A później mówią:
"No widzieliście go, panicza, cały tydzień krupniczek był dobry a dzisiaj mu nagle nie smakuje!" :>
:C
To znaczy, nie żeby tak u nas było, tylko "stereotyp" taki mi się przypomniał jak jechałem do pracy.
No bo tak: SynekMalinek ostatnio wieczorami marudził - on nie będzie chlebek na kolację, on chce żurek, nie ma żurku? to rosołek z makaronem.
Nawiasem mówiąc, to w ogóle jest dla mnie ciekawostka przyrodnicza, bo te dwa pewniaki - rosołek Mamusi i żurek Tatusia - są akceptowalne dowolnej pory dnia, a np. próba zaserwowania pomidorowej zakończyła się ostatnio wyciem
"TO nie jest zupa! łuuuu", no i tak mnie zastanawia, jak długo można jechać na rosole i żurku na przemian?
Nie żebyśmy tak robili, albo mieli zamiar :> Tak się tylko zastanawiam.
Nieważne.
W każdym razie ugotowałem wczoraj dwa gary: żurku i fasolki, na zaś.
Duże gary.
Na trzy dni myślałem że będzie.
Zjedliśmy z Malinkiem po talerzu żurku po powrocie z przedszkola, na kolację synek zażyczył sobie... oczywiście żur, później żona wróciła z pracy, zjadła troszkę fasolki i trochę żuru, z tym że tą fasolkę to przeze mnie, bo się obżerałem jej przed oczami i się skusiła.
Rano wziąłem trochę fasolki do pojemniczka, sobie do pracy, no i do słoika dla teścia nałożyłem.
Trochę żurku Synkowi, żeby zjadł u dziadków jakby miał ochotę (wie że jest, to może się dopominać, a że w domu nie u dziadków? a jakie to ma znaczenie?).
I to by było na tyle.
Gar po fasolce pusty, a w drugim zostały smętne resztki.
Hmm.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą