Dwie sytuacje.
1) Pukanie do drzwi. Otwieram- przede mną banda bachorów bez żadnego dzień dobry, zaczyna śpiewać piosenkę, tak głośno, jakby zamiast małych płucek chowały w klatce piersiowej niemieckie Zeppeliny. Pierwsza i zarazem najbardziej zapadająca w pamięć linijka brzmiała: "Wszystkie dzieci muszą jeść", na melodię "Wszystkie dzieci nasze są", zamiast "John", na końcu padło "Grześ", więc wszystko nie tylko było elegancko sparafrazowane, ale też zrymowane.
Pytanie- czy te dzieciaki mogły to same wykminić? Śmiem wątpić. Na pewno na dole, nerwowo kopcąc szluga, stoi trzydziestoparoletni, bezrobotny mózg całej operacji, któremu właśnie finansuje czteropak tatry, żeby przyjemniej mógł spędzić popołudnie przed telewizorem.
2) Pod supermarketem zaczepia mnie dzieciak i prosi, żebym kupił od niego latarkę ledową, wraz z zestawem baterii. Mówi, że ma dzisiaj urodziny i nie ma nawet za co kupić kolegom chipsów. Dałem mu dychę, bo zrobiło mi się go żal. Kilka dni później, idę do tego samego supermarketu, owinięty szalem i w czapce uszance. I jak już się sami domyślacie- nie rozpoznawszy swojego niedawnego kontrahenta, podbija do mnie młodociany biznesmen, tym razem oferując wkrętarkę. Pytam, który raz w tym tygodniu ma urodziny i czy to w porządku wynosić rodzicom rzeczy z mieszkania. Uciekł szybciej, niż zdążyłby odpowiedzieć na to pytanie.
Następnym razem spojrzę przez judasza i pozostanę głuchy na uliczne nagabywanie.
1) Pukanie do drzwi. Otwieram- przede mną banda bachorów bez żadnego dzień dobry, zaczyna śpiewać piosenkę, tak głośno, jakby zamiast małych płucek chowały w klatce piersiowej niemieckie Zeppeliny. Pierwsza i zarazem najbardziej zapadająca w pamięć linijka brzmiała: "Wszystkie dzieci muszą jeść", na melodię "Wszystkie dzieci nasze są", zamiast "John", na końcu padło "Grześ", więc wszystko nie tylko było elegancko sparafrazowane, ale też zrymowane.
Pytanie- czy te dzieciaki mogły to same wykminić? Śmiem wątpić. Na pewno na dole, nerwowo kopcąc szluga, stoi trzydziestoparoletni, bezrobotny mózg całej operacji, któremu właśnie finansuje czteropak tatry, żeby przyjemniej mógł spędzić popołudnie przed telewizorem.
2) Pod supermarketem zaczepia mnie dzieciak i prosi, żebym kupił od niego latarkę ledową, wraz z zestawem baterii. Mówi, że ma dzisiaj urodziny i nie ma nawet za co kupić kolegom chipsów. Dałem mu dychę, bo zrobiło mi się go żal. Kilka dni później, idę do tego samego supermarketu, owinięty szalem i w czapce uszance. I jak już się sami domyślacie- nie rozpoznawszy swojego niedawnego kontrahenta, podbija do mnie młodociany biznesmen, tym razem oferując wkrętarkę. Pytam, który raz w tym tygodniu ma urodziny i czy to w porządku wynosić rodzicom rzeczy z mieszkania. Uciekł szybciej, niż zdążyłby odpowiedzieć na to pytanie.
Następnym razem spojrzę przez judasza i pozostanę głuchy na uliczne nagabywanie.