< > wszystkie blogi

czasem cos mi sie przysni lub wydarzy

papier jest cierpliwy. e-papier tez :)

takie tam sobie, nic szczegolnego - ot, pomysl.

3 września 2014
uganiam sie ostatnio po mieszkaniu za uciazliwymi wspolokatorami i tak jakos mnie naszlo na kosmiczne skojarzenia - zreszta, poczytajcie sami :D wyszedlem z domu jak co rano. pocalowalem dzieciaki, przytulilem zone i zapakowalem drugie sniadanie. w robocie juz na mnie czekali. nie wiem czemu, ale mieli takie dziwne usmiechy. ale nic, pobralem kombinezon, odpalilem silniczki i polecialem w przestrzen... rewir 7A, to moj - od dawna prowadzimy tu badania i wykopaliska, ma w sobie potencjal, tylko opary zgnilizny powoduja, ze wciaz musimy byc w kombinezonach. zabralem sie za robote, jak co dzien, kulem i rabalem, wgryzajac sie wglab tej niepoznanej planety. jakies dziwne plyny z niej wyplywaly, jakby krwawic chciala - nie podobalo mi sie to, ale jak zawsze pobieralem wszystko do specjalnych workow na probki, zeby w bazie mogli to przebadac.
nagle, cos mnie tknelo... odpadla ostatnia zolta warstwa glebu i moim oczom ukazala sie czerwona - wskazniki zaczely zielono pulsowac napisami 'zdrowy teren'... zgodnie z procedura, podnioslem przylbice kasku i zaczalem podejrzliwie kontemplowac okolice. ten slodki zapach... w chwili uniesienia zaczerpnalem sokow wydobywajacych sie spod powierzchni i poczulem niesamowita slodycz! az... odplynalem lekko... zapakowalem wszystkie probki do pojemnikow i do plecaka i... jeszcze raz napilem sie z tej slodyczy, lekko zakrecilo mi sie w glowie... zamknalem przylbice, odpalilem silniki i w poczuciu dobrze spelnionego obowiazku, zaczalem wracac do bazy. nie dawalo mi tylko spokoju, czemu tak sie ze mnie rano smiali?... nagle powietrze zawirowalo wokol mnie i dwie potezne platformy usilowaly mnie zmiazdzyc miedzy swoimi powierzchniami, udalo mi sie wymanewrowac poza ich zasieg, w lekkim szoku - dlaczego? dlaczego to mnie spotyka? jeden z silnikow zaczal lekko szwankowac.. i nagle kolejny podmuch i juz wiedzialem, ze nie uciekne! to, co pilem spowodowalo, ze mialem spowolniony czas reakcji i juz wiedzialem czemu sie smiali, to mial byc test! dwie ogromne, plaskie powierzchnie znow sie zwarly usilujac mnie ukatrupic... ale... udalo sie! podmuch powietrza mi pomogl i ucieklem z ich zasiegu! szybko wrocilem do bazy i otarlem pot z czola, zdalem kombinezon i powoli powrosilem do domu, zony i dzieci. ucalowalem male czolka i przytulilem sie caly drzacy do zony... powiedziala do mnie, ze miala ciezki dzien, bo sobie nadwyrezyla ssawke, kiedy siedziala na podgnitym jablku w swoim rewirze... na smietniku. ech. moze, to i dobrze, ze nie wiedziala, ze my wlasnie obrabiamy brzoskwinie na stole w kuchni i ludzie tego nie lubia... ciezkie jest zycie samca. muchy owocowki szczegolnie. kazdy ciagnie swoj woz pod gore, empatia pozwala wszystko zrozumiec... ale i tak nie znosze tych owadow. ide po dezodorant, dzierzac w dloni zapalniczke, beda oddechy smoka... ;D
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi