Ale to z tego samego sklepu przecież, to dostałem od nich, nic więcej nie mam.
Dziewczę jeszcze uśmiechu nie traci i najlepiej jak umie stara się wytłumaczyć, że umowa kredytowa nie może być uznana za dowód zakupu. Dziadek zgłupiał lekko i poszedł na bok czytać umowę, więc drugi dziadek podchodzi i zaczyna:
- Telefon mi gaśnie jak dzwonię.
- Ale, jak to gaśnie?
- No wyświetlacz się robi czarny w trakcie rozmowy.
- Ale zawiesza się?
- Nie, tylko gaśnie i potem się rozłączyć nie mogę.
- Ok, zatem dowód zakupu poproszę, paragon lub fakturę.
Ten na szczęście dowód jakiś ma, dziewczę ogląda sprawdza:
- Naprawa potrwa około 2 tygodni więc...
- A telefon zastępczy?
- Niestety my jesteśmy tylko salonem, nawet nie serwisem od napraw gwarancyjnych, wszystko wysyłamy do Bydgoszczy, jeśli chciałby pan telefon zastępczy proszę zgłosić się do operatora od jakiego zakupił pan telefon.
- Że co?! Zero szacunku dla klienta, co to ma być?! - I odgraża się tak jakąś chwilę, ale w końcu podaje jej telefon.
- Proszę także pamiętać, że wraz z naprawą gwarancyjną utraci pan wszystkie dane z telefonu.
Dziadek zbladł, zaniemówił, tylko usta się otworzyły. W końcu wypala:
- Ja mam firmę! Jak mam prowadzić firmę bez telefonu?! I co, stracę te 100 - 200 numerów? Tak? - po czym zabrał wszystko i wyszedł.
Pierwszy dziadek coś znalazł i wraca z umową kredytową i wskazuje gdzieś na jakieś cyferki:
- Widzi pani? Telewizor kosztuje 12 tysięcy, a ja mam do zapłaty 13 tysięcy 200 zł! W tym musi też telefon!
Po kolejnych długich minutach tłumaczenia dziadek zaczyna chwytać, że to nie wystarczy i zerka na komputer.
- Wiem! Oni w tym sklepie też mieli komputer! Niech pani sprawdzi czy ma w komputerze mój dowód zapłaty!
Po jeszcze dłuższych i jeszcze kolejnych minutach tłumaczenia, bez zbędnego wchodzenia w szczegóły na temat czym jest komputer, a że tak się po prostu nie da, dziadek zrezygnowany zabrał wszystko i wyszedł.
Podchodzę w końcu ja:
- Wielu klientów takich jest?
- Zdecydowana większość.
Dlatego też dzisiaj wieczorem nę za to dziewczę, bo ja po 4 godzinach sam udusiłbym się kablem od myszki.
Wchodzę do salonu (ładowarkę chciałem sobie kupić), 2 minuty po rozpoczęciu ich pracy, a tam już 2 dziadków przede mną (dziadek to względne określenie, więc dajmy z 60 lat jednemu i 53 drugiemu). Pierwszy stoi z istną kartoteką w ręku po czym kładzie wszystko dziewczynie na biurko:
- Głośnik nie działa.
- Poproszę o dowód zakupu, paragon lub fakturę.
Facet podsuwa jej wszystkie papiery, które przed chwilą położył, a dziewczę tak patrzy, to na niego, to na papiery:
- Proszę pana, ale to jest umowa kredytowa i umowa czegoś-czego-zapomniałem. - i tłumaczy, że to naprawdę nie jest to.
- Ale to z tego samego sklepu przecież, to dostałem od nich, nic więcej nie mam.
Dziewczę jeszcze uśmiechu nie traci i najlepiej jak umie stara się wytłumaczyć, że umowa kredytowa nie może być uznana za dowód zakupu. Dziadek zgłupiał lekko i poszedł na bok czytać umowę, więc drugi dziadek podchodzi i zaczyna:
- Telefon mi gaśnie jak dzwonię.
- Ale, jak to gaśnie?
- No wyświetlacz się robi czarny w trakcie rozmowy.
- Ale zawiesza się?
- Nie, tylko gaśnie i potem się rozłączyć nie mogę.
- Ok, zatem dowód zakupu poproszę, paragon lub fakturę.
Ten na szczęście dowód jakiś ma, dziewczę ogląda sprawdza:
- Naprawa potrwa około 2 tygodni więc...
- A telefon zastępczy?
- Niestety my jesteśmy tylko salonem, nawet nie serwisem od napraw gwarancyjnych, wszystko wysyłamy do Bydgoszczy, jeśli chciałby pan telefon zastępczy proszę zgłosić się do operatora od jakiego zakupił pan telefon.
- Że co?! Zero szacunku dla klienta, co to ma być?! - I odgraża się tak jakąś chwilę, ale w końcu podaje jej telefon.
- Proszę także pamiętać, że wraz z naprawą gwarancyjną utraci pan wszystkie dane z telefonu.
Dziadek zbladł, zaniemówił, tylko usta się otworzyły. W końcu wypala:
- Ja mam firmę! Jak mam prowadzić firmę bez telefonu?! I co, stracę te 100 - 200 numerów? Tak? - po czym zabrał wszystko i wyszedł.
Pierwszy dziadek coś znalazł i wraca z umową kredytową i wskazuje gdzieś na jakieś cyferki:
- Widzi pani? Telewizor kosztuje 12 tysięcy, a ja mam do zapłaty 13 tysięcy 200 zł! W tym musi też telefon!
Po kolejnych długich minutach tłumaczenia dziadek zaczyna chwytać, że to nie wystarczy i zerka na komputer.
- Wiem! Oni w tym sklepie też mieli komputer! Niech pani sprawdzi czy ma w komputerze mój dowód zapłaty!
Po jeszcze dłuższych i jeszcze kolejnych minutach tłumaczenia, bez zbędnego wchodzenia w szczegóły na temat czym jest komputer, a że tak się po prostu nie da, dziadek zrezygnowany zabrał wszystko i wyszedł.
Podchodzę w końcu ja:
- Wielu klientów takich jest?
- Zdecydowana większość.
Dlatego też dzisiaj wieczorem nę za to dziewczę, bo ja po 4 godzinach sam udusiłbym się kablem od myszki.
--
"Więc kim ty jesteś? Tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce, lecz czyni tylko dobro" "Oh no, she's killing blind orphans! That's so evil, I mean which is great but blind orphans!" "Odmawianie kobiecie tańca to ignorowanie części jej osobowości. To zniewaga, którą niełatwo zapomnieć. Bowiem ona miała coś do zaoferowania: swoje oddanie. Przed mężczyzną, który z nią nie tańczy, nigdy nie otworzy swej duszy do samego końca."