Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Słowo na niedzielę

46 762  
240   57  
i10 pisze oświadczenie:

Jakbym nie wspominał, to jestem bezrobotny.
Przez jakiś czas byłem bezrobotny nieoficjalnie. Łapałem się dorywczych prac i myślałem, że ten stan nie może trwać wiecznie, w końcu ktoś zechce zatrudnić mnie na stałe. Chyba w tym kraju musi być praca dla ludzi młodych, bystrych i przystojnych? Jakieś pół roku, może rok zajęło mi zorientowanie się, że mam całkowitą, absolutną rację. Dla nich jest, dla mnie nie ma. Wtedy uznałem, że skoro moje ukochane państwo, moja ojczyzna, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie, nazwijmy to jasno, moja matka rodzicielka była uprzejma brać moje podatki, kazała mi się zrzucać na zusy, krusy i na srusy, na fundusze pracy, na fundusze chorobowe oraz na jakieś kolejne numery filarów, teraz pójdę do niej i powiem, jak jest mi źle, a mamusia mnie przytuli, pogłaszcze po głowie, da kieszonkowe i powie, żebym się nie martwił, jakoś to będzie. Ale mamusia kazała mi spierdalać.
Ustami pracownika Urzędu Pracy ojczyzna powiedziała, że przekroczyłem jakiś termin i że jak nie mam pracy długo, to nic nie dostanę i sio stąd. Co innego, gdybym nie miał pracy krótko, wtedy może, ale to tylko może, dostałbym kieszonkowe. Choć i tak wtedy trzeba spełniać mnóstwo warunków. Ale jak długo to w ogóle nie. Na pewno nie. I sio. 
I dodała, żebym przyszedł za miesiąc to ojczyzna zobaczy, co się da zrobić, na razie musi przejrzeć dostarczoną przeze mnie taczkę dokumentów, przecież sam widzę, że to mnóstwo dokumentów, a ojczyzna się nie rozdwoi, co by to było, jakby każdy przyniósł taczkę dokumentów i chciałby, żeby je przejrzeć szybko. Nie wiedziałem, co by to było, poszedłem zastanawiać się nad tym w domu. I nad tym, po kiego grzyba ojczyzna kazała mi przynosić tyle dokumentów, skoro teraz uważa, że jest ich za dużo?  Miesiąc się zastanawiałem, gówno wymyśliłem, wróciłem do Urzędu Pracy i zapytałem ojczyzny mamusi, co zdecydowała.
Zdecydowała, że przyniosłem za mało dokumentów.
Powiedziałem jej grzecznie, bo do matki powinno się być grzecznym, że mam wrażenie, że jestem adoptowany i żeby powiedziała mi prawdę, niemożliwe, żeby moja własna matka była szurnięta, a ja tego nie zauważyłem?
Ojczyzna powiedziała, żebym się w ten sposób nie zwracał do matki. 
I że brakuje oświadczenia, że w takim a takim okresie nie byłem albo byłem na zwolnieniu. Dosłownie. Miałem podpisać oświadczenie, że w kiedyś tam, dawno, dawno temu byłem na zwolnieniu lekarskim, albo że na nim nie byłem. Miałem sobie wybrać, czy byłem czy nie byłem i potwierdzić to podpisem.
Sęk w tym, że nie pamiętałem. Szczęśliwie bardzo rzadko chorowałem, jeszcze rzadziej informowałem o tym ojczyznę, żeby jej nie martwić, ale czy chorowałem w ubiegłym wieku, to bez żartów, nie pamiętam. Powiedziałem o tym ojczyźnie, a ta się zdziwiła i kazała mi zajrzeć do dokumentacji. Na co ja się zdziwiłem i powiedziałem, żeby sama sobie zajrzała, w końcu to, kurde, jej dokumentacja. 
Muszę, nie muszę, muszę, nie muszę, pobawiliśmy się z ojczyzną w zabawę słowną, którą wygrałem mówiąc "nie muszę razy nieskończoność" bo przecież wiadomo, że nieskończoność jest największa. Ojczyzna powiedziała, że sprowadzi zatem kierownika.
Kierownika ojczyzny? Spodziewałem się przybycia Obamy. Lub Putina. 

Przyszedł jakiś facio i na wejściu zagrał ze mną w  "muszę, nie muszę" pewnie lubią tutaj tę grę, jednak graliśmy bardzo krótko, bo uznałem, że skoro gość jest kierownikiem, to może znać tę sprawę z nieskończonością, więc na wszelki wypadek od razu rzuciłem wygrywające słowa. Wydawał się rozczarowany moją niechęcią do gier i zabaw. 
- Dlaczego - zapytał - nie chce pan tego podpisać?
- Ponieważ nie wiem czy byłem na zwolnieniu, czy nie byłem (wiecie, cały czas chodzi o to głupie oświadczenie). Jeśli nie byłem, a podpiszę, że byłem to skłamię, podobnie gdybym był a podpisał, że nie był, rozumie pan? Nie lubię kłamać, zgadywania podejmę się, jeżeli na tym druczku zamiast "Oświadczenie" będzie napisane "Zgadywanka". Mogę napisać, co mi się wydaje, jakie mam podejrzenia, nawet z czego te podejrzenia wynikają, ale na pewno nie zaznaczę krzyżyka w jednej z dwóch kratek. Bo nie pamiętam. Chętnie podpiszę oświadczenie, że nie pamiętam, macie takie?
Nie mieli. 
Zatem wziąłem kartkę i napisałem oświadczenie, w którym oświadczyłem, że nie pamiętam czy byłem, czy nie byłem w minionym stuleciu na zwolnieniu, w związku z czym nie mogę podpisać oświadczenia, czy byłem, czy nie byłem w minionych wiekach na zwolnieniu, proszę to sobie gdzieś sprawdzić,  i10, podpis nieczytelny.
Kazali wykreślić propozycję sprawdzania, ale teraz to oni sobie mogli kazać, poprosiłem o rozmowę z Putinem. Albo z Obamą. Poszli do któregoś z nich z moim oświadczeniem o niechęci do złożenia oświadczenia, wrócili i okazało się, że to wystarczy.

Nie dostałem zasiłku, nie, nie. Zasiłek by mi się być może należał, gdybym  przyszedł po niego dokładnie osiemdziesiątego ósmego dnia po utracie pracy. Tyłem. W nocy. Nago. Z piórem w dupie i z akordeonem.
Oświadczenie wystarczyło natomiast do zarejestrowania mnie jako bezrobotnego. Oświadczenie oraz taczka dokumentów oczywiście. Uważam, że powinno wystarczyć samo oświadczenie, ale zostawmy to.

Z rejestracji w charakterze bezrobotnego wynikają dwie rzeczy.
Po pierwsze, mam ubezpieczenie, które nie mam pojęcia, co daje. No nie mam. Szczerze mówiąc... Najmilsza kazała mi się zarejestrować po to właśnie, żeby dostać ubezpieczenie, chociaż jak wspominałem nie choruję na tyle, żeby chodzić do lekarzy, a na jakąś emeryturę od ojczyzny to liczę mniej więcej tak jak na trafienie meteorytu w Sejm. Nie wykluczam, ale wątpię bardzo. Jednak Najmilsza kazała.
- i10, jak nie dostałeś zasiłku - idź i niech cię przynajmniej ubezpieczą - powiedziała. - Nie wiadomo, co to daje, ale wszyscy tak robią, nie możesz być gorszy od wszystkich.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu nie mogę być gorszy od wszystkich?
- Idź i nie dyskutuj. - powiedziała Najmilsza, dlatego jakiś czas temu podpisałem to głupie oświadczenie.

Drugą rzeczą, która wynika z rejestracji jest to, że mogę sobie chodzić co jakiś czas do Urzędu Pracy. Nie wtedy, kiedy chcę, jest to wizyta umówiona z wyprzedzeniem i to wyprzedzeniem wielomiesięcznym.
- Przyjdzie pan do nas drugiego października - wyprorokowała urzędniczka Urzędu Pracy Widzew Wschód podczas rejestracji i jej proroctwo wczoraj się wypełniło.

Wizyta ma na celu... no właśnie. Potwierdzenie gotowości pracy? Przez telefon mógłbym potwierdzić. Stwierdzenie, że bezrobotny nadal żyje? Też mogłem przemówić przez telefon, po coś go przecież na pięciu formularzach wpisywałem? Wiem na pewno, że wizyta nie ma na celu znalezienia mi pracy, ale o tym za moment. 
Fajną funkcją jest przypomnienie o wizycie w Urzędzie, więc postanowiłęm z tej funkcji skorzystać i w środę rano mój telefon zadzwonił.
- Przypominam o wizycie w Urzędzie Pracy, i10 - powiedziało przypomnienie głosem Najmilszej - jak będziesz wracał, kup Zmorze gumową kość.

Do urzędu mam daleko, gdyz sprytnie został umiejscowiony w takiej lokalizacji, która zmierzającym do niego bezrobotnym pozwala upajać się urokliwym krajobrazem miasta, w którym ci bezrobotni są bezrobotni. Po drodze mija się opuszczone fabryki, dające wszystkim nadzieję, że kiedyś przestaną być opuszczone, albo że się zawalą i spomiędzy żelbetonowych gruzów będzie można wydłubać, a następnie sprzedać żel. Następnie przejeżdża się obok ogródków, budujących pewność, że ludzkość od zawsze żyła z płodów ziemi i niby czemu nie mogłaby tego robić w industrial city, i na koniec jeszcze jedne ogródki po drugiej stronie ulicy skupiają uwagę osób, które w czasie przemieszczenia się obok tych pierwszych ogródków siedziały po niewłaściwej stronie tramwaju*.

Dwie przesiadki, spacer i godzinka nie minęła, zanim się obejrzałem, już stałem przed przeszklonymi drzwiami przybytku dającego pracę wszystkim tym biednym, nieporadnym, nieszczęśliwym niedorajdom, jego pracownikom.

Na wejściu zwykła procedura, skanowanie siatkówki oka pod czujnym okiem snajpera, później bramka jak na lotnisku, trzeba nacisnąć literkę odpowiednią dla swojego nazwiska (dla mojego była to literka "i" oczywiście) po czym rozlega się taki sam dźwięk jak w Gwiezdnych Wojnach podczas otwierania drzwi i całkiem inaczej niż w Gwiezdnych Wojnach zamiast pojawienia się szturmowców strzelających z lasera maszyna przy pomocy wysuniętej karteczki  pokazuje nam język. Napis na karteczce brzmiał*** "Idź do pokoju T1000, liczba oczekujących: miliard". Jestem miliard pierwszy, fajnie. Znalazłem odpowiedni pokój, usiadłem przed nim i spoglądając na wszechobecne monitory z ofertami pracy z podnieceniem oczekiwałem swojej kolejności, niczym pięciolatek na możliwość pociągnięcia za spust prawdziwego czołgu.

Pracodawcy, którzy zdecydowali się wyświetlać swoje oferty zatrudnienia akurat w tym miejscu bardzo nietrafnie wybrali czytelników swoich ogłoszeń. "Zatrudnię z pierwszą grupą inwalidzką", "z drugą", z trzecią", "bez ręki zatrudnię", zatrudnię niewidomego", "wyłącznie osoby niepełnosprawne", "z orzeczeniem o niepełnosprawności", "do tanecznej grupy inwalidzkiej poszukuję".
"Może gdyby te monitory zawiesić gdzieś w przychodni, w szpitalu, może na jakimś OIOM- ie, miałoby to sens, ale tutaj? Nie bardzo." - pomyślałem.  Przez chwilę zastanawiałem się, czy za tymi ogłoszeniami nie stoi jakaś szajka pozbawionych uprawnień,         pragnących jednak nadal wykonywać swoje niecne praktyki szarlatanów, jednak po przeczytaniu ogłoszenia "zatrudnię głuchego szarlatana" porzuciłem ten pomysł. 
Ogłoszenia dla zdrowych były rzadkością i głównie oferowały "pracę do której trzeba prawie nic lub bardzo niewiele dopłacić" lub wymagały znajomości arabskiego w mowie i piśmie stopą. W sumie na pięćset obejrzanych ogłoszeń spisałem sobie trzy kontakty, do których zadzwonienie uznałem za dobry pomysł.
I tak siedzieliśmy sobie z bezrobotnymi, smutnymi towarzyszami niedoli patrząc na monitory, żałując, że jesteśmy zdrowi, aż po jakichś dwóch godzinach miliard bezrobotnych został obsłużony i nadeszła kolej na miliard pierwszego, czyli mnie. 

- Poproszę kartę z rejestracji i dowód osobisty - powiedziała któraś z kolei reprezentantka ojczyzny.
Spełniłem prośbę czując ulgę, że Najmilsza wpadła na pomysł, żebym tę kartę zabrał.
- Jak się pan nazywa?
Ups, czytać nie umie. Chociaż nie, może po prostu niewidoma.
- i10.
Klik, klik w klawiaturę, klik, klik, że ją ślepą, klik,  bidulkę palec nie boli? Mazu, maz po karcie, a więc jednak bidulka widzi?
- Następna wizyta osiemnastego grudnia, tu proszę podpisać - pokazała palcem, gdzie proszę podpisać.
Na wszelki wypadek przeczytałem co podpisuję "następna wizyta: osiemnaście, dwanaście, trzynaście". "Już wiem co będę robił za dwa miesiące, fajnie, że jestem takim uporządkowanym człowiekiem" - pomyślałem i złożyłem uroczysty podpis. i10, podpis nieczytelny.
- Dziękuję, to wszystko.
- Jak wszystko? Nie pogadamy o pracy dla mnie?
No to się pani zdziwiła. Cała zdziwiona zapytała mnie o kwalifikacje, zainteresowania, oczekiwania, co zrodziło we mnie podejrzenia, że taczka pełna moich dokumentów nadal stoi gdzieś w ponurej, pełnej zakurzonych taczek piwnicy i nikt do niej nie zajrzał. Ale opowiedziałem o swoich kwalifikacjach, zainteresowaniach i oczekiwaniach, przecież kurde, chcę tę pracę dostać!
Pani znowu paluszkiem ponaciskała trochę klawiszy komputera, wydrukowała mi dwa z trzech ogłoszeń, które sobie wcześniej spisałem z monitorów, i życzyła mi miłego dnia.
Też jej życzyłem miłego dnia, wyszedłem, przeskoczyłem nad zwłokami faceta, który zapomniał do badania skanerem zdjąć soczewki kontaktowe, przed budynkiem zadzwoniłem pod numery spisane z trzech ciekawych ogłoszeń, dwukrotnie usłyszałem, że "oferta jest już niestety nieaktualna", raz dowiedziałem się, że naprawdę brak słuchu jest warunkiem koniecznym do zostania zawodowym szarlatanem to pojechałem do domu.

I przez to wszystko zapomniałem kupić tę głupią gumową kość, a nie przez to, że jestem złośliwy i specjalnie nie kupuję gumowych kości jak się mnie prosi.
 i10, podpis nieczytelny


* oczywiście można też do urzędu dostać od innej strony**. 
**przez cmentarz.
***لا ننظر إلى الوراء****
**** bardzo, bardzo hermetyczne  :D


Polub autora na Facebooku i odwiedź jego bloga 


Oglądany: 46762x | Komentarzy: 57 | Okejek: 240 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało