< > wszystkie blogi

Każdy sąd mnie uniewinni.

A jeśli będzie sędzina, to i flaszkę mi postawi.

Zaczął się ból doopy...

20 kwietnia 2016
Kobiety kupują sobie różne rzeczy: buty i torebki, jakieś brylanty, milczenie przyjaciółki, a ja kupiłam sobie rusztowanko. Takie małe, domowe, łatwo składane. Bo malowanie od ładnych paru lat wisiało mi na głowie, to dlaczego by nie właśnie teraz? A że na drabinie zdarzało mi się dostawać choroby morskiej, to zafundowałam sobie Titanica prac muratorskich!

No dobra, jedną z jego mniejszych szalup...



Powzięłam decyzję o rozpoczęciu odnowy domostwa od pokoju córy. Mogłam zacząć od kuchni, ale mi się nie chciało. Powwalałam w pudła wszystko, co się dało zedrzeć z murów i półek, odkurzyłam ściany i sztukaterię, pooblepiałam żółtą taśmą to, czemu nie byłaby wskazana bliska znajomość z farbą i zbudowałam Arkę... tfu! złożyłam rusztowanko.

Najsampierw trzeba było ocieplić ściany wychodzące na zewnątrz, żeby wilgoć osiadająca na ścianach nie karmiła wstrętnego grzyba. Nie to, żebym miała coś do grzybów, ale bardziej lubię kurki i kanie. A i te raczej wolę rosnące na zewnątrz obiektu mieszkalnego. No to fundnęłam ściankom taką specjalistyczną farbę, od której ściana staje się cieplejsza a sporyszek bierze walizki i wyprowadza się gdzie indziej. Podobno.
Po zakupie dowiedziałam się od pana, że przynajmniej dwie warstwy trzeba tej magicznej mikstury na mur położyć, a może nawet i trzy. No ale co mi tam, przecież mam rusztowanko, chlusnę farbeczkę na ściankę, raz-dwa-trzy i będzie cycuś glancuś.

Po otwarciu kubła okazało się, że farbeczka ma konsystencję jogurtu. Greckiego. Po przepisowym rozprowadzeniu wodą w należnych proporcjach gówienko okazało się być na tyle rzadkie, żeby chlapać na półki i podłogi, ale jeszcze na tyle gęste, żeby do rozsmarowania świństwa po ścianie używać wpienionego Hulka. Ewentualnie walca drogowego.

Nic to, od wczoraj rusztowanko służy pomocą, tudzież dwie drabiny rozstawione strategicznie. I od wczoraj sruuuu!, na górę, chlastu chlastu, dryyyyyń! wiuuuu!, na dół, tuptuptup, "kto tam?", "reklama", tuptuptup, sruuuu!, na górę, chlastu chlastu, dryyyyyyyń!, na dół, tuptuptup, "słucham?", "szukam pana Urwałjaja", "nie, to pomyłka", sruuuu!, na górę, chlastu chlastu, "ueeeueeeee, mamaaaaaa!" wiuuuu! na dół, "co się stało, słonko?", "mamaaaa, a on mi zabrał część powierzchni życiowej!", "%$***^)#@, stonko!", sruuuu, wiuuuu, sruuuu, wiuuuu....



A żem jedną z tych osób, które cieszą się jak głupie na sam widok siłowni w świadomości, że do niej wchodzić nie muszą, no to teraz właśnie, jak w tytule...







Jeśli dożyję końca malowania, to pod hasłem "wysportowany tyłek" nadal nie będzie zdjęcia mojej żopy, ale za to będę miała świadomość istnienia takich mięśni pośladków, o których nie śniło się anatomopatologom.








 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Dzieci. Dużo dzieci. Będzie bardzo dużo bachorów. Jak u Meksykańców. Trójka własnych. Mąż też będzie, na 100%. Może kot się przewinie, prawie na pewno wredna sąsiadka zza płota. Mogą się pojawić nowe osobistości, ale ilość dzieciaków raczej nie powinna się zwiększać. Już ja o to zadbam. Ach, no i kuchnia. To teraz już ostrzegłam chyba przed wszystkim.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu oiko
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi