Coldseed pisze: Branża porno umiera - biją na alarm media. Obroty ze sprzedaży płyt DVD są coraz niższe, więc producenci płacą coraz mniej aktorom, dźwiękowcom i operatorom. Słychać jęki niezadowolenia wypchanych silikonem dziewcząt i żałosny, wtórujący im pomruk dzielnych wojów, co to sobie drogę do kariery własnymi przyrodzeniami przetarli. Co się dzieje? No cóż, w największym skrócie rzec można: "Dziś darmochę każdy woli". Wysyp stron oferujących bezpłatny dostęp do wszelkiej maści produkcji kina fikanego kusi żądnych mocnych wrażeń internautów. Miast dyskutować nad sposobami na uratowanie branży, wróćmy do złotych czasów pornobiznesu, czyli do przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Wtedy liczyła się gra aktorska, scenografia no i fabuła (!), a ludzie krzątający się po planie pierwszych pornosów na co dzień pracowali przy całkiem poważnych hollywoodzkich produkcjach... Żywym i nadal czynnym symbolem tamtych wspaniałych czasów jest pewien niepozorny z wyglądu człowiek - Ronald Jeremy Hyatt, ogółowi znany jako
Ron Jeremy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą