Szukaj Menu

Prawdziwie dobry sąsiad, straszliwy demon i inne anonimowe opowieści

48 515  
235   21  
Dziś przeczytacie także m.in. o ojcu śmieszku, nieudanym weselu i dziadku, który w końcu zażył działający lek.

Zdarzenie miało miejsce w Sopocie, jakoś tak na początku lat 90. Byliśmy z rodzicami w restauracji, gdzie zjedliśmy lody. Tata wypił sobie jedno piwo i włączyło mu się typowe dla niego, suche niczym pięty Cejrowskiego, poczucie humoru.

„He he...” - zarechotał wręczając kelnerce dwa banknoty. - „Coraz lepsze drukujemy te pieniądze”. Ta nawet się nie uśmiechnęła. Spojrzała na niego z mieszanką zażenowania i znudzenia. Kiedy wychodziliśmy z lokalu, nagle zza zakrętu wyjechał radiowóz. Policjanci dość brutalnie wykręcili ojcu ręce i rzucili na maskę pojazdu, aby go przeszukać. Potem to samo spotkało moją mamę. Na koniec wsadzono ich do radiowozu i zawieziono na komisariat. Po mnie przyjechał inny samochód.

Okazało się, że jeden z banknotów, którymi płacił mój tata faktycznie był fałszywy. Przez głupi żart ojca moi rodzice musieli długo się tłumaczyć. Mieli nawet wątpliwą przyjemność przejść przez dokładną rewizję osobistą. Zostali też kilkukrotnie przesłuchani zanim uwierzono im, że całe to zamieszanie wynika tylko i wyłącznie z koślawego poczucia humoru mojego staruszka.

Po tym zajściu mój tata nie robi nam już przypału swoimi niestosownymi heheszkami. Dorósł - można by powiedzieć...


***


Dziś rano zadzwoniła do mnie moja dziewczyna, aby w przejęciu opowiedzieć mi o koszmarze, który miała. Śniło jej się, że wielokrotnie ją zdradzałem, zrobiłem mojej kochance dziecko, a później uzależniłem się od palenia cracku. Kończąc swój przydługi monolog, moja ukochana stwierdziła, że jest zmuszona mnie rzucić „tak na wszelki wypadek”.
Myślałem, że to żart. Myliłem się. Ona naprawdę zakończyła nasz związek. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć...


***


Rok temu mąż zdradził mnie na naszym weselu.
Około dwudziestej powiedział, że bardzo boli go głowa i poszedł "na chwilę" do pokoju, w którym mieliśmy nocować. Ja zostałam z gośćmi. Kiedy minęło pół godziny i nie wracał, a telefon miał wyłączony, poszłam zobaczyć, czy wszystko OK.

Zastałam Szymona w łóżku z jego "dobrym kolegą". Nagle dowiedziałam się, że mój narzeczony jest bi.

Znaliśmy się ponad cztery lata, byliśmy parą prawie trzy. Nigdy nie dał mi znaku, że mnie oszukiwał. Marek ("kolega") zawsze odnosił się do mnie chłodno, ale uwierzyłam Szymonowi, kiedy mi powiedział, że była dziewczyna Marka zdradzała go, więc nie ufa kobietom. Nie robiłam o to afery, przecież to nie z Markiem planowałam przyszłość.

Dopiero kiedy ich przyłapałam Szymon przyznał, że owszem, jest bi, ale to Marek jest jego miłością, a nasz związek był po to, żeby konserwatywni rodzice Szymona nie zwrócili uwagi na jego związek z Markiem. Triumfu i pogardy na twarzy Marka nigdy nie zapomnę. Nie chciałam szopki, więc moja mama zajęła się gośćmi, a ja poszłam do pokoju jej i taty, potem siostra zawiozła mnie do rodziców. Rano oczywiście wszystko się wydało. Udało mi się unieważnić małżeństwo.

Czułam się obrzydliwie, po załatwieniu niezbędnych formalności zerwałam kontakt z Szymonem, mam gdzieś, że rodzice go wydziedziczyli (a jest jedynakiem). Jakoś się pozbierałam, od niedawna odnawiam znajomość z kolegą ze szkoły, na razie na stopie czysto koleżeńskiej.

Najbardziej jednak boli mnie to, że oprócz moich przyjaciół i rodziny, to jestem obgadywana jako ta, którą zdradzał facet z facetem, pewnie jestem głupia, że nic nie zauważyłam, a może wręcz nie miałam nic przeciwko... Ostatnio usłyszałam od sąsiadki, że widać, że wcale taka zakochana nie byłam, skoro już z innym się spotykam.
Staram się nie słuchać i nie przejmować, ale przez takie gadanie czuję się winna całej sytuacji i wręcz napiętnowana.

Coraz częściej myślę o przeprowadzce.


***


Mieszkam z rodzicami i dziadkami w dużym domku jednorodzinnym. Wczoraj, gdy moi rodziciele byli w pracy, stało się coś bardzo dziwnego.

Mój liczący sobie 92 lata dziadek, mimo swoich problemów z korzonkami, błyskawicznie zbiegł po schodach i wpadł do kuchni, w której akurat pichciła sobie babcia. Ponieważ nestor naszego rodu jest trochę przygłuchy, z łatwością usłyszałem całą rozmowę. Otóż nasz rodowy wapniak od kilku dni testował na sobie przepisane mu leki podwyższające libido i właśnie, pierwszy raz od dekady, dostał erekcji.

Jeszcze nie wyszedłem dobrze z szoku i próbowałem dojść do siebie, po tym co usłyszałem, kiedy w salonie zjawiła się babcia. Wcisnęła mi w dłoń 50 zł i mówiąc: „Masz tu, wnusiu. Idź sobie do kina” siłą wypchnęła mnie za drzwi.

To najbardziej niezręczna sytuacja, w jakiej kiedykolwiek się znalazłem.


***


Mój mąż zakochał się w innej. Nie, to nie jest kolejna historia o tym, jak źli są faceci.

Jesteśmy parą od 12 lat, a małżeństwem od 7. Mój mąż jest bardzo uczciwy, czasem aż za bardzo. Kocha mnie, nigdy nawet nie spojrzał na inną kobietę. Miał swoje wady, jak każdy, ale co do jego wierności nigdy nie miałam żadnych wątpliwości. W związku układało nam się raz lepiej, raz gorzej, jak wszędzie. Dużo razem przeszliśmy. Moją depresję po stracie dziecka, próby zapijania smutków alkoholem. Odpychałam go od siebie, ale on nigdy nie przestał o nas walczyć.
Od ponad roku było dobrze, naprawdę dobrze.

Kilka tygodni temu przyszedł do mnie i przyznał mi się, że chyba się zakochał. Poznał ją w pracy kilka miesięcy temu. Byli kilka razy na kawie. Nawet się pocałowali. Płakał, przepraszał, bo myślał, że nigdy nie pokocha kogoś innego, myślał, że jestem tą jedyną.

Znam go bardzo dobrze. Nie byłam zła. Byłam zaskoczona tak samo jak on. Jeżeli pokochał kogoś innego, to musi być to niesamowita osoba. Miał tyle okazji, żeby być z naprawdę ładnymi kobietami, dużo chciało się z nim umówić, ale nigdy nawet nie spojrzał na inną. Co mu miałam odpowiedzieć? Chyba nie ma dobrych słów na taką okazję. Powiedziałam tylko, że nic się nie stało i go przytuliłam. Ja też płakałam. Było mi przykro, ale co miałam zrobić? Kazać mu zostać ze mną, bo jesteśmy małżeństwem, bo tak wypada, nawet jeśli przestał mnie kochać? Było nam razem dobrze, ale nigdy nic na siłę.

Uzgodniliśmy, że nie będziemy spieszyć się z rozwodem. Wyprowadził się i chyba jest z nią szczęśliwy. Wiem, że ma wyrzuty sumienia w stosunku do mnie, ale niepotrzebnie. Kocham go i zawsze będę, zawsze znajdzie we mnie oparcie, ale jeśli pokochał kogoś bardziej, to cieszę się, że powiedział mi o tym. Może jestem dziwna, ale chcę dla niego jak najlepiej. Nie czuję się też jakoś okropnie skrzywdzona. Przez chwilę nawet myślałam, że może ja go po prostu nie kocham, no ale przecież przez te 12 lat nigdy nie szukałam nikogo na boku, było nam razem dobrze w każdym aspekcie. On miał być ojcem moich dzieci, więc to chyba jednak była miłość.


***


O pijaku i demonie :)

W każde wakacje moja mama dorabiała jako wychowawca na kolonii.
Lato, jakieś 20 lat temu.
Ośrodek na zadupiu. Jeden sklep, ze dwie latarnie, kilkaset krów i nic więcej. Trzeba było dzieciakom jakoś czas zorganizować.

Tak wyszło, że wychowawczynie od kierownika ośrodka dostały wielką torbę cukierków dla dzieciaków. Wymyśliły więc zabawę w Króla Lasu.
Późnym wieczorem dwie wychowawczynie przebrały się w prześcieradła, liście i co tam było, a dzieciaki z innymi wychowawcami miały szukać Króla po znakach. Nagroda - cukierki.

Mama i druga wychowawczyni skitrały się pod miejscowym cmentarzem. Były tam dość gęste zarośla i jedna z owych dwóch latarni.
Czas się dłużył. Wyszły więc tak przebrane z krzaków i korzystając ze światła próbowały wyłowić z torby cytrynowe landrynki.

Szedł drogą miejscowy pijak, mąż jednej kucharki z hotelu. Nawalony jak szpadel, zataczał się w stronę domu. Teraz wyobraźcie sobie CO zobaczył przy cmentarzu.

Wytrzeźwiał w jednej chwili i uciekł z wrzaskiem.

Dzień następny, śniadanie. Podchodzi do mojej mamy kucharka z podziękowaniami. Jej mąż wrócił do domu, włosy stały mu dęba na głowie, trzęsąc się opowiedział, że demony po niego przyszły. Przysiągł, że nie tknie już wódki. Kucharka oczywiście się domyśliła prawdy, ale nic nie powiedziała.

5 lat później mama dostała od niej list. Naprawdę przestał pić :D


***


W ostatnie święta Bożego Narodzenia siedziałem sobie przy stole z rodziną rozmawiając i coś tam podjadając. Nagle zza drzwi mojego mieszkania zaczęły dobiegać niepokojące odgłosy.. Podchodzę zdziwiony do drzwi, razem z żoną zaczęliśmy nasłuchiwać. Słyszę: "wpuść mnie, jestem psem sąsiada, umiem mówić, bo są święta"... Zdziwiony otwieram drzwi, a tam pies sąsiada z przymocowanym do brzucha głośnikiem oraz śmiejący się wniebogłosy sąsiad.

Przyszedł przypomnieć, że miałem być u niego już 15 min temu, na umówioną, świąteczną wódkę :)
Tagi: anonimowe pijak zdrada ślub związki
235