Starałem się zrozumieć swoją głębie
Szukałem wgłębi serca, przeszukiwałem siebie
W głąb duszy zaglądałem kiedyś modlitwą
Lecz na jej dnie zimnym nic nie zakwitło
Przestały mnie interesować zgromadzenia
Szarzy ludzie i ich mądrości, powiedzenia
Osiągnąłem dno, stworzyłem własny świat
Z czarnych myśli, negatywu zza oczu krat
W tej samotności dżungli liany moją zabawą
Zsuwam się po niej w dół a dłonie krwawią
Dają emocje, które chyba mijają z wiekiem
Ale dają mi nadzieję, że mogę być człowiekiem
To pierdolona schiza gdzie kosmos otacza nas
Antymateria zabiera powietrze, oddech i czas
Zakrzywia się ziemia, ziemia której nie ma, już
Kurz, który nie opada już, bo leży wciąż, gruz
Szatan nie istnieje, Bóg nie istnieje, za dużo?
Pytasz mnie więc co dusza zrobi z tą zła burzą
A ja wzruszam ramionami i między nami myślę, że
Po śmierci nie opadamy ani nie wznosimy się
Dusza to esencja tak? Dusza to byt astralny
Więc udowodnij mi, że na pewno nie jest łatwopalny
Bo co powiesz mi, jeżeli powiem Ci, że dusza to
Potężna petarda, której powoli wypala się lont
I podczas śmierci ciało staje się zimne, puste bo
Naszą duszę rozerwała eksplozja daleko stąd
Ja nie wiem nic, ja wciąż siebie szukam w mroku
W dotyku metalu, w smaku cukru i ze łzami w oku
Biały proszek słodkości, broń w ręku i ta wiedza, że
Opadłem na samo dno i kurwa nie mogę odbić się
A ta poezja jest monetą rzuconą gdzieś za moje plecy
Nadzieją, szukaną w mroku za pomocą światła świecy
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą