Szukaj Menu

Krótka historia Dziadka Mroza, który nigdy nie dał się pokonać św. Mikołajowi - przynajmniej na wschód od nas

72 010  
179   60  
Co roku tysiące dzieci czeka na przybycie otyłego, rubasznego brodacza z workiem pełnym prezentów. Spaślak, co to zwykł rozdawać grzecznym szczylom prezenty w dniu 6 grudnia (a u niektórych także w nocy z 24 na 25 grudnia), to w rzeczywistości słabosilny wapniak z zaawansowaną cukrzycą oraz zaczątkiem starczej demencji.

Już dawno powinien odejść na emeryturę i zwolnić swoją posadę dla prawdziwego fachowca.

Mowa tu o Dziadku Mrozie – prawdziwym „badassie” o duszy czerwieńszej niż flaga ZSRR! Sympatyczny grubasek porównany ze swoim słowiańskim odpowiednikiem ssie bowiem na całej linii.

Dziadek Mróz smarkaczy nigdy nie rozpieszczał

Dobrotliwy Mikołaj wręczający rozwydrzonym gówniarzom drogie prezenty (na które, ma się rozumieć, fortunę wydają rodzice) uważa, że najlepszą metodą na wprowadzenie dyscypliny jest delikatne smagnięcie zadka jakimś tam wiotkim patyczkiem, zwanym rózgą. Dziadek Mróz sprawę załatwiał inaczej…Zacznijmy od tego, że rosyjski odpowiednik biskupa z Miry jest ucieleśnieniem trzech różnych postaci ze słowiańskich legend. Pierwszym był Pozvizd – mroczny bóg wiatru, gość odpowiedzialny za kaprysy pogody, który to będąc w złym humorze potrafił zesłać ludziom na głowy taką burzę, że job twoju mać.
Ziemnik – kolejne słowiańskie bóstwo przedstawiane było jako starzec o siwych włosach i takiejże brodzie. Jego pojawienie się sprawiało, że psy wyły żałośnie, a rosyjscy chłopi w panice robili pod siebie – zwiastował on bowiem cholernie lodowatą zimę.


Tymczasem Korochun (przedstawiony na obrazku powyżej) był demonem z podziemnych, pokrytych lodem czeluści. Podobno sprawiał on, że ludzie żyli krócej. To posępne bóstwo miało w zwyczaju porywać dzieci (nawet te grzeczne!) i wrzucać je do targanego na plecach pojemnego wora. Rodzice, aby odzyskać swe uciechy, musieli zapłacić okup w postaci cennych podarunków. Tak właśnie – w radzieckiej Rosji to nie Mikołaj dawał ludziom prezenty... ;)

Zakłamana, spasiona, kapitalistyczna promocja Coca-Coli

Spójrzmy na wizerunek Grubasa. Czerwone wdzianko opinające się na opasłym brzuchu, śnieżnobiała broda i idiotyczna czapka z pomponem… Tak mógłby wyglądać co najwyżej zapyziały ochlejmorda grzejący stołek w jakiejś spelunie, ale na pewno nie legendarny biskup z Miry. Ten zazwyczaj był przedstawiany jako sędziwy mężczyzna podpierający się zdobioną laską – pastorałem, a na jego głowie zamiast debilnej czapy spoczywało typowe dla biskupów nakrycie głowy, czyli mitra!


Ten Mikołaj, którego znamy jest niczym innym, jak bezczelną reklamą amerykańskiego napoju gazowanego. W 1930 roku koncern Coca-Cola zlecił artyście Fredowi Mizenowi stworzenie kojarzącego się ze sztandarowym produktem tej firmy nowego wizerunku chrześcijańskiego świętego. Artysta projektując nowego, lepszego biskupa wzorował się na powstałych w 1862 roku pracach Thomasa Nasta. Czerwone palto, czapka z pomponem i znaczna nadwaga to atrybuty Mikołaja, które powstały właśnie w tamtym okresie idealnie pasowały do żywej reklamy Coca Coli.


Tymczasem Dziadek Mróz na formę nigdy nie narzekał, a jego ciało nigdy nie było pokryte ciężką warstwą tłuszczu. W legendach przedstawiany jest jako wysoki, muskularny mężczyzna o potężnej sile. W ręku dzierżył sękaty kostur, który służył mu zarówno do podpierania się, jak i do odganiania od wilczych watah. Ponadto Mróz nigdy nie dał się skomercjalizować i nie służył nikomu (no, może poza Mateczką Rosją, ale o tym zaraz). W odróżnieniu od św. Mikołaja, który często przedstawiany jest z okularami na nosie, jego słowiański odpowiednik miał sokoli wzrok. W każdym razie nigdy nie zdarzało mu się pomylić komina z drzwiami.


… tymczasem Dziadunio Mróz wierzy w potęgę sierpa z młotem!

Słowiański starzec często przedstawiany jest nie jako zrusyfikowana kopia Grubego, ale wręcz jego przeciwieństwo. Skoro więc współczesny św. Mikołaj reprezentuje kapitalistyczne zepsucie, to Dziadek Mróz twardo stoi na straży socjalizmu.


Wymienione wcześniej słowiańskie bóstwa zostały zgrabnie scalone i na ich bazie powstała postać, która na przełomie XIX i XX wieku zagościła w rosyjskiej literaturze. Po drodze nasz energiczny dziadyga stracił nieco ze swego podłego charakteru i zaczął darzyć dzieci jakby troszkę większym szacunkiem (nawet prezenty, mięczak jeden, zaczął im rozdawać!). Duża w tym zasługa kościoła prawosławnego, który to wykorzystał legendarnego starca do tworzenia "nowej tradycji". Niestety – nie do końca świeckiej. Dlatego po rewolucji październikowej bolszewicy potępili Mroza, uznając go za sługusa znienawidzonego przez siebie kleru. Na szczęście za rządów Józefa Stalina Dziadka zrehabilitowano i odtąd już żadna komunistyczna szopka noworoczna nie mogła się obyć bez jego obecności.


Zaprzęg z reniferów? Co to za dziwactwo?

Spora część wizerunku św. Mikołaja wywodzi się ze skandynawskich legend. Dużo też wskazuje na to, że wapniak w czerwonym płaszczu był syberyjskim szamanem regularnie obżerającym się suszonymi muchomorami. Tak czy inaczej – obecność reniferów w jego zaprzęgu świadczy o tym, że duchowny zbyt dużego wyboru nie miał i musiał swoje sanie napędzać siłą zwierząt, które akurat miał pod ręką.
Tymczasem Dziadek Mróz korzystał z trojki, czyli z klasycznego rosyjskiego zaprzęgu złożonego z trzech silnych rumaków!


Dziadek Mróz ma znacznie seksowniejszą pomocnicę

Święty Mikołaj korzysta z niewolniczej pracy gromadki karłów (chociaż niektóre legendy mówią, że Spaślakowi pomagają setki małych, chińskich rączek). To bardzo pasuje do jego kapitalistycznego charakteru. Tłuścioch pracuje tylko raz w roku i ma w dupie nawet opłacanie składek zdrowotnych za swoich pracowników, co to zapierd#lają po 18 godzin na dobę i żywią się jedną miseczką niedogotowanego ryżu dziennie.


I tutaj znowu Dziadek Mróz ma więcej klasy niż jego zgnuśniały odpowiednik. Gość potrafi zakasać rękawy i samemu pracować na to, aby krasne twarze rosyjskich dzieci pokrył uśmiech. Jedyną osobą, która mu pomaga jest Śnieżynka. To kolejna postać, która pojawia się w wielu legendach i starych opowieściach dla dzieci.


Według jednej z nich ta młoda, powabna dziewczyna została ulepiona ze śniegu przez pewną parę, która to nie mogła mieć dzieci. Dzierlatka pląsała sobie wesoło przez całą zimę, aż do dnia, w którym jej rówieśnicy rozpalili ognisko i zaproponowali, żeby Śnieżynka skoczyła przez płomień. Biedaczysko rozpuściło się w locie…
Na początku XX wieku Śnieżynka dołączyła do Dziadka Mroza, aby jako jego wnuczka służyć radzieckiemu porządkowi.

Czy tego chcemy, czy nie, Dziadek Mróz nigdy nie wyprze św. Mikołaja i nawet najmocniejsze argumenty nie zmienią tego faktu. Przez cały okres rządów Stalina władze rosyjskie stawały na głowie, aby we wszystkich krajach radzieckiego bloku zastąpić kapitalistycznego brodacza jego lepszą wersją. Bezskutecznie. Polacy nie chcieli gościć rosyjskiego Dziadka u siebie w domach. Ostatecznie Mróz pojawiał się więc na oficjalnych państwowych uroczystościach albo odwiedzał zakłady pracy.
W 1956 roku, kiedy na urząd I Sekretarza PZPR powrócił Władysław Gomułka, świecki Rusek został na kopach eksmitowany.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5

Obrazek ze wstępu pochodzi z bloga "Rysunki Władców Polski"
Tagi: dziadek mróz mikołaj zsrr rosja
179