< > wszystkie blogi

czasem cos mi sie przysni lub wydarzy

papier jest cierpliwy. e-papier tez :)

krotka(?) rozprawa o delegacji poczatkach...

24 września 2013
jade w delegacje. kolejna, kolejny raz. ogarnalem wczesniej trase w wujku z mapami i wyszlo mi, ze powinienem sie zmiescic w 3 i 1/2h. jako samiec alfa zadam sie zmiescic... albo nawet znacznie skrocic czas przejazdu, kurna! schodze do auta spakowany na kolejne 4 dni, torba z tekstyliami i pozostałymi utensyliami dnia codziennego wcina mi się w ramie, zas torba z laptopem obija mi sie o udo... lewe. dobrze, ze nie centralnie. kurna. jak na targu, tylko przekupek brak. i prawdziwej kielbasy, chociaz jak pamiecia siegne, to niegdys pod Lodzia byl fajny rynek, a tam taka miesna, brzydka, ale niesamowicie smaczna kielbasa...
aleksandrow lodzki (nie, nie kujawski, naprawdę sa takie oba), rynek naprzeciwko zasranego te-sco-cos-tam (zeby mnie nie pozwali)... moj brat wujeczny (czy jak tam się ten stopien pokrewieństwa nazywa) kupuje, kupowal... e, nie wiem zreszta, ale jeszcze pare miesiecy temu u niego zajadalem sie az mi sie uszy trzesly i karty mi bylo trudno ogarnac - bo na kartach sie spotykamy, calonocnych, z jego i moim ojcem, taka tradycja rodzinna. takie do grania karty. w preferansa gramy sobie... i na piniadze gramy. po groszu od punktu, ale zawsze na piniadze, nawet droższe od piniedzy, bo podobno 100zl w jednogroszówkach warte na skupie jest 160zl. ciekawe czy ja bym umial kiedyś zebrac 100zl w jednogroszówkach, zawsze sa jakies wydatki ale inwestycja przednia, 60% zyskow z takich małych "czy ja mogę być grosika winna?" niby słodkie i niewinne, a jak się okazuje okradają nas z 60% przychodu! noz kurna!... na każdym kroku nas dymaja. nie pisałbym o tych kartach, gdyby nie fakt, ze czasem wygrywam i mam na piwo, bądź nie, bo na taxi do domu wydam o 4 nad ranem ;) i czym sie pochwalic mam, bo tak, to by bylo trudno czyms... ale ad rem. zapakowalem targane bambetle do paki, zasiadlem za sterem mojego krazownika szos i z ciekawosci wbijam planowana trase w starego gps'a... szlag! 4,5h pokazuje. a mialo byc 3,5.... aaaaaa, przeciez zapomnialem, ze nie widzi tras nowszych niz 5 lat temu zbudowane. bo tworca mojego ulubionego gps'a nie raczyl wzbogadzic uzytkownikow aktualizjami - bo i po co, raz kupili urzadzenie, drugi raz aplikacje - po co sie nimi zajmowac po latach?... ale i tak jakos mi ta aplikacja przypadla do gustu - jako samcowi alfa - jak sprzataczka, ktora nie tylko dobrze gotuje ale i dobrze robi... porzadki :) wiec sie jej trzymam kurczowo, jak kochanki z syndromem... a nie wazne, bo cos za duzo ze mnie uchodzi dzis bocznym wentylem. zaraz, zaraz, a dlaczego bocznym? sa takie w ogole? pominmy dygresje, bo sie pozno robi... no wiec, przemierzam bezkresne przestrzenie oceanu, tudziez autostrady kilometry i zmierzam ku zesłaniu, gdzie będę dni cztery pokonywal ludzkie opory, zakorzenienia i niechęć do handlu moim towarem, w towarzystwie handlowcow z firmy obcej i nagle zaczyna mi mrugac księgowy. na zolto tak. mruga. i zlosliwie mi daje znak, ze nie dojade bez tankowania, albo mam się powiesić, albo zatankować, a tankowac nie ma gdzie, bo musze na karte paliwowa się zalewac. hehe, zalewac się na karte fajnie brzmi ;) no ale fakt, jest faktem sluzbowo posiadam karte tzw. Routexa i musze się tankowac na BP lub Statoil, żeby było zgodnie z zaleceniami pracodawcy i bezgotówkowo. rozglądam się dookoła, czytam ulotki gdzie by tu spolkowac z dystrybutorem paliwowym w imieniu mojego rumaka mechanicznego i nic. nic! gorączkowo przegladam ustawienia komputera pokładowego i zerkam na starego gpsa, zupełnie jak ja starego ech, te reminiscencje. i wychodzi mi na to, ze paliwa mam na 240 km, podczas gdy komputerere pokładowe spiewa mi, ze przejadę. 238. no zesz kurna!! nic to, zaciskam zeby i zaczynam jechać tak, by nie wchodzić na obroty powyżej 1500. bede oszczedzal paliwo i dojade. ja nie dojade? samiec alfa?! na miejscu musi być jakas dedykowana stacja, zebym wiedział czemu i po co się staram! coraz ciemniej się robi, zjechać musze z autostrady, zaczynam krazyc zawijasami gorskimi, ja, lodzianin z dziada pradziada, przywykly do rownego, tu kreci się droga niczym włos z okolic hmmm. Warszawy ;p (nie lubie wawki i jej zarozumiałych obywateli - wybaczcie wyjatkowi ci, ktorzy sa tam normalni). a wachy ubywa niczym kilometrow na ekranie starego, niczym ja, gps. zmierzając do celu smetnie oceniam swoje szanse na dojscie bez wcześniejszego dopełnienia olejem opalowym. Nagle, z czeluści zapadających ciemności, wylania się cel mojej podrozy, w nieodleglej przyszłości widze miasto, do którego zmierzałem radośnie: Jelenia Gora! I nawet gps jakos popiskuje inaczej i okazuje się, ze jednak dojade na oparach. alleluja! tylko czemu te pare kilometrow jest tak bardzo krete i ciagle jest podwojna ciagla i wciąż z naprzeciwka napierdzielaja mnie ostrym swiatlem, a ja z dusza na ramieniu każdy zakręt mijam jak poczatkujacy malarz, który tylko na koncowke nabiera farby trochę i niesmialo zmierza ku zadaniu?... przecież do cholery miliony kilometrow wykrecilem przez ostatnich kilkanaście lat, wiec skad ta bojaźń??... na szczęście w końcu dojezdzam do granic cywilizacji mimo zajezoltej lampki w okolicach kokpitu i duszy na ramieniu, po ciemnościach i zakrętach rodem z trzeciorzędnego thrillera, którego autor umilowal gorskie serpentyny odpalam papieroska zanim dotre do hotelu (bo w hotelach nie wolno. olewam to, ale jak nie wolno, to zapale zanim dojade) i po kilkunastu minutach lawirowania po miescie, kiedy to zmierzałem do docelowego hotelu natrafiam na co?! na STATOIL!!!!! szybko odgaszam kiepa (dopale później) i szczęśliwy, na oparach doprowadzam mój bolid pod dystrybutor paliwa, jednak nie będę się jutro martwil czy jestem niezależny automobilowo, male szczesie a jakze cieszy ma dusze! i wiecie co? jednak dojechałem w 3 i 1/2h. mimo postoju na tankowanie samiec alfa rzadzi! takie tam male conieco na dobranoc :D a reszta bede sie martwil jutro. albo i nie bede, jesli szwedzki bufet bedzie godny... :)
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi