Szukaj Pokaż menu

Oto jak zareagowali twórcy filmu „365 dni” na otrzymanie Złotej Maliny - Filmoteka Joe Monstera

58 432  
179   57  
W dzisiejszym odcinku poznamy laureatów tegorocznego rozdania Oscarów, zobaczymy, jaką nową funkcję przygotował Netflix, oraz przekonamy się, co do powiedzenia mieli twórcy filmu „365 dni” po otrzymaniu Złotej Maliny.

Jakie zwierzę jest najsilniejsze na świecie? Możecie się nieźle zdziwić

56 053  
283   34  
Siłę można mierzyć na wiele sposobów, a czasem najsilniejszy potrafi być ten, który na takiego wcale nie wygląda. Nie inaczej jest oczywiście w świecie zwierząt.

Na te archeologiczne odkrycia nabrać się dało mnóstwo osób

39 323  
129   19  
Jeśli zaciekawiła cię sprawa starożytnej mumii, co to okazała się spreparowanymi zwłokami zamordowanej dziewczyny, to mamy dla ciebie kilka innych historii o bezcennych artefaktach, które najpierw zaintrygowały badaczy przeszłości, a następnie sprawiły im wielki zawód, gdy na jaw wyszło, że to jeden wielki szwindel.
Zaczniemy od kolejnej mumii. I to nie byle jakiej, bo mowa o zwłokach „najprawdziwszej”… syreny!

#1. Syrena z Fiji

Jeśli uważasz, że syrena to seksowna kobieta z rybim ogonem (co w zasadzie, z męskiego, seksistowskiego punktu widzenia, nieco komplikuje pewne sprawy), to mamy dla ciebie złą informację. Wszystkie mumie tych stworzeń wskazują na to, że istoty te bardziej przypominały skrzyżowanie niezbyt urodziwego kobolda z dorszem. No, właśnie – mumie. Z jakiegoś powodu w XIX i na początku XX wieku sporo takich syrenich zwłok wystawianych było na widok publiczny (na zdjęciu poniżej mamy na przykład zwłoki wystawione na widok publiczny w 1923 roku).


W 1842 roku do Nowego Jorku przybył niejaki dr J. Griffin - uczony z Brytyjskiego Audytorium Historii Naturalnej. Przywiózł on ze sobą niezwykły skarb. Była to zakupiona od pewnego marynarza mumia najprawdziwszej syreny. Na miejscu poznał P.T. Barnuma – amerykańskiego showmana, polityka i biznesmena, który namówił go do wystawienia tej mumii w jego muzeum. Griffin zgodził się na parodniową ekspozycję.
Barnum wydrukował tysiące ulotek z informacją o jedynym w swoim rodzaju pokazie i już niedługo potem do muzealnego budynku zaczęły dobijać się tłumy żądnych sensacji ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć syrenę.


Kiedy kieszenie obu panów napełniły się pieniędzmi, na jaw wyszło, że Griffin wcale nie był Brytyjczykiem. W rzeczywistości zwał się Levi Lyman i absolutnie nie udzielał się w Brytyjskim Audytorium Historii Naturalnej. Głównie dlatego, że taki twór po prostu nie istniał. Tymczasem mumia syreny była niczym innym, jak misternie ze sobą połączonym szkieletem niewielkiej małpy i bliżej nieokreślonej ryby. Całość została pokryta rozmiękczoną masą rozdrobnionego papieru i farbą o odpowiednim kolorze.
Wkrótce po tym, jak sprawa wyszła na jaw, Barnum, który to znany był ze stwierdzenia, że „Co minutę gdzieś rodzi się jakiś frajer”, wystawił w swoim muzeum palącego papierosy i opijającego się winem 11-letniego karła, którego nazwał Tomciem Paluchem. I znowu hajs się zgadzał.


Tymczasem „syrena” krążyła po różnych wystawach, aż w 1880 roku spłonęła podczas pożaru jednego z bostońskich muzeów. Mała to strata biorąc pod uwagę, że tego typu krypto-zoologicznych dziwactw zdążyło się w tamtym okresie pojawić mnóstwo.

#2. Brakujące ogniwo pomiędzy kurą a dinozaurem

W październiku 1999 roku podczas konferencji prasowej National Geographic Society jej organizatorzy podzielili się ze światem przełomową wiadomością. Oto bowiem znalezione zostało, liczące sobie 125 milionów lat, skamieniałe truchło, które to miało być szczątkami zwierzęcia łączącego w sobie cechy zarówno dinozaura, jak i ptaka. Archaeoraptor liaoningensis, bo tak ów stwór został ochrzczony, od razu określony został „brakującym ogniwem ptasiej ewolucji” i wzbudził ogromne emocje w kręgach naukowych. Niestety, emocje te szybko opadły, gdy chiński uczony Xu Xing, który wcześniej pomagał w opisaniu tego znaleziska, znalazł podobną skamielinę i ze zdziwieniem odkrył, że ogon tego zwierzęcia jest wręcz identyczny, jak ten należący do pewnego mikroraptora, którego szczątki akurat badał. Szybko też doszedł do tego, że górna część zwierzęcia to niemal kompletny szkielet janornisa – wczesnokredowego ptaszyska, natomiast jego nogi pochodzą od bliżej nieokreślonego zwierza.


Zarówno organizatorzy konferencji prasowej, jak i dziennikarze, którzy na łamach „National Geographic” opisali to odkrycie, musieli gęsto się tłumaczyć i przepraszać za swoją wtopę. Warto dodać, że fałszerstwo to stało się prawdziwą wodą na młyn dla… kreacjonistów, którzy to bardzo chętnie zaczęli posługiwać się przykładem chińskiego „pra-kurczaka” jako dowodem na to, że wiele znalezisk archeologicznych, które świadczą o zachodzących procesach ewolucyjnych, to zwykłe oszustwa.


