"Chata wolna" - jest "imprezka".
Raz na jakiś czas trzeba dla zdrowia psychicznego się wyżyć, prawda? No.
Niby miałem przygotowane na tą okazję schłodzoną w lodówce Warkę, ale przemyślałem sprawę jeszcze raz i doszedłem do wniosku, że cola będzie bardziej na miejscu.
Bo po piwie to różnie bywa, i mogłoby się okazać że "nie stanę na wysokości zadania" i co?
Wstyd jak pieron by był.
Zabawa od razu weszła na wysokie obroty, no ale tak już jest jak towarzystwo się zna od lat i każdy wie o co chodzi.
Się działo, oj działo - normalnie aż wióra leciały.
Był pot, westchnienia, sapania, głośne a brzydkie wyrazy po polsku i w pongliszu, no i nie dam za to głowy, ale możliwe, że i troszkę krwi się pojawiło.
Na początek mały, zgrany trójkącik i mocne, nie, nie bójmy się tego słowa: walenie.
Takie z gatunku no mercy.
Do satysfakcjonującego końca.
I nie ma że boli.
Później ostre rżnięcie.
Ostre, pomimo lekkiej tępoty partnerki, no ale nie o rozwiązywanie kalamburów tu przecież chodziło, prawda.
Nie powiem, zmachałem się setnie, trochę kalorii poszło, ale mam na podwieczorek chałwę, tak że spoko - nadrobię braki cukru w cukrze.
A oto obiecane fotki, proszsz:
Para do trójkącika
Walenie
Rżnięcie
I efekt końcowy.
A tak przy okazji: jaka jest różnica między ładnymi, grubymi kablami rozruchowymi z marketu (na których nigdy nie udało mi się odpalić żadnego auta) a samoróbką?
A taka:
Jeszcze tylko tak się zastanawiam, do czego można wykorzystać takie "znalezisko"?
Opakowanie kiepskie, ale zawartość wygląda dość solidnie.
Jakieś pomysły?
Raz na jakiś czas trzeba dla zdrowia psychicznego się wyżyć, prawda? No.
Niby miałem przygotowane na tą okazję schłodzoną w lodówce Warkę, ale przemyślałem sprawę jeszcze raz i doszedłem do wniosku, że cola będzie bardziej na miejscu.
Bo po piwie to różnie bywa, i mogłoby się okazać że "nie stanę na wysokości zadania" i co?
Wstyd jak pieron by był.
Zabawa od razu weszła na wysokie obroty, no ale tak już jest jak towarzystwo się zna od lat i każdy wie o co chodzi.
Się działo, oj działo - normalnie aż wióra leciały.
Był pot, westchnienia, sapania, głośne a brzydkie wyrazy po polsku i w pongliszu, no i nie dam za to głowy, ale możliwe, że i troszkę krwi się pojawiło.
Na początek mały, zgrany trójkącik i mocne, nie, nie bójmy się tego słowa: walenie.
Takie z gatunku no mercy.
Do satysfakcjonującego końca.
I nie ma że boli.
Później ostre rżnięcie.
Ostre, pomimo lekkiej tępoty partnerki, no ale nie o rozwiązywanie kalamburów tu przecież chodziło, prawda.
Nie powiem, zmachałem się setnie, trochę kalorii poszło, ale mam na podwieczorek chałwę, tak że spoko - nadrobię braki cukru w cukrze.
A oto obiecane fotki, proszsz:
Para do trójkącika
Walenie
Rżnięcie
I efekt końcowy.
A tak przy okazji: jaka jest różnica między ładnymi, grubymi kablami rozruchowymi z marketu (na których nigdy nie udało mi się odpalić żadnego auta) a samoróbką?
A taka:
Jeszcze tylko tak się zastanawiam, do czego można wykorzystać takie "znalezisko"?
Opakowanie kiepskie, ale zawartość wygląda dość solidnie.
Jakieś pomysły?
--
Zakon Małych Kwiatuszków Bezustannej Irytacji