Życie w Korei Północnej nie jest usłane różami. Propaganda, reżim, wojsko i ogromna bieda.
Śluby są zawierane bardziej z przymusu (ekonomicznego) niż z miłości.
Wycieczki organizowane są jedynie do miejsc ważnych dla rządzących, a od przewodnika usłyszysz na nich wyłącznie o wielkości Korei Północnej.
Nawet w metrze wzrok liderów Korei bacznie cię obserwuje.
Edukacja nie jest priorytetem, toteż większość dzieci spędza czas pracując w polu, a nie w szkole.
Czasami władza zezwala na bardziej rozrywkowe zajęcia. Jednak są one ściśle kontrolowane.
Szarość i zniszczone budynki to norma.
Tylko bardzo bogaci mają samochody.
W Pyongyangu znajdują się ściśle wyselekcjonowane miejsca, które może odwiedzić obcokrajowiec. O ile dostanie pozwolenie na wjazd do tego kraju.
Nawet sztuka podlega odpowiedniej kontroli. Wszystko musi być tak, jak chcą tego cenzorzy.
Wszyscy Koreańczycy raz na jakiś czas przechodzą odpowiednie „szkolenia ideologiczne”.
W 1968 roku Korea Północna przejęła amerykański statek USS Pueblo. Dziś jest on pływającym muzeum „amerykańskiego imperializmu”.
Mieszkańcy tego kraju nie mają praktycznie żadnego kontaktu z innymi ludźmi czy kulturami. Tutaj reakcja na widok zachodniego fotoreportera.
Propaganda jest na każdym kroku. Plakaty stale przypominają o tym, że ludzie są zależni od władzy.
Żołnierze mogą liczyć na liczne profity, ale nawet oni muszą uważać, aby nie podpaść oficerom politycznym.
Im dalej od dużych miast, tym większa bieda, zwłaszcza na wsi.