#3. Turbobaskowie!

W 2006 roku gruchnęła absolutnie szokująca wieść, która mogła wywrócić świat archeologii do góry nogami. Hiszpański uczony Eliseo Gil znalazł i szeroko opisał w wielu publikacjach fragmenty ceramicznych naczyń, które wykopał na terenie rzymskich ruin w Iruña-Veleia. Fragmenty starych skorup zawierały inskrypcje wykonane zarówno po łacinie, jak i w języku… baskijskim! A to oznaczałoby, że kultury starożytnych Basków oraz Rzymian przeplatały się, a mowa tych pierwszych jest znacznie starsza, niż dotąd sądzono. Ba! Na niektórych fragmentach naczyń widać było nawet napisy w grece, a nawet egipskie hieroglify! Żeby tego było mało, Gil znalazł też kawałek ceramiki, na którym wyryta była postać Chrystusa wiszącego na krzyżu. Archeolog oraz trzech innych zaangażowanych w ten projekt uczonych uznało, że jest to najstarsze graficzne przedstawienie sceny ukrzyżowania.


Problem w tym, że im większą ilością sensacyjnych odkryć badacze się chwalili, tym bardziej sceptycznie do tych rewelacji wszyscy podchodzili. Szczytem „wciskania kitu” była skorupa, na której to pojawiło się imię Nefretete - egipskiej królowej, której miejsce pochówku odnalezione zostało dopiero w 1922 roku, a szanse na to, że dawni Baskowie mieli jakiekolwiek pojęcie o urodzonej w 1370 p.n.e. żonie faraona Echnatona, są bardzo nikłe.
Podobno ceramiczne znaleziska zawierały całą masę jeszcze bardziej naiwnych „kwiatków” oraz dziecinnych wręcz błędów – od zupełnie idiotycznych, nie mających żadnego znaczenia wyrazów, przez stosowanie przecinków, które w starożytności nie były znane, aż po całkiem współczesne łacińskie sentencje, jak np. ta, którą ułożono w 1913 roku jako motto Międzynarodowego Sądu w Hadze… No i nie zapominajmy o nieszczęsnym Jezusie na krzyżu, nad którym widnieje napis RIP ( „Rest in peace”), a taką frazę zaczęto umieszczać na nagrobkach w okolicach XVIII wieku.


Jako że sprawa mocno śmierdziała „wałkiem”, sponsorzy projektu zaczęli mieć poważne przypuszczenia, że kasa, którą wykładają na wykopaliska, idzie na sponsorowanie ewidentnych oszustów. Po 10 miesiącach analiz i badań rzekomych znalezisk, 26 uczonych zgodnie stwierdziło, że ceramiczne łupiny są… oryginalne! Natomiast już nieco mniej oryginalne okazały się wydrapane na nich inskrypcje i obrazki. Czyli oprócz dokonania ewidentnego fałszerstwa, archeolodzy zniszczyli też niemalże 500 ceramicznych skorup, które mogły mieć sporą wartość naukową.


Autorzy tego przekrętu, czyli Eliseo Gil i jego koledzy po fachu prawdopodobnie odsiadują właśnie swoje kilkuletnie wyroki. W tym całym oszustwie wart odnotowania jest jednak pewien zaskakujący fakt. Wiele wskazuje na to, że Gil – człowiek, który na łamach mediów twierdził, że nie ma żadnych dowodów jakoby Hitler przyczynił się do śmierci 6 milionów Żydów – chciał swoim „odkryciem” doprowadzić do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych wśród Basków.

#4. Egipska mumia z desek gwoździ i gazet

W latach 20. ubiegłego wieku Departament Archiwów i Historii Missisipi za duże pieniądze zakupił od rodziny pewnego pułkownika jego potężną kolekcję. Wśród całej masy przedmiotów indiańskiego pochodzenia znalazł się artefakt z zupełnie innego rejonu świata. Była to egipska mumia. Przez prawie pół wieku była ona jedną z największych atrakcji stanowego budynku Kapitolu.


W 1969 roku zafascynowany archeologią student medycyny Gentry Yeatman zapytał władze muzeum, czy udostępniłyby mu mumię do badań. Chłopak chciał bowiem znaleźć na wysuszonych zwłokach ślady choroby i tym samym dowiedzieć się, co było przyczyną śmierci Egipcjanina. Młodzieniec dostał zgodę na taki projekt, a mumia została wysłana do pobliskiego Uniwersytetu Medycznego. Po wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego nieboszczyka okazało się, że jest on zbudowany z kilku desek, paru zwierzęcych żeber i zardzewiałych gwoździ, które trzymały to wszystko w kupie. Całość pokryta była gazetami i papierową masą. Obecnie „oszukana” mumia spoczywa w jednym z magazynów stanowego muzeum w Jackson.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
129
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Jakie zwierzę jest najsilniejsze na świecie? Możecie się nieźle zdziwić
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Jak wygląda korzystanie z telefonu z Androidem - studium przypadku
Przejdź do artykułu W Australii wszystko chce cię zabić. I nie są to tylko zwierzęta
Przejdź do artykułu Cierpienia, które mężczyźni muszą znosić dla swoich kobiet
Przejdź do artykułu 7 zwariowanych ciekawostek z odległego Kazachstanu
Przejdź do artykułu 12 lifehacków tak idiotycznych, że niemal genialnych
Przejdź do artykułu 7 oszustów i przekręty tak zwariowane, że aż trudno w nie uwierzyć!
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Dlaczego warto uważnie obserwować otoczenie
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą