Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Kawały Mięsne > FACHOWCY (synchro długas do kwadratu..
wersenian


prawdziwie długi, ale nie miałem sumienia rozdzielać tych kawałków:

PODRÓŻE

WSTĘP

Jeżeli między punktem A a punktem B jest odległość, to między nimi rozciąga się przestrzeń. Przestrzeń tę można by pokonać, wyruszając z punktu A do punktu B lub odwrotnie, ale nikomu się nie chce. I słusznie. Żaden z tych punktów nie jest odpowiednim celem podróży. Nie działa na wyobraźnię; nie stoją w nim wspaniałe budowle, a piękne kobiety nie przechadzają się w cieniu wysmukłych palm.
Nawet docent mający słabość do myślenia abstrakcyjnego wolałby się udać do Malinówka, niż do punktu A. Co więc z tego wynika? Że podróżujemy głównie z przyczyn zmysłowych. Z nadziei na inność rzeczywistości, jednocześnie wiedząc, że w gruncie rzeczy w dalekich krajach jest zupełnie tak samo jak u nas, tylko trochę inaczej.
Podobno Sahara jest pustynią, ale trzeba tam pojechać, żeby się przekonać, iż jest to po prostu plaża. Trochę większa niż w Mielnie, ale przynajmniej nie ma tłoku w sezonie. I choćby, dlatego warto podróżować.



DYPTYK FRANCUSKI

- Panie majster, to też?
- Pokaż, a co to jest?
- Coś jakby ciepłe gacie.
- Oszalałeś, docent! Chcesz mnie skompromitować?
- Pakuj to, co powiedziałem.
- Tak jest, panie majster. Cholernie się denerwuję tym pańskim wyjazdem.
- A ja nie.
- Pan majster to ma stalowe nerwy... A to?
- Nie widzę.
- Chyba kocher.
- Kocher, musowo. Przecież będę chyba coś pił i jadł, nie? To na czym przyrządzę?
- No, pewnie. Wrzucę też kostki denaturatu.
- Kabanosy schowałeś?
- Tak, panie majster. I żywczańską i kaszankę podwędzaną domowym sposobem, konserwy, zupy w proszku, proszek do pieczenia i pieczeń w proszku.
- Zastanawiam się, docent, z tym śledziem. Wziąć go, czy nie?
- Myślę, że może pan wziąć. Będzie pan miał na posiłek w podróży.
- Racja. Szybko się z nim uwinę, to nie zależy zalecić.
- A kiedy pan zaleci?
- Za dwie godziny będę na miejscu. A tam mają czekać.
- Pan majster pierwszy raz tak podróżuje?
- Samolotem?
-Tak.
- Raz leciałem w wojsku, jak miały być skoki, ale nie pamiętam bo zemdlałem. Tak mnie przewiało. A teraz drugi raz.
- Boi się pan !
- Głupi jesteś, docent. Wtedy też się nie bałem, tylko mnie przewiało. A teraz to samoloty odrzutowe...
- Z eksportu?
- Co?
- No, te... odrzuty.
- Zamknij się i słuchaj. Siadasz... nie? Chcesz zapalić papierosa, a tu napis: NIE PALIĆ. Startujemy. Napis gaśnie... Wyjmujesz fajkę, chcesz zapalić, atu znowu: NIE
PALIĆ. Lądujemy.
- Niesłychane. Aż mnie mróz przeszedł po kościach, jak pan to mówił.
- Pakuj i nie teoryzuj... Kapelusza - nie! Polecę w nim.
- Jasne, będzie majster wyglądał jak Eden.
- Ja już cię prosiłem, żebyś przy mnie takich słów nie mówił. A kapelusz dlatego, że beret zgubiłem. Wczoraj w barze "KASZTAN"... W zamieszaniu. Strasznie byłem do niego przywiązany. Nigdy go nie z zdejmowałem. Jak się w nocy pogniótł, to wystarczyło tylko go tak ręką strzepnąć i już miał fason. A to... Cholera wie, gdzie przód, a gdzie tył.
- W berecie chyba jeszcze trudniej znaleźć przód lub tył.
- Co ty wiesz. Na przedzie miałem tłustą plamę, a z tyłu była dziura.
- W kapeluszu też można zrobić.
- A wiesz, że to jest myśl. Nie jesteś ty taki głupi, docent, jak myślisz ... To rób.
- Plamę pan majster życzy sobie z boczku?
- Nie na środku.
- Nie, ja pytam, czy plama ma być od boczku, czy od kiełbasy.
- Wszystko mi jedno, byle była wyraźna. Gdzie paszport?
- Razem z biletem w pańskiej podręcznej skrzynce z narzędziami.
- A referat ?
- Referat wsunąłem panu majstrowi do kapelusza.
- Dlaczego?
- Bo kapelusz był za obszerny. W każdej chwili noże pan majster go wyjąć i mówić, jak to się mówi, z kapelusza.
- Dobra. Pakuj dalej.
- Panie majster, jak to będzie wyglądało.
- Co?
- To sympozjum. To pańskie wystąpienie.
- Normalnie. Zapowiedzą mnie, wejdę na mównicę i odwalę swój referat.
- Po angielsku?
- A po jakiemu? Nie po japońsku. Po japońsku to ja mogę tylko zjeść śledzia.
- Z majonezem?
- Z apetytem.
- Dużo będzie ludzi?
- Dwustu osiemdziesięciu czterech delegatów oraz dwa i pół tysiąca obserwatorów i zaproszonych gości z ramienia i nazwiska.
- Panie majster i pan tam będzie? No nie, jak pragnę trafić na gwint... Łzy mi same idą do oczu. Panie majster, niech pan opowie, co tam będzie, jak pan będzie przemawiał po angielsku i w ogóle...
- Przyślę ci pocztówkę.
- To nie to samo... To nie to samo...
- Dobra, pakuj tylko. Rzodkiewki na wierzch, a powidła owiń kapą.
- Na co ta kapa?
- N a prezenty. Potnę na kawałki i będę dawał jako serwetki.
- Pan majster to ma głowę.
- To uważaj, bo zaczynam. Ladies and gentelman... I ty ojcze proboszczu... Nie. Pomyliłem się, ale początek zostaje ... Very very much kiss me !
- A na nasze?
- Ogólnie pozdrawiam wszystkich fachowców. Że chociaż inne nasze twarze i języki, to myśl jedna. Bo nieważne, czyś Murzyn czy Murzynka... Fachowcy wszystkich fachowców powinni się łączyć. Utworzyć coś w rodzaju wielkiej rury... Rura do rury, a gwint pasuje do gwintu...
- Jasny gwint! Panie majster, nastąpiła tragedia. Do kapelusza włożyłem papier śniadaniowy, a referatem owinąłem kiełbasę. Niech pan spojrzy przetłuściło się. Nic nie można odczytać. Co teraz będzie? Pan mnie zabije...
- Pokaż! Nie papier, kiełbasę, ośle. Co tam referat ... Nic... Kiełbasa mogła się zepsuć od tego druku... To by dopiero była tragedia No nie ma rady, muszę spróbować. Tak... mniam coś jakby lekko... Ale nie trzeba więcej. Tak, tu chyba mniam... Co się tak gapisz, siadaj i pisz.
- Co, panie majster?
- Referat.
- Ja nie znam angielskiego.
- A co mnie to obchodzi? Słyszysz, zaczynaj.
- Jak mus, to mus.



PRZYJAZD MAJSTRA

- No, co tak stoisz, docent, zapomniałeś języka w otworze gębowym?
- Eeeee...
- Wygląda na to, jakbyś się dziwił, docent?
- Majster wrócił? Nie mogę wyjść z podziwu!
- Wychodź!
- Już lecę, panie majster, tylko gdzie ?
- Z podziwu wychodź, ochwiaro!
- Już wyszedłem, ale teraz muszę się otrząsnąć z wrażenia.
- Poczekaj, sam cię otrząsnę.
- Nie tak mocno, panie majster, berecik mi upadł.
- I huku narobił. Blaszany berecik nosisz? Co tu się działo, jak mnie nie było?
- Konkurencja się rozzuchwaliła, musiałem nosić ochronny berecik.
- Bili?
- Trochę. Ale bez złości.
- Ręką bili?
- W zasadzie ręką. Alę nogą poprawili. Slipy też mam opancerzone.
- A co te partacze, te chudoby bezzębne, te wybrakowane wióry z hebla rżnięte mieli pretensję?
- O majstra. Że się rozpanoszył, klientów pozabierał, że monopolizuje.
- A to chamy! Same chlają, a do mnie mają pretensję, że się monopolizuję. Chtóry to?
- Maruszeczko i jego czeladnik.
- No, to zrobimy z nimi porządek. Trzeba ich zwabić w zasadzkę. Najlepiej w Koci Zaułek.
- Obawiam się, że to dość niezręczne.
- Laczego?
- Jak wejdą do wylotu, nie będzie którędy wiać.
- Ochwiaro! To my ich zwabimy i nadejdziemy od wylotu.
- I co?
- Najsampierw staniemy, spojrzemy jeim w twarze one nie wytrzymają spojrzenia i wtedy ja się pytam: „No i co tera?”
- A oni?
- Oni będą przestępować z nogi na nogę i na siebie tak ukradkiem popatrywać. A my będziemy stać jak obojętne kowboje i się napawać.
- Co będziemy?
- Napawać się będziemy widokiem. A potem ja podejdę do Maruszeczki, podsunę mu pod nos prawą pięść i jego zapytam retorycznie: „Wiesz, czym to pachnie?”
- Przemysławką.
- Co?
- Mówię, że Maruszeczko może odpowiedzieć, że pięść majstra pachnie przemysławką i przylać majstrowi z lewej, ponieważ to szmaja.
- Owszem. Taki wariant może zajść.
- No, więc co?
- Ty mnie osłonisz z lewej.
- Panie majster?
- Masz blaszany berecik, nic ci nie będzie.
- A co majster?
- Ja jego w międzyczasie zmiażdżę zwrokiem.
- No, a ten jego rudy czeladnik? Przecież nie będzie stał z założonymi rękami?
- A w jakim odcieniu on jest rudy?
- Płomiennorudy, ogniorudy...
- Zawołajmy straż pożarną, to go zgaszą. He, He... Bierzemy francuza, gazrurkę i idziemy.
- En avant, mes enfants ...
- Chwileczkę... Nie francuza, nie gazrukę, tylko weźmiemy kubeł farby emulsyjnej i pędzel. I wiesz, co zrobimy? Na tym murku, a propos jego warstatu, napiszemy: „MARUSZECZKO PITEKANTROPUS EREKTUS”.


By Kofta z Friedmanem dawno, dawno temu

--
co to jest sygnatura?

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.

a nawet

--
Wszyscy myślą o sobie! Tylko Ja myślę o mnie ...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pinezka13 - Superbojowniczka · przed dinozaurami

--
Serce me proste, a los mój krzywy.

Rupertt
Rupertt - Fajranttoholik · przed dinozaurami

--
ryćk'n'rotfl

piotr_cichy

--
Mam sygnaturkę i nie zawaham się jej użyć... takie sobie fotki

Jaiwo
Jaiwo - Superbojowniczka · przed dinozaurami

--
Mądre myśli często mnie prześladują, ale ja biegam szybciej niż one

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
geek_gda - Superbojownik · przed dinozaurami
, jak zwykle majster w formie...

--
Co rano to samo wyzwanie - jak nie dać sobie popsuć dobrego humoru i jak nie popsuć go innym...
Forum > Kawały Mięsne > FACHOWCY (synchro długas do kwadratu..
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj