Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Co łączy jogurt z insektem, czyli ballada o smutnej mszycy

73 932  
629   53  

 

 

Ten oto niepozorny robaczek to dorosła forma mszycy Dactylopius Coccus. Z pozoru niczym się on nie różni od tysięcy innych, mniej lub bardziej irytujących, insektów. Pewnie nikt nie zwróciłby na niego specjalnej uwagi gdyby nie Majowie.

Nie znamy dokładnej historii pierwszego kontaktu człowieka z tymże pociesznym stworzeniem, aczkolwiek za całkiem prawdopodobną możemy przyjąć wersję, że pewien Indianin, przechadzający się koło naturalnej plantacji kaktusów, nieopatrznie tę małą pokrakę zgniótł. Wtedy to okazało się, że bebechy insekta są paskudnie czerwone i plamy pozostawionej na indiańskim poncho nie spierze nawet najlepsza z majowych żon...

I tak też biedny owad zaczął być wykorzystywany jako naturalny barwnik. Insekty były zbierane, wrzucane do wrzątku, a następnie suszone na słońcu i miażdżone na proszek. Dzięki temu „wynalazkowi” branża odzieżowa ówczesnych mieszkańców Środkowej i Południowej Ameryki nabrała znacznych rumieńców.

Stulecia mijały. Technika barwienia materiałów znacznie się rozwinęła, a plantacje kaktusów, na których żerowały nieświadome zagrożenia insekty, mnożyły się na potęgę.


Podobno w XV wieku wielki aztecki władca Montezuma II zażądał od każdego z podbitych przez siebie miast uiszczania rocznego trybutu w postaci dwóch tysięcy barwionych płatów bawełny i czterdziestu worków pełnych ususzonego, sproszkowanego robactwa.

Wkrótce po podboju ziem Ameryki Środkowej, hiszpańska gorączka złota nieco opadła i dzielni konkwistadorzy odkryli dobrodziejstwa płynące z hodowli czerwonego robaka. Naturalny barwnik stał się drugim po srebrze najważniejszym towarem eksportowym. Worki wypchane żuczym truchłem trafiały nawet do Indii. W pewnym momencie wartość czerwonego proszku porównywalna była z rynkową ceną najczystszego złota.

W barwione meksykańskim owadem szaty ubierali się watykańscy dostojnicy, duży popyt na barwnik istniał też w brytyjskiej armii – farbowano nim kurtki żołdaków. Aby zminimalizować koszty transportu, insekty trafiły na plantacje znajdujące się na Wyspach Kanaryjskich.

W XIX wieku popyt na meksykańskiego owada znacznie zmalał – jego miejsce zastąpiły barwniki syntetyczne, które były zdecydowanie tańsze w produkcji i wymagały znacznie mniejszej fizycznej pracy niż prowadzenie naturalnej hodowli. W pewnym momencie nieszczęsny robak skazany został na ewidentne bezrobocie – z rzadka udawało mu się trafić do gara z wrzątkiem, gdzie wśród innych sobie podobnych insektów pracował nad czerwonym barwnikiem dla jakiegoś „tradycyjnego” snoba.

W ciągu ostatnich lat usługi czerwonolicego żuczka wróciły do łask. Tym razem łaskawa okazała się branża gastronomiczna.

Nie, wbrew temu co może się wydawać, robak wcale nie trafił do azjatyckich miseczek, gdzie mógłby stać się zagryzką do żywej ośmiornicy, śniętego konika polnego, trującej ryby Fugu i galaretowatej stopy żwawej dotychczas meduzy (o których to smakołykach przeczytacie więcej tutaj). 

Z racji na zagrożenie płynące z konsumowania syntetycznych składników dodawanych do jedzenia, podniosły się głosy piętnujące firmy spożywcze, które stosują rakotwórcze barwniki. Wówczas, zgodnie z zapotrzebowaniem na „naturalną żywność”, producenci jadła wszelakiego przyznali rację niezadowolonym klientom i zwrócili się o pomoc do meksykańskiego insekta. Aby uzyskać jeden kilogram czerwonego proszku trzeba zatrudnić 155 000 takich owadów.

Jednocześnie konkurencyjnym barwnikiem mógł pochwalić się pewien pająk, którego odwłok również spełniał się w swojej koloryzującej roli.

W międzyczasie okazało się, że kolor uzyskanego barwnika zależy od sposobu w jaki uśmierci się owada, a konkretnie – wysokości temperatury, którą insekta się potraktuje. 

Tak więc pamiętaj o meksykańskim, sproszkowanym robaku, który ukrywając się pod pseudonimem koszenila lub barwnik E-120 spowoduje, że udko kurczaka nabierze zdrowych kolorów, sok tryskać będzie uroczą czerwienią, a opakowanie jogurtu truskawkowego łaskotać będzie Twe oko szczerymi (i prawdziwymi przecież;)) zapewnieniami o „naturalnych barwnikach”.


Oglądany: 73932x | Komentarzy: 53 | Okejek: 629 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało