JAK U SIÓSTR
Siedzimy z koleżanką na imprezie branżowej. Towarzystwo raczej zmaskulinizowane. Nie obyło się bez podtekstów. Zresztą wszyscy na tyle mocno integrowaliśmy się za pomocą wody rozmownej, że dziwne by było gdyby w końcu rozmowa na pewne tematy nie zeszła. Koleżanka z rozżaleniem w pewnym momencie:by atitta
* * * * *
ZAWIEDZIONA
Nie pamiętam już, za co, ale byłam ostatnio nakrzyczałam na dzieci. Na co dziecko starsze, niezrażona moimi krzykami, odwraca się w stronę swojego tatunia i odzywa się w te słowy:
- ...wiesz, mama chyba nie chciała takich dzieci jak my...
by Casica
* * * * *
ŁOSICA
Rozmawiam sobie z moja prawie-żoną (PŻ). W pewnym momencie:
PŻ - Jesteś łoś.
JA - Łoś?
PŻ- Tak, łoś.
Ja - A wiesz jak się nazywa żona/samica łosia?
...
Co było dalej, należy się domyślić...
by canis_lupus
* * * * *
LÓD
Przed chwilą udałam się do sklepu w celu nabycia podstawowych produktów spożywczych. Przed warzywniakiem stały trzy harleye - ot nic dziwnego, przecież tuż za winklem odbywa się jakiś zjazd amatorów dwukółek. Wchodzę do sklepu i ustawiam się grzecznie w kolejce za trzema panami odzianych w skórę [trzeba przyznać, że mniamuśni]. Nadeszła kolej na spełnienie zachcianek Pierwszego W Skórze, który dzierżył w dłoni jakiś kubeczek:
PWS: - Bry, chciałbym dwa żubry i loda...- powiedział popychając przed siebie kubeczek z kawałkiem drewienka.
Pani Halinka: - Ale do loda to by się panu przydał większy patyczek
by Stu_Dentka
* * * * *
BMI
Koleżanka z pracy, przeciętna angielka o wymiarach modelki (w calach):
- Zmniejszyłam swoje BMI*!
Kolega zmierzył ja wzrokiem:
- Urosłaś?!
*współczynnik powstały przez podzielenie masy ciała podanej w kilogramach przez kwadrat wysokości podanej w metrach.
by roland26
* * * * *
KLASYCZNE AUTO
Nabyłem miesiąc temu drogą kupna Opla Astrę. Żaliłem się już na narzekalni, bom przerobiony klasycznie został, powyłaziły wady ukryte, a żeby tego było mało, to w warsztacie, w którym naprawiałem rzeczony dupowóz, zrobili nim stłuczkę. No i opisuję dziś to wszystko kumplowi, a ten dowcipniś skwitował to wszystko:
- No cóż, per aspera ad astra*.
* łac. przez ciernie do gwiazd, tutaj do Astry
by Soultaker
* * * * *
NA BEZRYBIU...
Wracając z meczu Wisły na White Hart, wśród okalającego tłumu "kwiatów emigracji", kierowany chęcią jak najszybszego usadowienia się gdzieś w jakimś środku lokomocji, mijając ciemne, pozamykane, zakratowane witryny sklepowe znalazł się jeden otwarty - Hair Salon - czy jakoś tak. Szedł obok zasępiony jegomość z wąsem i dostrzegłszy ów sklep, mniej - więcej w tym samym momencie, co ja, uradował się niezmiernie wykrzykując do towarzyszy:
- Eeeeee, Staszekkkk... Otwarte... Idziemy po piwooooo!
Staszek, nie powiem, na poliglotę wyglądał:
- Zbychuuuuu, tu to tylko szampon kupisz.
- Szampannnn? A cooooo to k*wa sylwesteeeeeer? A ch*j moooże byyyć...
telesfor
* * * * *
KONKLUZJA
Z córą (5 lat) w roli głównej. Rozmowa, co prawda cytowana z pamięci, ale na pewno szła "ciurkiem" bez przerw na zastanowienie...
- Tato, a skąd Wy wszystko wiecie?
- Co?
- No skąd wszystko wiecie?
- No, ze szkoły, z książek, z telewizji...
- Z pracy?
- Z pracy też.
- Bo ja tyle nie wiem.
- Ale niedługo będziesz już wiedzieć więcej.
- A jak będziesz stary to będziesz dziadkiem?
- Mam nadzieję.
