Dokładnie ten problem przyszło mi rozpoznawać, kiedy znalazłem się na proszonej, służbowej kolacji w restauracji w Berlinie Zachodnim.
Przy stole – z jednej strony gospodarze, specjaliści z dużej niemieckiej firmy, z drugiej my, polscy specjaliści , z dużej polskiej firmy, a pośrodku, na miejscu przewodnika, tłumacza i organizatora, szacowny pan , Polak, zatrudniony w niemieckiej firmie.
Siedzimy tak, w oczekiwaniu na jakąś zupę żółwiową czy coś, w beznadziejnie sztywnej atmosferze, rozmowa się nie klei, ludzie znają się służbowo od kilku dni.. Tragedia!
Siedzący obok mnie kolega półgębkiem do mnie zagaduje, stawiając problem lokalnie:
Słuchaj, ty przecież jesteś z Górnego Śląska, chyba znasz trochę Niemców, jak myślisz, jak można by trochę poruszyć rozmową, może jakiś dowcip opowiedzieć. Co mogłoby Niemców rozśmieszyć – dowcipy o teściowych, o seksie…
Ja spróbowałem sobie przypomnieć tematykę kawałów z dzieciństwa, które słyszałem od kolegów – Niemców z pochodzenia.
I tak, mówię, co mi się przypomniało, że najczęściej w kawałach występowały wiadome czynności fizjologiczne – wydalnicze - i ich produkty. A to o wystawianiu tyłka z pociągu za okno itd., co się kończyło ‘słowami ’’wyście cygaro stracili", albo „wyście telefonsztanga obalili”. Kolega wykazywał zdziwienie, trochę niedowierzania…
Wtem ciszę przerwał organizator.
‘’A u nas w Warszawie, podczas wojny, to chodził taki witz:
Kiedy z powodu wojny zaczęło brakować różnych produktów, Hitler się zdenerwował, wezwał do siebie uczonych i specjalistów, i kazał im opracować przeróbkę g…na na margarynę. Rozeszli się do zadań. Kiedy minął pewien okres, Hitler przypomniał sobie o sprawie, wezwał specjalistów, i zażądał sprawozdania. Naczelny badacz tłumaczył <<Mein Führer! Prace idą pełną parą. Robimy, co się da. Mamy już pewne sukcesy, ale na razie połowiczne>>. Hitler <<Co to znaczy Połowicze sukcesy!?>>. <<Schmiert gut, aber noch stinkt (Smaruje się dobrze, ale jeszcze śmierdzi)>>.”
Co się zaczęło dziać, to przechodziło ludzkie pojęcie! Niemczy kwiczeli, niektórzy ryczeli, mój kolega również – z powodu związku z naszą rozmową dopiero co! Zaczęli na wyprzodki cytować kawały znane mi z dzieciństwa. Mogłem usłyszeć o cygarze i słupie telefonicznym też. A ponadto o żołnierzach rosyjskich na froncie, istna koprolalia. Oczywiście, pan przewodnik, znawca ludzi, rozgrzał atmosferę, już do końca wszyscy się bawili świetnie.