< > wszystkie blogi

Zima

12 lutego 2010
Apokaliptyczna wizja przetrwania :) Tak, nudziło mi się baaardzo a grafomania znów mnie dopadła :D


Nareszcie maj. Piękny poranek, słońce nie przykryte ani jedną chmurką i wreszcie ciepło. Plus dwa stopnie. Śnieg topnieje. Ciekawe, czy będzie tak, jak w zeszłym roku, gdy w połowie kwietnia średnia dobowa temperatura w ciągu 3 dni wzrosła z minus trzech do plus ośmiu. Wtedy w maju zostały już tylko resztki śniegu. Ale wtedy śnieg sięgał tylko do pierwszego piętra.

Gdy w lutym dwutysięcznego dziesiątego zima trwała już trzeci miesiąc, niektórzy wieszczyli początek epoki lodowcowej. Nikt raczej nie brał tych wróżb poważnie, ale gdy w marcu temperatura wzrosła powyżej zera tylko dwa razy, niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy jednak czegoś w tym nie ma. A potem przyszła nagła odwilż, śnieg stopniał w ciągu czterech dni. No i oczywiście pogrążył pod wodą większość kraju. Ludzie zapomnieli o zimie, ratując co się dało z majątków. Lato było ciepłe i krótkie. A we wrześniu spadł pierwszy śnieg.

Jak zaczął padać, sypał nieprzerwanie przez tydzień. Kraj, który powoli wracał do porządku po powodzi, znów pogrążył się w chaosie. Gdy poprzednią zimę nazwano zimą stulecia, nikt nie przypuszczał jeszcze, że tytuł ten będzie nosić tak krótko. I że tak bardzo zostanie zdeklasowana. Tak, zeszłoroczna zima, to był naprawdę straszny okres. Wybuchła panika, po niej zapanowała anarchia. Miliony ludzi zginęły od zimna, głodu i zbrodni. Śnieg i lód pokrył wszystko. Gdy ktoś przez chwilę zaniedbał walkę ze białym piekłem, najczęściej nie był w stanie już do niej wrócić. Umierał, zasypany, zamarźniety lub z własnoręcznie podciętymi żyłami.

Przestały działać administracja publiczna i jaka kolwiek władza. Każdy musiał sobie radzić sam. Kto miał szczęście – przeżywał. Większość miała pecha. Wydawać by się mogło, że anarchia będzie się pogłębiać, że władze przejmą gangi i inne męty, uczciwy człowiek będzie się krył po kątach. Jak się okazało, zima szybko rozprawiła się też z anarchią. Wyszło na jaw, że jedynie współpraca pozwala przeżyć. W styczniu dwa tysiące jedenaście w większości kraju władza odzyskała kontrolę, choć była już zdziesiątkowana, tak samo jak społeczeństwo. Co ciekawe, inicjatywa szła od dołu i w wielu wypadkach wojewodowie wracali na gotowe.

Gdy w kwietniu przyszła błyskawiczna odwilż, mało kto już ucierpiał. Kto nie dał rady, przepadł. Reszta przeżyła i się przystosowała. Lato, choć krótkie, znów było ciepłe i pogodne. Przyszła kolejna zima, jeszcze sroższa i bardziej śnieżna, lecz przeszła spokojniej, niż poprzednia. Ludzie już wiedzieli, jak sobie z nią radzić. I tak trwa już ósmy miesiąc, choć najwyraźniej zbliża się ku końcowi.

Podobno w grudniu ma nastąpić koniec świata. Ja w to nie wierzę. Ludzie, tak jak szczury i świnie odniosły sukces ewolucyjny, bo umieli się szybko dostosować do nowych warunków. Owszem, świat się zmienił, a gdy niektórym wydawało się, że nad nim panujemy, natura udowodniła, jak bardzo się milili. Ale wciąż żyjemy i jeśli jakiś meteor nie rozpieprzy tego grajdołka na kawałki, żyć pewnie będziemy. Nadzieja umiera ostatnia i bardzo trudno ją zabić, gdy żywią ją człowiek.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi