< > wszystkie blogi

Zgorzkniały Cynik

wszyscy jesteśmy wieśniakami

Wellbeing czyli nowoczesna droga ku nirvanie

23 maja 2023
Początkowo, gdy podjąłem się napisania na temat wellbeing, pomyślałem że to będzie łatwizna. Ot, kolejne modne słowo, które podobnie jak „ekologia” niesie dużo słów, a niewiele treści. Na swój chłopski, szowinistyczno - hedonistyczny rozum brałem, że do osiągnięcia dobrostanu wystarczą mi trzy rzeczy: nażreć się, wyspać i…to trzecie😉 Planowałem poprzeć tę tezę jakimś dobrym cytatem, najlepiej kogoś kto miał styczność z ludźmi mniej cywilizowanymi – po to aby udowodnić że powyższe leży w naszej naturze, a nie jest wymysłem współczesnych.

W swojej książce „Gringo wśród dzikich plemion”, Wojciech Cejrowski pisze:

- Widzisz, gringo, dla mnie szczęście jest wtedy, gdy mogę sobie wisieć w hamaku i nic nie robić. Im dłużej, tym lepiej. Nic nie boli, nie nagli, nic nie czeka. Nikt nie woła. Brzuch nie burczy, ze chce jeść; żona nie burczy, że chce, żeby jej coś zrobić. Moje szczęście to ta spokojna chwila, która właśnie trwa: nikt i nic niczego ode mnie nie chce, nie trzeba się wysilać, martwić, nigdzie iść.”

I gotowe! Chyba jednak nie, bo Indianin po chwili namysłu dodaje:

- Wy Biali znajdujecie swoje szczęście w ruchu, a my w bezruchu. Wy ciągle musicie coś zmieniać, porządkować, ulepszać, a my poszukujemy stanu ukojenia... I kiedy go znajdziemy, to wolimy się nie poruszać, żeby czegoś nie zepsuć.”

Wygląda na to że temat okazuje się bardziej skomplikowany niż podejrzewałem. Skoro różnice w stylu życia, pomiędzy amazońską dżunglą opisywaną przez Cejrowskiego, a tą miejską w której przyszło nam żyć, zauważalne są nawet przez Indianina – filozofa, temat sposobów osiągnięcia przez nas dobrostanu należy zgłębić. Lecz gdzie zacząć szukać wiarygodnych informacji?

Zapewne każdy z nas ma jedną ciut szaloną ciotkę, taką która z jednej strony jest super miła i robi najlepsze na świecie placki ziemniaczane, ale z drugiej odnosi się wrażenie że czyta te same książki i odwiedza te same strony co Edyta Górniak. Ja mam tylko takie. Postanowiłem więc zaczerpnąć bezpośrednio ze źródła i przy okazji świątecznych odwiedzin, oddaliłem się od rodzinnego stołu, nad którym kolejny raz dyskutowano na temat wina Tusca i udałem do ciocinej biblioteczki.



Wertując znalezione tam tomy, można doznać uczucia zagubienia oraz oszołomienia ogromem swojej ignorancji. Po chwili, pomiędzy poradnikami nt. jogi oraz wątpliwymi dziełami von Dänikena, udało mi się znaleźć pewien klucz w tematyce przeglądanych książek.

W centrum jest oczywiście człowiek, czyli JA. „Bądź mistrzem ukrytego ja” wydaje się dobrą pozycją dla początkującego. Wystarczy przeczytać jej krótki i w pewien sposób zaczepny opis umieszczony na tylnej okładce, głoszący że pozycja „zawiera wiedzę, dzięki której możesz efektywnie zmienić swoje życie... jeśli jej użyjesz.”, aby z niecierpliwością oczekiwać podróży w którą zostanie się zabranym na jej łamach.

Idąc jednak dalej, bo nie chodzi o recenzje książek, a poszukiwanie naszego wellbeing, następnym przystankiem na drodze ku błogostanowi jest DUSZA. Temat ten można zaatakować dwojako: religijnie bądź metafizycznie. Do gustu przypadł mi poniekąd pośredni sposób, w postaci pozycji „Balsam dla Duszy”. Jest to książka zawierająca „101 opowieści otwierających serca i kojących duszę”, które to w przystępny oraz, co najważniejsze, szybki sposób poprawiać mają nasze samopoczucie. Moją uwagę zwróciła jedna z nich, w której dzieci szkolne, razem ze swoją panią wyprawiają pogrzeb dla „Nie potrafię”, świętując jednocześnie narodziny „Potrafię” i „Chcę”. Że moja firma jeszcze na to nie wpadła!

Kolejnym etapem wtajemniczenia jest ENERGIA. Ta, z tego co zdążyłem się zorientować, może pochodzić z wielu źródeł. Pewien polski jutuber twierdzi, że żebra człowieka są anteną przez którą energia z kosmosu dociera do ciała tworząc duszę. Można więc w uproszczeniu stwierdzić że energia powinna pochodzić z naszego bliższego i/lub dalszego otoczenia , a skierowana powinna zostać w kierunku naszych ciał. Zdaje się że kluczową rolę w tym aspekcie mają czakry i czakramy.

Ciekawą pozycją w tej tematyce, którą udało mi się znaleźć, jest „Praniczne uzdrawianie kolorami”. Dzieło to nie jest poradnikiem dla przedszkolaków o tym jak nie wychodzić za linie. Rozwodzi się ono na temat wpływu czakr i pran na zdrowie i samopoczucie. Obrazowo zademonstrowane jest ich umiejscowienie oraz dokładnie opisane czynności jakie należy wykonać w celu poprawy stanu zdrowia, np. „Biaława prana jasnoniebieska działa hamująco na nadmiernie pobudzoną czakrę splotu słonecznego. Nie posługuj się praną ciemnoniebieską, gdyż ma ona właściwości ścieśniające i może powodować negatywne skutki w sercu”. Jakie to proste! Zwracam uwagę na umiejscowienie czakry podstawowej...



W dynamicznym i zabieganym współczesnym świecie może się wszelako zdarzyć sytuacja gdy, mając więcej pieniędzy niż czasu, postanowimy pójść nieco na skróty. Z pomocą przychodzi nam publikacja „Energia kryształów” czyli „150 sposobów zapewniających szczęście, miłość i zdrowie”, dzięki której w łatwy sposób dobierzemy odpowiedni kamień do naszego problemu. Taki na przykład brunatny jaspis doskonale łagodzi stres związany z codziennymi podróżami, „wchłania negatywną energię, neutralizuje zanieczyszczenia środowiska i ugruntowuje energie”. Ciekawe czy można łączyć kryształy z czakrami, np. tą podstawową...
Zataczając tymczasem pewne koło, zanim wrócimy do punktu wyjścia, uwzględnić należy aspekt ZDROWIA. Wiadomo, skoro zdrowie to przede wszystkim odżywianie. „Rewolucja zielonych koktajli” stanowi „ogromny krok ku naturalnemu zdrowiu”. Przepisy tam zawarte uszczęśliwią nie jeden żołądek, nie tylko partnera/partnerki, ale również domowego pupila. Po spożyciu koktajlu „Marzenie Burka”, zawierającego szpinak oraz tran, czworonóg będzie biegał szybciej niż kiedykolwiek. W kierunku przeciwnym do zielonego.


Powyższe dzieła opisują aspekty osiągania dobrostanu raczej w czasie wolnym, a to w pracy spędzamy jednak sporą część swojego życia. Otrząśnijmy się więc z przytłaczających informacji zaczerpniętych z literatury i poszukajmy recepty na hasło-oksymoron: wellbeing w pracy. Problem, przed którym stają szefowie wielu firm, to dopasowanie warunków pracy do potrzeb zmieniającego się świata. Pandemie, wojny, zmiany pokoleniowe – to wszystko spędza sen z powiek nie jednemu działowi HR. Młode Zetki mają wysokie wymagania, a stały dostęp do internetu jest dla nich pierwszą potrzebą, jak powietrze. Iksy cierpią na chroniczny Weltschmerz i odrzucają wyścig szczurów. Jedni pracownicy pragną pracować z domu, inni w domu w ogóle nie lubią bywać. Weź tu szefie każdemu dogódź, gdy jedynym elementem wspólnym, łączącym pokolenia jest zamiłowanie do pieniędzy. A te, jak wiadomo, szczęścia nie dają. Nie tędy droga.

Droga, podejrzewam, jest kwestą indywidualną. Nowy szlak który postanowiłem obrać, zainspirowany został przez niedawny odcinek serialu South Park, w którym Cartman, zatrudniwszy się w lodziarni na stanowisku obsługującym klientów, postanawia od razu przejść na home office. Ponadto, uczynił on z każdego dnia tygodnia wydarzenie wyjątkowe, likwidując tym samym monotonię oraz umilając sobie najpełniej lata oczekiwania na emeryturę/śmierć – w zależności co będzie pierwsze. Zainspirowany, rozpoczynam nowy etap podróży, zachęcając jednocześnie innych do dołączenia:

Bare Minimum Monday. Ze względu na nagły przeskok z dnia wolnego do pracującego, poniedziałki są najbardziej stresującymi dniami tygodnia. Promując powolne wpłynięcie w rytm służbowych aktywności, pozwalamy sobie jednocześnie dokończyć te rozpoczęte w weekend. Wyklucza to szczególnie stosowanie budzików, a słowo „spóźnienie” w poniedziałek nie obowiązuje. Takie podejście zmniejsza również niedzielny niepokój związany z mentalnymi przygotowaniami do dnia następnego, wydłużając poniekąd weekendowy odpoczynek.

Take It Easy Tuesday.
We wtorek praca wre, ale tylko ta najważniejsza. W końcu robota nie zając. Tu liczą się takie modne słowa jak „balance” czy „sustainable”.

Let’s Not Work Too Hard Wednesday.
Skoro dotrwaliśmy już do środy to pora zadbać o siebie. Należy się skupić na redukcji stresu oraz spowodowanego nim wypaleniem. Tego dnia szczególną uwagę zwracamy na fakt aby praca nas nie przytłoczyła. W środy redukujemy kofeinę na rzecz bardziej zdrowych alternatyw – drzemek.

No-Thinky Thursdays
na zmianę z Owocowymi/Bułkowymi* czwartkami wyważają zaspokojenie potrzeb zarówno ciała i umysłu, wprowadzając jednocześnie dodatkowe urozmaicenie.

Piątek, piąteczek, piątunio.
Równo o 16 wyścig do bramy. Wyłączam telefon i do poniedziałku się nie znamy.


*jak na obrazku – bułki i owoce są oczywiści ubruttowione;)
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi