Szukaj Menu

Konwersja malucha na pojazd elektryczny. Czy to ma sens?

74 281  
423   83  
Pochodzący z Turcji Murat Orhon zapragnął mieć samochód elektryczny. Zakup takiego nowego pojazdu mocno wykraczał poza jego budżet. Dlatego też postanowił, że sam sobie zrobi taki pojazd.

Impuls do działania dała mu stara ekipa Top Gear (Clarkson, Hammond i May), która to zbudowała pojazd z napędem hybrydowym, który nazwali The Hammerhead Eagle i-Thrust, później nazwany Geoff. Murat miał mniejsze ambicje i postanowił zaadoptować coś, co było pojazdem z silnikiem spalinowym na pojazd o napędzie elektrycznym. Warunki musiały być trzy. Auto musiało być małe, lekkie i tanie. Wszystkie te warunki spełniał nasz maluch. A konkretnie był to Fiat 126p BIS z roku 1990, który kosztował Murata niecałe 1000 dolarów.


Jak się później okazało, fiacik jest idealnym autem do przeróbki na pojazd elektryczny, a to ze względu na małą ilość odbiorników prądu. Układ kierowniczy nie jest wspomagany ani elektrycznie, ani mechanicznie, dzięki czemu przeróbka była znacznie prostsza.


Murat zaczął pracę od demontażu silnika, chłodnicy i akumulatora. Dlaczego chłodnicy? Bis, w przeciwieństwie do standardowego malucha, jest chłodzony cieczą.





I w końcu silnik został wyjęty.


A tak właśnie wygląda to cudo.


Murat postanowił pozostawić w aucie skrzynię biegów. Dlatego też musiał dokonać kilku znaczących modyfikacji.


Przede wszystkim potrzebny będzie element, który połączy silnik i sprzęgło z resztą samochodu, gdyż oryginalna obudowa sprzęgła została przy silniku.


Krótkie zastanowienie się nad problemem...


I oto jest rozwiązanie. Element wytnie maszyna CNC.


Szybko poszło. Oto ów element w całej okazałości.


Ale to nie koniec przygód ze skrzynią biegów. Pozostało jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Element mocujący koło zamachowe. Zrobiony także przy pomocy obrabiarki CNC.





Elementy łączące silnik ze sprzęgłem.





Oto gotowy mechanizm. Widać na nim, w jaki sposób Murat chce połączyć nowy napęd z tym, co pozostało w samochodzie. Skoro wszystko do siebie pasuje, to czas by to rozkręcić i zacząć testy.


Testowanie silnika i jednostki sterującej.


Przy okazji zostały zakupione zegary pokazujące ile prądu pozostało w akumulatorach.


A ponieważ akumulatory trzeba ładować, to umiejscowienie gniazda było wręcz oczywiste.


Teraz czas wszystko powkładać do samochodu. Profil utrzymuje na miejscu skrzynię biegów. Zbiornik paliwa został wyjęty. Był zbędny.


Akumulatory rozłożą się wygodnie na tylnej kanapie. Dzięki temu tył będzie wystarczająco ciężki, by auto nie kręciło piruetów przy każdym dodaniu gazu. Przy tylnym napędzie to istotne, by dociążyć odpowiednio koła tylne. A takie umieszczenie akumulatorów daje całkiem przyjemny rozkład mas w samochodzie.








Pedały pozostały trzy. Przecież skrzynia biegów pozostała w samochodzie.


Montaż okablowania.


Montaż silnika. Teraz widać, po co było wycinane to koło.


Montaż sterownika.


I w końcu pierwsza jazda.

https://youtu.be/Ae7OagpJeoA
I przy okazji pierwsze rozczarowanie. Samochód ledwo ruszał. Co poszło nie tak? Na szczęście Murat nie jest z tych, których załamują niepowodzenia. Pomyślał i wymyślił, że problemem jest ciężkie koło zamachowe, przez które silnik nie wchodzi na obroty tak szybko, jak by kierowca tego chciał. Zatem koło zostało zapięte na tokarkę i solidnie odciążone. Jak solidnie?

Bardzo. Zresztą zobacz sam, ile z niego zostało.

Następnym krokiem było zaplanowanie nowej deski rozdzielczej na dodatkowe wskaźniki.

Oraz znalezienie miejsca na nią. Środek deski wydaje się być idealny. A że chłodzenia nie będzie, bo deska zasłoni kratki wentylacyjne - cóż. Coś za coś.

Pierwsze przymiarki.

Wyszło pozytywnie, więc można dalej jechać z tematem.

I oto panel przedni ożył i jest w pełni funkcjonalny.

Jeszcze pozostało wykonać ładne skrzynki na sterownik oraz akumulatory.

I... popatrzeć na samochód, a przy okazji odkryć, że jest w stanie dalekim od ideału. Dlatego maluch dostał nowe lampy.

A także została zafundowana mu kuracja odmładzająca polegająca na polakierowaniu auta.


Silnik na swoim miejscu.

I maluch w całej okazałości.

Czy to koniec przeróbek? Oczywiście, że nie. Malucha trzeba ładować. Najlepiej ekologicznie, czyli przy użyciu paneli słonecznych. A czego jak czego, ale słonecznych dni w Turcji nie brakuje.

I tu w głowie Murata zrodziła się kolejna myśl. A gdyby tak całą tę słoneczną elektrownię zabierać ze sobą? Na maluchu? Od pomysłu do realizacji upłynęło niewiele i oto...

Maluch uzyskał swoje własne źródło zasilania. Wystarcza, by podładować akumulatory, dzięki czemu Murat nie dokładając ani liry dojeżdża z domu do pracy i z powrotem.

A jak maluch spisuje się w takiej jeździe? Oto film:
Tagi: maluch konwersja pojazd elektryczny
423