Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Poznaj dwa hollywoodzkie sekrety: Alan Smithee i Krzyk Wilhelma

88 540  
534   17  
Królestwo filmowe naszych przyjaciół zza oceanu słynie z ekskluzywnej prostytucji, kokainy i produkcji służących głównie do wydojenia jak największej ilości szmalu z kieszeni widzów na całym świecie. Hollywood ma też swoje tajemnice. Spośród wielu ciekawostek, dwa zjawiska zasługują na szczególną uwagę.

Alan Smithee

Co mają ze sobą wspólnego takie produkcje jak MacGyver, teledysk do utworu Whitney Houston i western z czasów, kiedy za górskie plenery służyły tekturowe makiety, a Indian grali białoskórzy (mówiący „Howgh!”) aktorzy z obliczami umorusanymi czerwoną farbą?
 



Za kamerą tych produkcji, powstających od 1969 roku, stanął ten sam reżyser – Alan Smithee.

Trzeba przyznać, że ten średnio utalentowany twórca nie tylko jest osobą, która pozostaje aktywna w swej branży przez parę ładnych dekad, ale i doskonale odnajduje się w nowych czasach, stając za kamerą kolejnych, coraz to nowocześniejszych dzieł. Swoją przygodę z kinem zaczął w latach 60. od westernów, ostatnio wyreżyserował jeden z odcinków Simpsonów i  trzy hardcore'owe pornosy. Łącznie Smithee odpowiedzialny jest za 74 filmy. Ba, tworzy też komiksy – jego nazwisko widnieje na okładkach jednej z serii „Daredevila”.
I wszystko byłoby OK, gdyby nie jeden drobny szczegół – Alan Smithee to osoba, która...

...nie istnieje.

Pomysł stworzenia reżysera-widmo narodził się w 1969 roku, na planie filmu „Śmierć rewolwerowca”. Gwiazda tego westernu – Richard Widmark kilka razy ostro ściął się z reżyserem – Robertem Tottenem, który ostatecznie zwolniony został ze swych obowiązków. Jego miejsce zajął Don Seigel. Ten wprawdzie film ukończył, ale za żadne skarby nie chciał się zgodzić się aby jego nazwisko widniało na oficjalnej liście osób, które w tej produkcji maczały swoje palce. Gildia Reżyserów orzekła, że skoro nikt do feralnego westernu przyznać się nie chce, należy stworzyć fikcyjną postać, która nie będzie się buntowała. I tak też reżyserem „Śmierci rewolwerowca” został Alan Smithee.


Pierwotnie nierealny filmowiec miał się zwać Alan Smith, ale biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś w Hollywood może pojawić się reżyser o tym popularnym zarówno imieniu, jak i nazwisku, postanowiono dodać dwie literki „e”.

Kim jest bywa Alan Smithee?

Nie jest łatwo zostać Alanem Smitheem – aby dostać zaszczyt posługiwania się tym pseudonimem trzeba być reżyserem wielce pokrzywdzonym przez resztę filmowej ekipy – ubiegać się o to może twórca, który udowodni, że wymuszono na nim wprowadzenie znaczących zmian w filmie.
I tak też Smitheem został np.

David Lynch

Mimo że jego bazująca na powieści Franka Herberta „Diuna” została dość dobrze przyjęta, to sam reżyser nie tylko nie był zadowolony ze swojego filmu, ale i kipiał ze złości widząc, jak kolejne wersje jego dzieła zawierają coraz to więcej karygodnych zmian.

 
Ostatecznie decyzja Gildii pozwoliła późniejszemu autorowi „Zaginionej Autostrady” umyć od tego dzieła ręce. Tymże sposobem oficjalnym twórcą telewizyjnej wersji filmu został Smithee.


Oprócz Lyncha , Smitheem był też Michael Mann, Kiefer Sutherland i Dennis Hopper.

Krzyk Wilhelma

Jeszcze większym powiązaniem z całą masą filmów może pochwalić się pewien żołnierz (grany przez Garry'ego Coppera), który to będąc żywcem pożeranym przez aligatora wydał z siebie tak rozpaczliwy wrzask, że niejednemu widzowi zjeżyły się włosy na częściach niesfornych. Biedaczysko wyzionął ducha w filmie „Distant Drums” (1951 r.), ale jego agonalny krzyk odbija się echem do dziś. 


https://www.youtube.com/watch?v=dc5F2C0CYlA


Dwa lata po tym jak nieszczęśnik strawiony został przez gigantycznego gada, powstał film „The Charge at Feather River”, gdzie głosem zmarłego ryknął szeregowy Wilhelm trafiony strzałą w nogę. Potem było już z górki...


Taśmy z oryginalnym nagraniem krzyku zawierają jego sześć różnych, bardzo podobnych wersji i wszystkie noszą nazwę „Krzyk Wilhelma”. Kinomaniacy mają ponoć niezły ubaw wyłapując charakterystyczny dźwięk w kolejnych filmowych produkcjach. 

I tak też „Wilhelma” usłyszeć możemy w „Gwiezdnych Wojnach”, „Indianie Jonesie”, „Władcy Pierścieni”, „Kill Billu”, w filmach Disneya i przeszło dwustu innych mniej lub bardziej znanych filmowych produkcjach, a nawet i grach komputerowych.

Szczególnym znawcą „Krzyku Wilhema” był Ben Burtt – człowiek odpowiedzialny za tworzenie efektów dźwiękowych do „Gwiezdnych Wojen” z 1977 roku. W archiwach Warner Bros znalazł on nawet oryginalną taśmę ze słynnym wrzaskiem i czym prędzej zaadoptował ją na potrzeby filmu Lucasa.

Burtt był tak bardzo zafascynowany tym tematem, że na własną rękę rozpoczął poszukiwania autora tego wrzasku. Wszystko wskazuje, że wydał go z siebie Sheb Wooley – znany piosenkarz, który często pojawiał się w westernach, a w przypadku „Distant Drums” został poproszony o pomoc przy nagrywaniu dźwięków do filmu.

I pomyśleć, że po skończeniu „Gwiezdnych Wojen” Burtt oznajmił, że więcej nie wykorzysta głosu umierającego żołnierza... 

https://www.youtube.com/watch?v=cdbYsoEasio



Źródła: 1234

Oglądany: 88540x | Komentarzy: 17 | Okejek: 534 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało