To jest wyrób Saszy Lucynoffa - Frankensteina z obozu 6509 na Kołymie. W 1927 roku był wart miskę bigosu, dwa lata później trzy miski gulaszu.
Przemycony w odbycie zbiega Gołodupcowa do Odessy został wymieniony na miejsce w tureckim parostatku, który zatonął u wybrzeży Bułgarii.Tam, wyłudzony przez chytrego kupca greckiego Talesjasza zawędrował do Rumuni, gdzie syn hodowcy kudłatych owiec kaukaskich, Dwywirgie Cauchesku sprezentował go teściowi robiącemu karierę w Komunistycznej Partii Rumunii.
Przez długie lata, losy zegarka były nieznane, ale po niezrozumiałej śmierci niejakiego Andropowa pojawił się na Kremlu, jako znak śmierci okrutnej i niechybnej.
Legenda głosi, że gdy mechanizm ten wróci do ojczyzny, to wypełni się pismo i przepowiednie zaczną działać.
A prorocy niektórzy, twierdzą, że ojczyzną Saszy był kraj dziki, nad Vistulą położony, z wodzem o ptasim dziobie i zwierzami dzikimi po bokach.
Szaman Om-Mah-Tse z plemienia Majów ze wsi Tuahalpectetliwyr przyznał, że jego magia niestety ustępuje jakością magii europejskiej, a że wioska jest biedna, to nie stać go na wykupienie praw licencyjnych. Może by się i dogadał z szamanami znad Vistuli, ale wielki, zły czarownik Ifone z dzikiego lądu usamater wykupił księgę z wszystkimi zaklęciami i koniec świata trzeba odwołać.
Jest jednak nadzieja, bo bracia żółci,z królestwa środka, ogłosili, że ifona mają gdzieś, a koniec świata będzie tak jak miał być. Howgh.!
--
Żyje się raz a potem straszy