- Będziesz. Bo przecież babcią na pewno nie będziesz...
by lukas321
* * * * *
DOBRA RADA
Idę rano do pracy i po drodze widzę dwóch koneserów śmietnikowych tzn. śmieciogrzebów. Jeden pcha wózek a w zasadzie wózek pcha jego. Spotkali trzeciego. Ten popatrzył, popatrzył i mówi do tego od wózka:
- Tyyy! Aleś się wylakierował na dzień dobry! Tyyy pamiętaj. Piłeś nie jedź!
by amiz74
* * * * *
PIES
Jako autentyk opowiedziane na pewnym forum, więc jako autentyk pozwalam sobie wrzucić:
"Historia autentyczna opowiadana przez mojego dziadka:
We wczesnych latach 50-tych wybrał się mój dziadek na ślub córki swojego przyjaciela do Wodzisławia Śląskiego. A że przyjaciel był szefem straży pożarnej, więc było wielkie wesele w remizie, na które zleciało się całe miasto. Ciężkie czasy to były i zapasy jedzenia szybko zaczęły się kurczyć. Tymczasem mojego dziadka tuż po przyjeździe dopadł straszliwy ból zęba i po wizycie u dentysty dowiedział się, że nici z jedzenia na imprezie, więc żywił się tylko kleikiem dawanym przez żonę przyjaciela. Jak już pisałem jedzenie na weselu dla 600 osób się kończyło, więc gospodarz musiał kombinować. Przy pomocy dziadka i strażaków wytaszczyli z piwnicy remizy skrzynki z zamrożoną żywnością z UNRRA (jeszcze z końca lat 40-tych). Rozmrozili to i mieli podawać gościom do stołu.
Zanim jednak to nastąpiło gospodarz chciał sprawdzić, czy to się nadaje do jedzenia i rzucił kawałek mięsa swojemu psu. Ten spałaszował ze smakiem i czekał na więcej. Zadowoleni strażacy wypakowali więc żywność i zaczęli podawać na stoły. Wesele sobie płynęło dalej. Na zapleczu siedzieli mój dziadek i jego przyjaciel. Nagle wpada najmłodszy kilkuletni syn gospodarza i woła:
- Tato! Tato! Pies zdechł!
Zapadła konsternacja i po krótkiej dyskusji gospodarz wyszedł i obwieścił gościom, co się stało. Wszyscy (czyli 600 osób) polecieli w try miga do szpitala na płukanie żołądków.
Zostali tylko rodzina gospodarza i mój dziadek z bolącymi zębami. Kiedy załamany gospodarz uspokoił się trochę zapytał syna.
- To jak on zdechł?
A syn na to:
- No bawiliśmy z Markiem piłką i on latał razem z nami. W pewnym momencie piłka mi poleciała na ulicę, a pies pobiegł za nią i wpadł pod ciężarówkę...
by Amer
* * * * *
JUROR
Siedzimy sobie. Cisza. Spokój. Wpada do nas kolega z departamentu sprzedaży. Koleś ogólnie zawsze jest cały czas w ruchu. Nawet ma ksywę "dynamiczny". Wpada. Potyka się o próg na wejściu. Wykonuje potrójnego axla z podwójnym ritbergerem pada na plery z gromkim okrzykiem. Leży. W powietrzu wirują powolnie kartki z Umową, którą nam przyniósł. Przykrywają go. Jeszcze leży i wyraźnie jest w szoku.
Kolega obok na chwilę odrywa ręce od klawiatury i komentuje:
- Złe wyjście z progu...
by Misiek666
* * * * *
ODYSEJA KOSMICZNA
Rzeczona sytuacja miała miejsce kilka lat temu w mazurskich stronach. "Majeranku" ci było dostatek. Pod jego magicznym wpływem kumple przesiedzieli cały dzień w JEDNOOSOBOWYM namiocie typu "igloo". We czterech... A czemuż to? A temuż, że byli święcie przekonani, że znajdują się w kapsule ratunkowej na Księżycu. I tak sobie cierpliwie czekali na ekspedycję ratunkową z kosmodromu Bajkonur, kiedy to nagle ktoś zaniepokojony ich kilkugodzinną nieobecnością postanowił zajrzeć do ichniego namiotu. Gdy tylko rozsunął suwak okolicą wstrząsnął paniczny wrzask czterech tęgich gardeł:
- DEKOMPRESJAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
by kuflowaty