Szłam ci ja dzisiaj do fryzjerki, do tej samej chodzę, nasze córki się kumplują.
Weszłam, taka babka, coś między 60-70 lat, zmartwiona, dyktuje z głowy numer telefonu, fryzjerka do niej:
- Niech się pani trzyma, pani Wandziu.
Babcia się ubrała i wyszła. Siadam w fotelu i słyszę:
- Jaką pani ma grupę krwi?
- A dlaczego?
- Ta pani szuka dla dwuletniego dziecka B Rh-. Ostatni dzwonek. Po weekendzie, jak się nie znajdzie, mogą zajść zmiany w organizmie i warzywko. Ja tą panią znam, ona ma prawnuka chorego.
- Da mi pani numer telefonu, sobie zapiszę.
Zapisałam, zrobiłam się na bóstwo i wyszłam.
Wracam do domu, wrzucam wątek, a tu mi Sopel, że może łańcuszek. No jak? Przecież to pani Wandzia? Ale sprawdzam numer i... Podobno krew była potrzebna, ale z końcem 2014 i że dawca szybko się znalazł. Właścicielka numeru już z niego zrezygnowała.
Dzwonię do fryzjerki:
- Pani zerknie na ten numer w internetach i już nikogo o grupę krwi nie pyta. To jest nieaktualny numer, głuchy telefon i niech pani tę panią Wandzię przepyta na tę okoliczność.
Fryzjerka zaniemówiła.
Może ktoś babinie numer podał, jak to między rodzinami chorych dzieciaków, z prośbą o pomoc, a ona teraz szuka? Nie wydaje mi się, żeby to było celowe.
--
Skiosku&Pokiosku