Z powodu pandemii ludzie falami w różnych krajach wpadają w panikę i kupują ogromne ilości zapasów, m.in. jedzenia. Klienci wyjeżdżający z zapchanymi wózkami powodują złość tych, dla których produktów nie starczyło. Ale pamiętajmy, że nie zawsze pełny bagażnik oznacza panikarza lub spekulanta.
Cześć, nazywam się Stephanie.
Według kobiety, którą spotkałam w Costco, jestem "obkupującą się suką". Wydałam tam 900 dolarów i jeszcze 200 w innym sklepie.
Nie opróżniłam żadnej półki.
Nic nikomu nie odebrałam.
Zrobiłam jedynie zakupy według listy.
Listy składającej się z próśb 6 znajomych rodzin. Rodzin z małymi dziećmi, rodzin o specjalnych potrzebach, rodzin z samotnymi matkami prowadzącymi dom i pracującymi w służbie zdrowia, i moich rodziców i dziadków.
Przyjechałam do domu, wyszłam na deszcz, żeby zanieść sąsiadom podstawowe zakupy, a później spędziłam trzy godziny w garażu, sortując i pakując zakupy w pasujące kartony, które można odstawić pod drzwi, bo jest to bezpieczniejsze niż ryzykowanie własnym i ich zdrowiem.
Dla mnie? Worki na śmieci, Margarita, worek ziemniaków, sałatka, paczka kawy i zgrzewka piwa.
Lepiej wyjdziemy zakładając dobre intencje otaczających nas ludzi, niż od razu zarzucając im, że działają na szkodę innych. Nie znamy pozostałych klientów w sklepach, nie wiemy co przeszli, co przechodzą i dokąd zmierzają.
Szukajcie potrzebujących pomocy i szukajcie pomocników, oni tam są. Bądźcie dla siebie mili.