< > wszystkie blogi

Łasucha Fasolkożercy tajny blog

czyli PurkusiaKuchatka małe co nieco

Goldene jojch, według Purkusia.

5 lutego 2012
Jest zima i musi być zimno. Niestety. Nie lubię. Trzeba się ratować, czyli najwyższy czas na "żydowską penicylinę".
Tak się jakoś złożyło, że dopiero teraz trafiłem na bardzo ciekawy tekst, w którym pan Jakub Skrzypczak zawarł esencję gotowania tej zupy. Podkład filozoficzny, cytaty: "- Jedyne co mi spędza sen z powiek to złoty środek na goldene jojch [jid.: złota zupa żydowskie określenie na rosół] - odparłem ze śmiechem. - To już coś! rabi ożywił się Ale mówiąc poważnie, co ci sprawia kłopot? Nie umiesz ugotować rosołu? - Chodzi mi o dobry żydowski rosół. O uchwycenie jego niepowtarzalnej natury, aromatu i smaku. Zastanawiam się czy coś takiego w ogóle istnieje. - Czy rosół jest dobry czy nie to kwestia umowna. Rosół jest zawsze taki jak kucharz który go przygotował. Usiądź proszę i posłuchaj. Usadowiliśmy się w ławce przy wschodniej ścianie synagogi. Za oknami panował już mrok. - Jak zapewne wiesz, uczą tego nasi mędrcy, wszystko na świecie posiada swą wewnętrzną strukturę duchową. Człowiek, kot, żaba, badyl, kamień, a co za tym idzie, rosół też. Jaka jest w takim razie pierwsza istotna czynność, którą musisz wykonać aby ugotować rosół? - Powinienem kupić koszerną kurę. - Brawo! Ale to nie wystarczy, żeby rosół był smaczny. Obydwaj doskonale wiemy że koszerne nie zawsze musi znaczyć smaczne. Tak jak kura musi być koszerna, tak samo umysł kucharza musi być koszerny. Z rosołu zbieramy szumowinę, żeby był czysty i klarowny, tak samo należy postępować ze swoją głową. - Wykoszerować umysł? - Tak. Właściwie to jest cały przepis na twój rosół. - I na życie... - Owszem, i na życie. Bo życie to rosół, a rosół to życie /.../" Noo, jak dla mnie, to wszystko się zgadza :D Ale lećmy dalej, bo są tam prawdziwe perełki. Wyrób sobie nawyk podśpiewywania przy gotowaniu rosołu, a twoja zupa nabierze pogody ducha i blask rozjaśni jej złote oka i oblicza tych którzy ją jedzą. Przyjmij też zwyczaj tańczenia dookoła pieca na którym stoi garnek. Taniec rozprasza przygnębienie i wypędza troski z rosołu. Radość jest dobra dla duszy, a zatem, za wszelką cenę unikaj przygnębienia. Jeśli nie możesz sobie z nim poradzić, nie gotuj! Chyba nie chcesz otruć domowników? Przygnębienie jest źródłem wszystkich chorób i dolegliwości. Kiedy gotujesz spoczywa na tobie wielka odpowiedzialność; oto przed tobą leży na stole połówka świeżego kurczaka. Został przebadany przez weterynarza i rabina: był zdrowy i jest koszerny. Nie po to ci dwaj napracowali się, a zwierze dało gardła pod rzeźnicki nóż, byś ty wszystko zepsuł. Pełny tekst tutaj: http://www.jewish.org.pl/index.php/pl/opinie-komentarze-mainmenu-62/1838-jak-mydzi-usynowili-polski-ros.html No to lu. Przygotowałem sobie mięso, włoszczyznę, zieleninę i przyprawy: Zapodałem muzyczkę i do dzieła. http://www.joemonster.org/video/734014/Amsterdam_Klezmer_Band_Papa_Chajes_ "Obrane" i dobrze wypłukane mięso powędrowało do gara z zimną wodą. Gar z kolei powędrował na mały ogień, a w czasie gdy jego zawartość powolutku dochodziła do wrzenia, przygotowałem warzywa i przyprawy: marchew, pietruszkę, kawałek selera, przekrojony na pół kawałek pora, dwa ząbki czosnku pokrojone w ćwiartki, opaloną cebulę, liście laurowe, ziele angielskie i sporo pieprzu. Kiedy zawartość garnka mocno zawrzała i pojawiły się szumowiny, zebrałem je i dołożyłem warzywa, oraz przyprawy w zawiązanej na supełki gazie. Gotowało się to powolutku na małym ogniu pod przykryciem, a kiedy marchew się ugotowała, wyjąłem ją, pokroiłem na plasterki i przysmażyłem na odrobince oliwy. W tym czasie garnek przestawiłem na najmniejszy palnik, na malutki, malutki ogień. Rozgotowane warzywa wylądowały w koszu, mięso na talerz do przestygnięcia, a pozostały tylko przyprawy w gazie i czosnek. Dodałem kurkumę, mielony pieprz i sól do smaku, no i na powrót marchew. Mięso pokroiłem na drobne kawałki i wrzuciłem z powrotem. Pęczek pietruszki ogołociłem z liści, które posiekałem jak leci i dorzuciłem do wywaru. Gar zdjąłem z ognia i przykryłem pokrywką, żeby sobie "doszedł". (te akurat garnki mają specjalnie wykonane dno, które długo utrzymuje ciepło. Ciężkie są skubane.) Połowę talerza wypełniłem makaronem, drugą - białą fasolką, na to nałożyłem chochelką zupy i wułala, Purkusiowy goldene jojch gotowy: Pojęcia tylko nie mam, dlaczego na fotce nie wyszła żółta żółć wywaru :(
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Moje subiektywne poglądy i opinie. Można się z nimi zgadzać albo nie. Obowiązku nie ma. Za jakiekolwiek skutki stosowania w życiu codziennym nie odpowiadam. Ach, bym zapomniał... oczywiście "może zawierać śladowe ilości orzechów". I fasoli.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu PurkusKuchatek
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi