Ciężko jest mi pisać na ten temat. Tym ciężej, że z dnia na dzień zaczynam sobie zdawać sprawę, że najprawdopodobniej nie skończy się to ani w maju, ani w czerwcu, ani, z całym prawdopodobieństwem, nawet we wrześniu.
Koronavirus nie jest czymś, co zniknie z powierzchni ziemi tylko dlatego, że będziemy myć ręce i nosić maseczki. Nie zniknie dlatego, że zdezynfekujemy zakupy, nie osłabi się z zachowaniem odległości w kolejkach.
W szpitalach też nie wyparuje pod wpływem odpowiedniej kwarantanny. Tylko rozrzedzi się.
Teraz taka mała dygresja. Wpisując "system sanitarny nacjonalny" w wikipedii pojawiają się tylko trzy tłumaczenia: arabskie, niemieckie i japońskie.
Idźmy dalej z perspektywą.
Siedzimy w domach nie dlatego, żeby wybić do cna chujakoronawirusa, a tylko dlatego, żeby nie przepełnić szpitali i nie rozwalić w proch SSN (tu znów trudno jest mi znaleźć tłumaczenie, pozostaje arabski, niemiecki i japoński, oprócz włoskiego...)
Siedzimy w domach dlatego, żeby, kiedy naszemu bliskiemu przydarzy się koronawirus, czy dlatego, że zasłuzył, czy i bez żadnej zasługi, żeby ten nasz bliski dostał miejsce w szpitalu. Z bańką ratującą życie, jeśli można.
Siedzimy w domach dlatego, żeby ratownik i lekarz nie musiał ryzykować wcholerę żyć, żebyśmy mogli powiedzieć z całą pewnością "nie, tam nas nie było".
Jeśli nie będziemy siedzieć w domu, to zabraknie karetek, zabraknie lekarzy, zabraknie ratowników, zabraknie miejsc, zabraknie sprzętu. Zabraknie życia.
To nie jest coś, co minie z majem. To jest coś, do czego będziemy musieli się przyzwyczaić i we wrześniu. Ale możemy to przeżyć.
Koronavirus nie jest czymś, co zniknie z powierzchni ziemi tylko dlatego, że będziemy myć ręce i nosić maseczki. Nie zniknie dlatego, że zdezynfekujemy zakupy, nie osłabi się z zachowaniem odległości w kolejkach.
W szpitalach też nie wyparuje pod wpływem odpowiedniej kwarantanny. Tylko rozrzedzi się.
Teraz taka mała dygresja. Wpisując "system sanitarny nacjonalny" w wikipedii pojawiają się tylko trzy tłumaczenia: arabskie, niemieckie i japońskie.
Idźmy dalej z perspektywą.
Siedzimy w domach nie dlatego, żeby wybić do cna chujakoronawirusa, a tylko dlatego, żeby nie przepełnić szpitali i nie rozwalić w proch SSN (tu znów trudno jest mi znaleźć tłumaczenie, pozostaje arabski, niemiecki i japoński, oprócz włoskiego...)
Siedzimy w domach dlatego, żeby, kiedy naszemu bliskiemu przydarzy się koronawirus, czy dlatego, że zasłuzył, czy i bez żadnej zasługi, żeby ten nasz bliski dostał miejsce w szpitalu. Z bańką ratującą życie, jeśli można.
Siedzimy w domach dlatego, żeby ratownik i lekarz nie musiał ryzykować wcholerę żyć, żebyśmy mogli powiedzieć z całą pewnością "nie, tam nas nie było".
Jeśli nie będziemy siedzieć w domu, to zabraknie karetek, zabraknie lekarzy, zabraknie ratowników, zabraknie miejsc, zabraknie sprzętu. Zabraknie życia.
To nie jest coś, co minie z majem. To jest coś, do czego będziemy musieli się przyzwyczaić i we wrześniu. Ale możemy to przeżyć.
Ostatnio edytowany:
2020-04-09 03:02:18
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks