Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych - Wypadki Domowe VI

22 446  
3   4  


Czas na podsumowanie kolejnego tygodnia konkursu. Tym opowiedzieliście nam o tym jak to jest lizać gołe kable pod napięcie, jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą granie na basie oraz jak śmiercionośna może być suszarka. Najciekawsze historie poniżej:

PRZYPADKI RODZINNE Z ŻYCIA MYDELNICZKI


1. Zacznijmy od mamy (największego pechowca w naszej rodzinie):

- Kiedyś strasznie spieszyli się z ojcem. Szli na jakąś imprezkę i już byli potwornie spóźnieni. Tata poganiał mamę a ta mówi już już tylko sobie włosy lakierem utrwalę (w wydaniu mojej mamy wygląda to tak że łapie za lakier zamyka oczy i pryska po całej głowie) więc pobiegła do łazienki wchodzę tam za nią sekundę później i siwo nic nie widać. Gdy opadła mgła zobaczyłam, iż mama nie trzyma w ręku lakieru tylko pronto do mebli i biała maź cieknie jej po czole. Z imprezki nici.


- innym razem np. olej z szafki na nią wypadł. Wiadomo olej w miarę miękki, ale wypadł niefortunnie korkiem w oko.

2. Przejdźmy do mojej siostry. Oprócz tego że wylała na siebie wrzątek, wiecznie się gdzieś kaleczyła itp. ale będąc małym raczkującym jeszcze dzieckiem wsadzała głowę między gorący piec kaflowy, a ścianę i nie mogła jej wyciągnąć.

3. Następnie ja również miałam wypadki z wsadzaniem głowy w różne miejsca:

- kiedyś włożyłam głowę w tamburyn i dopiero jak usnęłam tata przepalał tamburyn gorącym gwoździem (spania w tamburynie odradzam szyja od tych blaszek boli)

- innym razem włożyłam głowę w krzesełko i rodzicę zmuszeni byli porąbać krzesełko gdy obok była moja głowa

- szczebelki na klatce też dają radę jeżeli chodzi o wkładanie głowy

- kiedyś niefortunnie położyłam wkład do świecznika na telewizorze i poszłam sobie do kuchni kolacje zrobić gdy wróciłam telewizor płonął ale działał można był nawet od góry oglądać bo cały kineskop był na wierzchu z powodu braku obudowy.

- jako że mam dużo starszą siostrę i ona już chodziła do szkoły a ja jeszcze nie, musiała się mną zająć bo mamy nie było w domu, a chciała sobie lekcje odrobić więc włączyła mi kreskówki i jak tak siedział sobie przy biurku tyłem do drzwi ja wzięłam z kuchni żeliwną patelnię i poszłam jej przyłożyć w głowę i ku mojemu zdziwieniu gwiazdki się nie pokazały

- tatuś mnie kiedyś niósł na barana do domu po schodach obitych listewkami i niestety jedna listewka pękła do dziś mam bliznę po wbitych w czoło okularach

- jako nastolatka poszłam kiedyś do kolegi do domu pożyczyć zeszyty stałam koło biurka kolega chciał mnie pocałować, a ja nie chciałam więc oparłam się o biurko on niestety też (a to nie było zwykłe biurka ma nogach tylko taki blat przykręcany do mebli z dwóch stron) efektem czego biurko poleciało na ziemie ja na biurko a kolega na mnie. Mina jego rodziców po wejściu do pokoju bezcenna

4. Mój siostrzeniec miał 4 lata kiedy chciał sobie ściągnąć grę z półki. Ściągnął, ale całą meblościankę na siebie. O dziwo nic mu się nie stało.

5. Pies:

- na imię ma Kaktus bo jak go przynieśliśmy ze schroniska zjadła kaktusa i poharatał sobie całe podniebienie

- kiedy to gonił kota sąsiada natarczywie przychodzącego do nas przez balkon nie wyrobił zakrętu i wpadł w szybę w szafce od telewizora - efektem czego kieł mu się zaczął ruszać i musieliśmy
mu usuwać pod narkozą.

- wystraszył na śmierć kanarka wczepiając się pazurami w jego klatkę podczas burzy (a potem mama mówiła że kanarek żyje i robiła mu masaż serca, podnosiła nóżki do góry - ubaw z siostrą miałyśmy nieziemski)

by mydelniczka

* * * * *

ZABAWA Z RĘKĄ WUJKA

Kiedy miałem około 6 lat, a mój brat 4, przez pewien czas przebywał u nas w domu nasz wujek, który miał operację nogi i tak się jakoś kurował. A jak w domu ktoś był, to my oczywiście mieliśmy wolne od przedszkola. No i pewnego razu wujek zasnął sobie smacznie na kanapie. Nie namyślając się długo wpadłem na genialny pomysł zrobienia wujkowi niesamowicie śmiesznego dowcipu.

Wyszperałem mianowicie gdzieś jakiś taki gumowy cewnik czy coś w tym stylu i zawiązałem go na wujaszka ręce, zaraz poniżej łokcia....  Potem obserwowaliśmy z braciakiem jak ręka robi się powoli sina... a potem nam się znudziło i zajęliśmy się czymś innym. Po jakiejś pół godzinie, nagle przypomniałem sobie o wujku, ręce i tej gumie....

Pobiegłem do pokoju i zobaczyłem sino-fioletową nabrzmiałą rękę w dół od łokcia! Zacząłem pośpiesznie odwiązywać gumę co nie było łatwe, bo trochę się jakby wpiła w ciało. W między czasie obudził się wujaszek i z przerażeniem stwierdził że nie ma władzy w ręce. Odwiązaliśmy razem ta cholerną gumę, krew zaczęła krążyć, ale przez następne 5 minut wujaszek i tak nie mógł poruszyć ręką.

Następnie pojawił się ból i gigantyczne mrowienie w ręce. Na całe szczęście wszystko po jakimś czasie wróciło do normy. Nie muszę dodawać jaka była reakcja wujka, rodziców itp. Potem się gdzieś dowiedziałem, że jeszcze z 15 minut dłużej i wujek mógłby stracić rękę...

JAK POMÓC MAMIE Z KĄPIELĄ

Pewnego razu uprosiliśmy mamę żeby zostać w domu i nie iść tego dnia do przedszkola. Ja, jako starszy postanowiłem, że naszej kochanej mamie zrobimy prezent i ... wykąpiemy się żeby oszczędzić jej wieczorem zachodu. W tym celu poszedłem napełnić wannę. Niestety okazało się że nie ma ciepłej wody - bojler nie był nagrzany - ale jako że mój genialny plan nie mógł się nie powieść, nalałem całą wannę zimnej jak cholera wody. I poszedłem zmuszać brata żeby wlazł do tej zimnej wody... Brat jako że młodszy, a i grzeczne dziecko z niego było, chcąc nie chcąc zgodził się. I zaczęliśmy włazić do tej wanny... jakiś czas to trwało.. jaja nam się chyba aż do brzucha schowały, ale wytrzymaliśmy nawet z 5 minut trzęsąc się i siniejąc... Po szybkim umyci się, wyskoczyliśmy z wanny, wytarliśmy się i ubrali w szlafroki, z mokrymi włosami czekając na mamę i na zapalenie płuc które miało nas odwiedzić późnym wieczorkiem...

by ratko

* * * * *

HISTORIE RAINFALLA (pozakonkursowe głównie)

Zaczęło się, gdy miałem parę miesięcy. Podróż autobusem. Moi starzy zajęci rozmową nie zauważyli mojej aktywności w wózku. Dopiero krzyk (mój i oburzonych współpasażerów) uświadomił im, że wywaliłem się na schody. Na szczęście bez większych obrażeń.

Kilka lat później. Podpatrzyłem mojego ojca jak naprawia gniazdko, a dokładniej mówiąc jak sprawdza "obecność" prądu takim fajnym śrubokrętem z lampką. Moja próba powtórzenia tej kontroli jakiś czas później zakończyła się mniej ciekawie. No cóż, nikt mnie uświadomił, że podczas kontroli trzeba trzymać śrubokręt za część plastikową i raczej należy unikać części metalowej. No i tak nabrałem respektu dla prądu.

Mam ok. 4 lat. W domu impreza rodzinna. Nie będę udawał, że w rodzinie pija się tylko soki. Kiedy towarzystwo już się nieco przerzedziło udało mi się dopaść do stołu. Po opróżnieniu talerzy i szklanek w zasięgu ręki trafiłem na pełny kieliszek. Nikt nie zdążył mnie powstrzymać. Mama do dziś wspomina wyraz mojej twarzy po pierwszym głębszym. Do alkoholu respektu nie nabrałem.

Wiek przedszkolny. Z ojcem i wujkami wybrałem się na mecz piłki nożnej. Na krótko przed rozpoczęciem meczu namówiłem ojca żeby przerzucił mnie przez płot aby przez chwile pobiegać po boisku. Na murawie udało mi się zrobić dwa kroki. Przy trzecim trafiłem na jakiś wybój i skończyło się ciężkim skręceniem kostki. Przez dwa tygodnie miałem L4 z przedszkola. A co gorsza, tak osłabiłem staw, że w późniejszych latach skręcałem tę kostkę jeszcze siedem razy.

Szkoła podstawowa. Na naszym osiedlu przymierzano się do postawienia nowego bloku. Zanim ogrodzono plac budowy (potem z resztą też) mieliśmy genialny plac zabaw. Podczas zabawy w "czterech pancernych", gdzie za Rudego robił kontener i długa metalowa rura, skończyło się na bliskim kontakcie z "lufą" i krwawiącą dziurą w głowie.

by rainfall

* * * * *

ZJEŻDŻALNIA W PRZEDSZKOLU (poza konkursem)

Będąc w przedszkolu (7 lat ) zawsze na kilka godzin wychodziliśmy pod opieka przedszkolanki na plac zabaw. Składał sie on z kilku zjeżdżalni piaskownic i innych "zabawek" .

Pewnego słonecznego dnia jak co dzień wyszliśmy na plac zabaw. Tego dnia, żeby dostać sie na zjeżdżalnię trzeba było stać w długaśnej kolejce (tak z 20 dzieci). Dwie były oblegane. Niewiele myśląc poszedłem na trzecią. Wspiąłem sie po drabince, usiadając tak niefortunnie wsadziłem nogę, że sie zaklinowała między brzegami.  Zjechałem.
Jak już byłem na końcu olśniło mnie. Otóż sam koniec tej zjeżdżalni był "postrzępiony ". Metalowe ostrza zrobiły mi dwie długie na kilka centymetrów i głębokie na jeden blizny na jednym z kolan oraz niewielkie zadrapania na drugiej nodze (na całe szczęście z drugiej zjeżdżalni strony nie było aż tak wiele rozszarpanego metalu)
Z tego co pamiętam to nawet nie płakałem a kolano do dziś funkcjonuje normalnie, zostały tylko dwie blizny.

ZABAWA Z PREZENTEM OD BUDOWLAŃCÓW (konkursowy)

Będąc również w wieku przedszkolnym miałem inny wypadek. W naszym bloku robili izolacje - kładli styropianowe bloki i przyklejali je do bloku. Po skończonej robocie przed blokiem zostało mnóstwo materiałów: styropianu, siatek, resztek zaprawy, trochę blach i plastikowych nakładek oraz całe mnóstwo gwoździ.

Gwoździe były z tych dłuższych co by sie mogły przez bloki styropiany przepić. A żeby nie wystawały na zewnątrz to sie naddatek obcinało.
Było to kilka centymetrów, może z pięć. A że było wtedy lato to gwoździe wręcz wtapiały sie w asfaltowy chodnik przed blokiem (nadal nie doczekaliśmy się chodnika z kostki brukowej). Małym dzieckiem będąc wziąłem rzeczonego gwoździa (ostrego z obu stron) i wsadziłem na głębokość 1 cm w chodnik . Chcąc wbić go do końca w asfalt wziąłem rozbieg skoczyłem lewą nogą na gwoździa. O k***wa co to był za ból! Płakałem wniebogłosy. Ludzie z okien się wychylali zobaczyć, co się stało. Na szczęście mieszkałem na parterze wiec miałem niedaleko. Po tym zdarzeniu kulałem przez 2 miesiące.

I jeszcze kilka krótkich:
- W wieku 8 lat zrzuciłem sobie wrzącą wodę na lewą stopę . To był
pierwszy raz kiedy samodzielnie chciałem sobie zrobić herbatę. Na nieszczęście byłem sam w domu.

- W wieku 10 lat stanąłem na drodze do tarczy (drzewo) do rzutek . Kolega 10 metrów dalej nie zauważył i rzucił mnie rzutką w nogę (chociaż się wbiło)

- Mając 9 lat spadłem z drzewa przed blokiem (około 2 metry) na "placka" i to nie na plecy. Krwotok z nosa.

- Nie pamiętam ile miałem lat ale to było chyba przed przedszkolem. Kazałem bratu wskoczyć do dołka. Złamał rękę

- 8 lat: złapałem brata za kudły i uderzyłem jego głową o podłogę. Efekt: jedynka złamana na pół.

- Grałem z bratem w badmintona. Oszukiwał. Rzuciłem go rakietką:
wybiłem mu jedynkę (dolną mleczną)

- Grałem z bratem w piłkę. On bronił. Kopnąłem. Wybiłem mu drugą jedynkę (górną, mleczną, tą obok tej złamanej)

by fizyk16

* * * * *

PRZYPADKI CAMI

Moje Prywatne Szczęście nazywa mnie ofiarą losu nie bez przyczyny:

Dzisiaj:
Pośliznęłam się na mokrych schodach i zjechałam kilka stopni ratując zacną część ciała podparciem na nadgarstkach - trochę bolało.

Rok temu:
Co prawda nie w domu, a w metrze... spadłam z przedostatniego(!) schodka boleśnie nadwyrężając ścięgno w kostce...

Wigilia 2006:
Już po kolacji, gdy goście rozeszli się do domów zalałam sobie wrzątkiem herbatkę, po czym z kubkiem w dłoni w ciemnym przedpokoju wpadłam na niedomknięte drzwi. Przestraszyłam się i szybko cofnęłam, zapominając o wrzątku w kubku... Efekt? Wrzątek spływający z dekoltu na brzuch, ekspresowe zdzieranie ubrania i jeszcze szybszy pęd pod zimny prysznic :C

Na szczęście dzisiaj nie ma już najmniejszego śladu po oparzeniu.

Wakacje (jakieś 12 lat temu):
Grałam z koleżanką w piłkę przed domem, a piłka jak wiadomo lubi wpadać do sąsiadów. Tak też stało się i tym razem. Problem pojawił się w chwili, gdy okazało się,  że sąsiada nie ma.
Jednak zaradne byłyśmy - brama to w końcu nie przeszkoda. Byłyśmy już na samej górze, już zaczęłyśmy przechodzić, gdy zobaczyłyśmy, że ktoś idzie - szybki powrót na dół.
Mi niestety obsunęła się noga i trafiłam udem centralnie na jeden z kolców przyspawanych do bramy...
Efekt? Rana kłuta, na głębokość palca wskazującego + 5 dni na obserwacji w szpitalu :(

Te same wakacje. Ta sama koleżanka.
Upalne popołudnie, zabawa w najlepsze, gdy nagle zaczęła się burza!
Koleżanka w nogi, ja w pośpiechu zamykam za nią furtkę zrywając sobie przy okazji wystającą z niej metalową częścią paznokieć z dużego palca u prawej nogi... Powiem tyle: bolało :(

Wakacje 11 lat temu:
Ta sama pechowa koleżanka co wcześniej nocowała u mnie akurat.
Schodząc do kuchni na kolację nadepnęłam na taki okrągły pojemniczek z farbą plakatową, czego efektem było ścięcie skóry z pięty i potok krwi. Ja w płacz, bo nikogo w domu oprócz nas chwilowo nie było. Koleżanka jednak szybko opanowała sytuację (umiejętności nabyte w harcerstwie się jednak czasem przydają), sprawnie zrobiła opatrunek i już na drugi dzień śmigałam na rolkach jak nowa :D

Więcej wypadków nie pamiętam, jak sobie przypomnę to dopiszę :C

by Cami

* * * * *

WYPADKI MUZYCZNE

Moje doświadczenia z instrumentami używanymi przeze mnie i moje otoczenie.

Gdy pierwszy raz razem z bratem sprawiliśmy sobie basa, postanowiliśmy jak najdokładniej się temu instrumentowi przyjrzeć. Tak oto mój brat dorwał się do kluczy, na których "nakręcone" są struny. stwierdził, że najgrubsza ze strun "jakoś tak sobie lata"... zaczął naciągać ją i naciągać aż w końcu stwierdził, że jest wystarczająco naciągnięta. Uderzył w nią delikatnie i... struna, już nawet nie powiem, że pękła, ale pierdzielnęła i uderzyła go w twarz. Efekt - złamana szczęka, wybity szereg zębów, uraz do wszelkiego rodzaju instrumentów ze strunami.

Z kolei, kiedyś podczas sesji gitarowej z kilkoma kumplami, zamarzyło mi się pograć "klangiem" (metoda polega na naprzemiennym uderzaniu kciukiem w struny i podrywaniem tychże opuszkami palców). Tak się do tego zapaliłem, że w trakcie gry, konkretnie w momencie poderwania struny w górę, tej się... no pękło. Dziwnym trafem, uderzyła w moją dłoń w taki sposób, że wbiła się w nią i wyrwała ułamek sekundy później, ciągnąc ze sobą kawałek skóry z mojej dłoni. Dotąd zachodzę w głowę, jak to możliwe...

Grając razu pewnego z pewnym perkusistą, nagle stwierdziłem, że ten przestał grać. Przerwałem swoją partię i popatrzyłem na niego. Koleś leżał na werblu z rozwaloną głową, a jeden ze statywów, na których były blachy leżał na ziemi, cały zakrwawiony. Jak się okazało, koleś tak machał łbem przy grze, że "pierdyknął" głową w tenże "drąg". Efekt: lekki wstrząs mózgu, statyw zniszczony i trauma. Dwa pierwsze dotyczą perkusisty, ostatnie mojej osoby.

by Dagroth

* * * * *

JAK PORADZIĆ SOBIE Z ZIMNEM W DOMU?

Pewną zimą zachorowałem. Miałem strasznie wysoką gorączkę i było mi niemiłosiernie zimno. Męcząc się w łóżku wpadłem na pomysł, aby wziąć sobie taką starą suszarkę i podgrzać się trochę. Tak zrobiłem. Za jakiś czas mamuśka krzyczy, żebym jej pomógł w kuchni z czymś no to ja tak bez namysłu wstaję kładę suszarkę (włączoną) na łóżko i wio do pomocy.
Minęło chyba z 10 minut, mama wychodzi z kuchni patrzy na ścianę jednego z pokoi i coś jej nie pasuje, jakieś dziwne światło odbija się na ścianie, wchodzi dalej a tam moja suszarka w najlepsze się jara razem z moim łóżkiem, panika, krzyk, mamcia szybko odłączyła prąd, ja z miską wody lecę gasić pożar, mama z wiaderkiem i jakimś cudem udało nam się ugasić nieszczęsny ogień.
Straty: Suszarka, kanapa nadająca się już tylko do wyrzucenia, cały bok sie prawie zjarał, kawałek podłogi, dywan i ściana do malowania. Nie będę pisał co na to mój ojciec, bo jeszcze by ktoś doniósł, że biją nieletnich.

by eLpe

* * * * *

USTRZELONA Z SUPER GLUE

Na własne życzenie, we własnej kuchni, w cudowny, piątkowy poranek wstrzeliłam sobie Super Glue w oko. Wymyśliłam, że sobie bucika skleję... Cisnęłam tę tubkę, cisnęłam i wycisnęłam...

...chirurga, okulistę, 6 zastrzyków w gałkę oczną, ubytki siatkowo-naczyniowe, serię omdleń, tydzień ślepoty i leżenia brzuchem do góry, zakaz mycia głowy na stojąco, zakaz odkurzania (hehe) i ciężką nerwicę :D

by small_memo

* * * * *

JAK BAWIĆ SIĘ W CZASIE WAKACJI?

1. W wieku 8 lat podczas wakacji u ciotki bawiłem sie w chowanego z kuzynką i właśnie biegłem się zaklepać gdy nagle za zakrętem wyrósł przede mną balkon :D to było tak zwane spotkanie bliskiego stopnia balkonu z moim czołem, efekt: miesiąc wakacji z guzem na głowie, od tamtej pory zabawa w chowanego przestała być już tak fajna.

2. Wakacje u tej samej ciotki tylko rok później, ja i kuzynka bawimy sie w sklep, w garażu wuja, który miał kanał samochodowy, a przykryty był on dla bezpieczeństwa dechami i pech chciał, że te deski już trochę stare były nooo i gdy wiozłem "towar" kuzynce na takim małym rowerze to te deseczki pękły a ja wraz z rowerem znalazłem sie na dnie kanału. Efekt: koniec zabawy w sklep i wgniecenie w piszczelu no i oczywiście podrapane cale plecy i ręce.

3. Zabawa w policje przed blokiem, ja jestem złodziejem, kumpel policjantem, ja pedałuje ile sil w nogach odwracam sie żeby zobaczyć czy kumpel mnie dogania a tu nagle PUUU...przyj***łem w dużego fiata mojego sąsiada. Efekt: mój piękny zielony rowerek sie powyginał, trochę sie podrapałem a od tamtej pory sąsiad trochę dziwnie sie na mnie spoglądał, ale po paru latach mu przeszło.

4. Miałem może 5 lat i uczyłem sie jeździć na rowerku, oczywiście 2 dodatkowe kolka po bokach no i jadę, ale siły mi sie skończyły więc kumpel mnie zaczął pchać i tak mnie pchał pchał, aż nagle dojechałem do górki z której bardzo szybko zjechałem i niestety uderzyłem głowa w mur sąsiadów... efekt : moje czoło wyglądało jak by rosła na nim druga głowa.

by fabich18

* * * * *

WYPADKI QIJAKA

1. Upadek ze schodów z lądowaniem z głową w wiadrze z farbą podczas remontu domu.

2. Przyłożenie ręki do włączonego żelazka. Potem jak matka "ściągała" mi spalaną skórę z ręki płakała a ja sie śmiałem.

3. W pobliżu mojego domu jest stare boisko były tam takie nie wkopane bramki z których można po przewróceniu było zrobić coś na wzór huśtawki i były na niej dwa "tryby" huśtania wysoki w którym trzeba mieć refleks, aby w porę zeskoczyć i drugi spokojny. Oczywiście huśtaliśmy się na na trudnejszym i ja jako jedyny nie zdążyłem zeskoczyć i poleciałem 2m spadając na rękę - skutki 3h na ostrym dyżurze, wybita ręka.

4. Często na boisku lub gdzieś w okolicy były porozbijane butelki zawsze spadając z rowerka lub sie wywalając musiałem sie na jakieś szkło nadziać do dziś mam dwie blizny na lewej ręce jedna 0.5cm do żyły druga koło ścięgien i żył

by Qijak

* * * * *

ŻYCIE DICKI

1. Z pięć lat miałam. Staruszkowie jedli obiadek, a ja skakałam z drewnianych boków wersalki na poduchy tejże. Złamana ręka.

JAK NAJEŚĆ SIĘ DO SYTA PRYSKANĄ ŚWIEŻO KAPUSTĄ

Siedmiolatka durna i jurna. Zawieziono mnie na parę dni do rodziny na wieś (jakiś remont w mieszkaniu czy coś). We wsi plantacja kapuchy - akurat były zbiory. Smaczne były świeżo zerwane listeczki kapuściane... ale chyba cokolwiek pryskane...

Czterdzieści stopni gorączki. Ale tryb powiadomienia rodziców - bezcenny. Staruszkowie w Warszawie, ale w domu telefonu nie ma (lata siedemdziesiąte - dojrzewający Gierek). Na wsi podlaskiej - tylko poczta i to dość daleko. Pomysłowość ciotki być może ocaliła mi życie. Wsiadła kobiecina na rower (marki Ukraina), pędem na pocztę (centrala na korbę) i kazała : A) wysłać telegram do mojej chałupy i to błyskawiczny B) wydzwonić komendę stołeczną milicji (ojciec był gliniarzem, ale na jakimś odległym posterunku), a tam już dyżurnemu podyktowała, że mają znaleźć takiego to a takiego, i kazać mu NA TEN TYCHMIAST jechać po córcię. Ojciec był u mnie radiowozem na sygnale zanim ciotka wróciła z poczty (wiocha ze 100 km od Warszawy).

BOŻONARDZENIOWE FAJERWERKI

Lat gdzieś z osiem. Matka postanowiła uzupełniać wykształcenie (technikum zaoczne) w soboty i niedziele. Jak staruszek nie pracował to było fajnie - lody, basen, spacerki, mecz. Ale ojciec czasem pracował w weekendy. Stwierdzono, że duża ośmiolatka może zostać w domu i zaopiekować się czteroletnim bratem przez parę godzin. Do czasu. Ta ośmiolatka w okolicach Bożego Narodzenia dopadła sztuczne ognie (takie na drucikach), oskrobała i wsadziła dwa naraz do jednego gniazdka. Jak pier.....dykło, to braciszek się przestraszył i zaczął płakać a pogotowie energetyczne wzywali sąsiedzi (wywaliło gdzieś dalej, bo u nas wszystkie bezpieczniki były watowane). Od tego czasu jeździliśmy oboje z matką na jej wykłady, kiedy ojciec pracował.

ZABAWY Z BRONIĄ KORKOWĄ

10 lat. Jakieś wakacje na wsi u ciotki. Nabyłam za własne ciężko zarobione pieniądze pistolet korkowy (braciszek dostał pistolet na tzw. kabzle, bo młodszy - to huk też mógł mieć mniejszy - nie?). Arsenał tej "broni" i amunicji mieścił się w starej nieczynnej lodówce stojącej koło szopy. Blat lodówki znajdował się na wysokości około 80 cm od ziemi i na nim układało się broń i amunicję przed strzelaniem. Razu pewnego postanowiliśmy z młodym "postrzelać". Wydobyłam korki i mój pistolet. Pudełko z amunicją otworzyłam i postawiłam na blacie. Wyjęłam jeden korek i zaczęłam namiętnie wpychać do lufy przy pomocy własnych paluchów. Jak pier...dykło, to wybuchło całe pudełko korków, moje palce musiał szyć chirurg, a nie bardzo miał jak, bo wywaliło mi dziury w trzech palcach (mogłam obserwować ścięgna i kości). Już wtedy nosiłam okulary i chyba tylko dlatego jeszcze cokolwiek widzę, bo na soczewkach zatrzymały się drobinki prochu (tej substancji, która wybuchła w korkach.

Czy muszę dodawać że jestem blondynką?

by dicek

* * * * *

DOBRZE JEST MIEĆ ZARADNEGO SYNA

Talenty mój dwunastoletni syn odziedziczył chyba po mamusi, bo tatuś wiódł spokojne życie, a mój syn...
Jako trzy - czterolatek o mało nie utopił rodzonego ojca (byłam przy tym). A to było tak...

Zawsze jak wstawaliśmy rano to robiło się młodemu jakieś papu czyli kaszkę, mojemu szczęściu herbatę, a mnie mocną kawę; w domowej kuchni stało ponadto parę soków, woda, puszka z napojem herbacianym, czajnik elektryczny, kuchenka itp, z tym że młody ucząc się samodzielności dał się przekonać że urządzeń typu kuchenka i czajnik bez naszej wiedzy włączyć nie może.

Dnia pewnego po jakichś przejściach najwcześniej wstał nasz synuś. Jakieś wskazówki co do jedzenia otrzymał i wykonał (dowodziłam w półśnie raczej), a potem miał się pobawić, ale mu się wkrótce zaczęło strasznie nudzić. I zaczęły się szatańskie pomysły. "Mamusiu zrobić Ci kawę?" Odmówiłam. To do ojca "Tatusiu zrobić ci herbatkę?" Moje szczęście pomruczało coś bez związku i przekręciło się na wznak. Synuś przekonany, że usłyszał od ojca odpowiedź twierdzącą zniknął w kuchni. Po chwili wrócił i z dumą oświadczył ze herbatka gotowa, a leżący na wznak ojciec stwierdził, że nie wstanie, a tylko, nadal leżąc na wznak, otworzył usta i powiedział "Lej". I zgodnie z poleceniem mojemu małżonkowi jego Pierworodny wlał CALUŚKI kubek napoju. Mąż przez kilka minut kichał i prychał, ale długo nie mógł złapać powietrza. Oczywiście pościel do prania, pokój w kropki, dziecko wystraszone, bo chciało zrobić przyjemność a tu ojciec się topi.

Dziecię stwierdziło, że jeśli tatuś potrzebuje herbatki, to trzeba mu zrobić napój herbacianopodobny mieszając granulki z pudełka z ZIMNĄ (na szczęście) wodą z czajnika - prądu włączać nie wolno przecież. Dziecko zrobiło w tatusiowym kubeczku (półlitrowym chyba) i wypełniło ściśle polecenia ojca.

Ale aż się boję, co mogłoby się stać, gdyby dzieciak postanowił zalać te granulki wrzątkiem....

by dicek

* * * * *

TEŚĆ TWARDZIEL ZE SZTYWNYM...

W zeszłym roku remontowaliśmy z teściem zakupione mieszkanie i przyszła pora na załatanie dziury w suficie, którą zostawił poprzedni właściciel. Sufit wykonany jest z gipskartonu, a dziura była wycięta niedbale w coś przypominającego owal. Żeby to ładnie załatać trzeba było dziurkę wyrównać. W tym celu teść wziął w rękę kątówkę z założoną tarczą widiową do drewna i wszedł na drabinę. Kątówka oczywiście miała zdjętą osłonę, bo owa prawdziwemu majstrowi tylko przeszkadza. Teść pracowicie wycinał dziurę. W pewnym momencie usłyszałem soczyste "O kur…a !!!", odwracam się, a teść stoi na drabinie z kątówką w prawej ręce i poszarpanymi palcami lewej. Ściana i podłoga obryzgana krwią i szczątkami skóry z palców. Okazało się, że teściu wchodząc na drabinę nie rozsunął jej do końca i w czasie pracy drabina się rozjechała, a on się zachwiał i żeby nie spaść chciał chwycić się sufitu. Niestety na drodze ręki znalazła się działająca szlifierka. Przed wyjazdem na pogotowie dopił jeszcze otwarte piwo, bo stwierdził, że szkoda żeby się zmarnowało, bo i tak dzisiaj do domu nie wróci (teść jest emerytowanym strażakiem, więc twardy z niego zawodnik).

Skończyło się na zadrutowanym i sztywnym do dziś wskazującym palcu, skróconym o 3/4 środkowym, i pociętej skórze i ścięgnach na serdecznym palcu. Teść już nie ściąga osłon na narzędziach i twierdzi, że na starość przynajmniej jedna część ciała pozostanie sztywna.

by farel

* * * * *

JAK UGASIĆ POŻAR W WIEŻOWCU?

Jak już wspomniałem wcześniej mieszkałem kiedyś w bloku ze zsypami na każdym półpiętrze. Patent może i wygodny, ale miał też kilka wad. Jedną z nich był śmietnik na parterze zamknięty na kłódkę, żeby nikt w nim nie buszował. Pewnego razu wychodzę z mieszkania, a tu na korytarzu pełno dymu. No jak nic gdzieś się pali. Okazało się, że palą się śmieci na dole w śmietniku, bo ktoś prawdopodobnie wrzucił do zsypu niedopałek, który wylądował na dole w stercie ze śmieciami, a cały blok jest zadymiony, bo dym wydostaje się przez klapy w zsypach na poszczególnych piętrach. Okazało się, że nie tylko nikt nie ma klucza do drzwi śmietnika na dole, ale też nikt nie ma pomysłu gdzie i u kogo tego klucza szukać.

Wybrano więc półśrodek, ale jak się okazło bardzo skuteczny w tym przypadku. Na poszczególnych piętrach wlewaliśmy wodę do zsypów i tym sposobem pożar został ugaszony.

by madagaskar33

* * * * *

HISTORIE HABIBI

Z dzieciństwa, będąc brzdącem:

W pokoju była taka lampka przywieszona do ściany, i od niej odchodziły kabelki,które mnie bardzo interesowały. No to ciekawska mała Lidzia zaczęła się tymi kabelkami bawić. Pech chciał, że jeden z kabli był lekko "rozcięty". Ja, jak to małe dziecko, prawie że wszystko do buzi.... no i ten kabelek nieszczęsny sobie upodobałam... Jak mną nie zatrzepało.... Sztywna (dosłownie) spadłam z wersalki, głową uderzyłam w krzesło stojące przy stole. Wiecie, co najdziwniejsze w tym wszystkim? To,że jak spadłam z wersalki i się uderzyłam, to wcale nie bolało. Nic a nic. Po tym zdarzeniu została mi pamiątka na palcu w łapce-blizna (jakbym poparzona była). Troszkę mi się paluszek przysmażył/

DLACZEGO PRALKI SĄ NIEBEZPIECZNE?

Pracując swego czasu w Łodzi, wynajmowałam mieszkanko. Chatka umeblowana, nie było co narzekać. Był tylko jeden problem, a mianowicie z pralką. Wtyczka od pralki była lekko nie ten tego,trzeba było umiejętnie w kontakt wkładać... Jak się nie umiało,to potem przy wyjmowaniu wtyczki z kontaktu bolce zostawały w tymże kontakcie. No i się mi tak zdarzyło raz.... A że po piwku byłam, to paluchami je próbowałam wyjąć ....resztę można sobie dopowiedzieć... I tak jak wyżej pisałam, dziwne jest to, że przy upadku nic nie czułam.


BTW, chyba dlatego teraz tak bardzo boję się podłączać wszelkiego rodzaju urządzenia elektryczne pod prąd.

by habibi_ledya

* * * * *

JAK NIE UŻYWAĆ DOMOWEGO MIOTACZA OGNIA?

Była sobota, także rodzice gdzieś wybyli na zakupy, a ja z bratem z dwojga złego woleliśmy jednak zostać w domu. Brat zgłodniał i uznał, że sobie coś zrobi na obiad. Wyciągnął z lodówki ziemniaki i zaczął je odsmażać, ale jego koncentrację odwracała głośno brzęcząca mucha. Ganiał przez chwilę z packą po kuchni, ale po chwili uznał, że zamiast utłuc owada łatwiej go spalić. Wziął więc do ręki zapalniczkę i dezodorant i zaczął łowy z miotaczem płomieni. Owad dzielnie unikał śmierci. Gdy mucha siadła na makramę z doniczką została dosięgnięta płomieniem. Niestety nie tylko ona. Razem z owadem spłonęła makrama i firanka. Nie pomogło nawet polewanie miską z wodą. Po szybkim wysuszeniu kuchni przywiesiliśmy makramę zapożyczona z pokoju. Firanki niestety nie mieliśmy.
Mama dopiero na następny dzień się pytała co się stało z firanką.

by kbso

A jeśli naszła cię jakaś ciekawa historia, to możesz bezskutecznie próbować ją powstrzymać... ale to ostatni tydzień konkursu, więc co ci szkodzi, opisz ją na forum.


Oglądany: 22446x | Komentarzy: 4 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało