Żeby zrobić po bakońsku, to potrzeba:
cebule dwie, papryki dwie, pieczarek trochę, pomidorów ze dwa, boczku wędzonego, ogórków kiszonych, no i ten, schabu.
Bo to schab po bakońsku będzie.
No i jeszcze śmietany.
I tego, o, pieprzu z solą.
A! słodkiej papryki jeszcze. Koniecznie.
Cebulę kroimy drobniutko,
a pieczarki w plasterki. Normalnie z nóżkami, bezlitośnie.
Boczek w kosteczkę, paprykę w półkrążki, a pomidory...
pomidory do sparzenia i też skroić. Jak leci.
No.
I tera tak: schab trzeba troszkę rozbić, co tutaj akurat dobrze wychodzi kobiecym dłoniom, bo więcej umiaru mają.
Kobieta mi bije.
Dowód foto, proszsz:
Pragnę zwrócić uwagę na to, jak cwanie folii używa, żeby śladów nie zostawić. Jak Dexter Morgan normalnie, czycoś.
Ale pomińmy.
W każdym razie, obite kotlety schabowe należy popieprzyć i posolić.
Kobieta pieprzy.
Dowód foto, proszsz:
Następnie lejemy na patelnię olej rzepakowy (źródło kwasów omegatrzy), przy czym nie musi on być z pierwszego tłoczenia, może być rafinowany, z rzepaku GMO, ale wtedy dobrze jest się upewnić, że rzepak był z wolnego wybiegu, no i podsmażamy na nim schab.
Nie za długo, nie za krótko, lecz w sam raz.
Wsamraz wygląda tak:
Po podsmażeniu kotlety zdejmujemy z patelni i szybciutko, zanim ona zorientuje się, że jest pusta i zacznie się przypalać, wsypujemy na nią wędzony boczek.
By po chwili, gdy tylko boczek zacznie zdradzać pierwsze objawy przysmażenia, dodać do niego cebulkę.
Moment, i do zrumienionej już cebulki dokładamy pieczarki.
Teraz szybciutko - cichutko wyciągamy kiszonego ogórka ze słoika...
i zjadamy zanim się ktokolwiek skapnie.
No, a teraz tak: jak już pieczarki puszczą sok i zmiękną troszkę
to trzeba całość przełożyć do czegoś większego, w sensie: rondla, albocoś, tak, żeby to ścianki miało wysokie.
Następnie układamy na tym schab
tak, żeby mu było wygodnie leżeć, no i dolewamy ten jego sosik. Do ostatniej kropelki.
Zalewamy wodą w ilości koniecznej do przykrycia.
Przykrycie wygląda tak:
Widać "oka" tłuszczyku, co nie?
Gapiom się.
Ktoś może akurat lubić jak się na niego gapi, ale tu trzeba być twardym, odsunąć na bok sentymenty i sypnąć w te oka słodką papryką.
Okom robi się w tym momencie głupio i natychmiast po zamieszaniu przestają się gapić.
A my to wszystko przykrywamy
i dusimy na maleńkim ogienku.
O takim, ledwo co:
Jak to się tam pomalutku dusi, to akurat jest chwilka czasu, żeby obrać ziemniaki, zalać je wodą i wkroić do nich marchew.
Posolić jak tam pasuje i ugotować.
Zanim jednak ziemniaki się ugotują, może okazać się, że schab zmięknie, i trzeba już dorzucić paprykę, więc...
dorzucamy,
dopychając ją pod powierzchnię. Toń papryko, toń. Nie walcz ze swoim przeznaczeniem.
Jak już ona się całkiem utopi i wymięknie, to wtedy obrzucamy ją pomidorami:
W tym momencie papryka traci resztki pewności siebie, ale jej nie współczujemy, tylko dusimy całość dalej.
Tymczasem ugotowane ziemniaki, po odcedzeniu, ewidentnie zdradzają objawy odwodnienia i przesuszenia, czemu zaradzamy odpowiednim natłuszczeniem. Masłem.
Oraz nawilżeniem śmietaną.
Głośno nadmieniając, że taka śmietana, to ponoć świetnie robi na cerę.
A kiedy już czują się zadbane i dopieszczone - tłuczemy, przerabiając je na puszyste puree. Muchacha.
Śmietanę mieszamy z niewielką ilością mąki
wyjmujemy mięciutki już schab
i zagęszczamy śmietaną z mąką sos, mieszając tak szybko, że oko aparatu nie nadąża, a grudki nie maja czasu żeby się uformować.
Wkładamy schab z powrotem.
Jeszcze kilka niezbędnych czynności, i wułala, po bakońsku, bon appetit i inne wyrazy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą