No cóż. Życie nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Wiedzą to wszyscy. A jeśli powołamy się jeszcze na życie studentów, to... ho, ho! Studenci muszą nie chodzić na zajęcia przez cały semestr, a w tym czasie: pić chłodne piwo od rana, kombinować, skąd wziąć brakującą stale gotówkę, wieczorami obowiązkowo stawiać się na wszystkich imprezach, a dodatkowo jeszcze znajdywać czas na inne dodatkowe zajęcia. I czy ktoś mi powie, że to nie jest podłe życie? A na domiar złego, kiedy już są bardzo wyczerpani po 4 miesiącach takiego życia, z objawami chronicznego niewyspania wypycha się ich na bardzo cienki lód... Lód ten popularnie nazywany jest SESJĄ.
Sesja z niewiadomych przyczyn wyczeruje jeszcze bardziej psychicznie. Człowiek chodzi zestresowany, na nic nie ma czasu, uczyć mu się nie chce, wydaje masę pieniędzy na ksero i gorączkowo poszukuje ostatnich, z cudem utrzymanych przy życiu, osobników praktycznie wymarłego gatunku - studentów chodzących na zajęcia.Czy to wszystko nie jest wykańczające?
Mi osobiście został jeszcze jeden egzamin... Niestety odbywa się z Dziekanem Wydziału i kiepskim pomysłem byłoby podpadanie mu... Więc powinnam się uczyć, ale dopadają mnie wszystkie dolegliwości klasycznego studenta: nic mi się nie chce, jestem niewyspana... itd.
Pozdrowienia dla wszyskich tych, którzy przeżywają właśnie to samo. ;-)
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą