James Loesch, 68-letni weteran wojny w Wietnamie, przypadkiem odnalazł w domu stare zdjęcia, które robił w czasie wojny. Jak sam napisał we wstępie do tego albumu: "Widziałem najpiękniejsze rzeczy i najokropniejsze - czasami tego samego dnia".
Dziś James Loesch mieszka w New Jersey, ale w 1967 roku, kiedy miał 20 lat, został wysłany do Południowego Wietnamu do miasta Pho Loi, gdzie zaczęła się jego roczna tura wojenna. Loesch już wtedy z zamiłowania był fotografem, więc natychmiast po przybyciu na miejsce zaczął dokumentować swoje doświadczenia w Azji. Do Wietnamu przyjechał "ledwo dorosły", a rok później opuszczał go "cyniczny i czasami wściekły" mężczyzna.
Teraz fotograf odnalazł dawno zapomniane zdjęcia, poddał je obróbce graficznej, aby usunąć uszkodzenia i niedoskonałości, i dzieli się swoimi przeżyciami z użytkownikami serwisu Flickr.
Loesch rozpoczął turę w ramach 128. Kompanii Śmigłowców Szturmowych jako mechanik, ale szybko został przeniesiony do załogi latającej jako strzelec, a później awansował na szefa załogi. W czasie tej służby stacjonowali zawsze blisko walczących jednostek, więc kiedy ktoś wzywał pomoc, załogi alarmowo dobiegały do śmigłowców i w kilka - kilkanaście minut mogły być na miejscu akcji. Po 6 tygodniach Loesch został przeniesiony do 335. Kompanii Śmigłowców Szturmowych - Kowbojów.
Loesch wspomina, że jedną z miłych chwil w czasie tej wojny była wizyta gwiazdy Hollywood Henry'ego Fondy. Mimo że osobiście sprzeciwiał się udziałowi USA w konflikcie, dał się przekonać do wyjazdu w celu podniesienia morale stacjonujących tam żołnierzy. "Zobaczenie Fondy było miłe i podniosło nas wtedy na duchu. Przejechał jeepem przez teren naszej kompanii i machał do nas jak królowa. Nigdy więcej go nie widziałem."
Ale wojna dla Loescha była również pełna dużo gorszych doświadczeń. Pod koniec 1967 roku brał on udział w jednych z najbardziej krwawych walk, które były udziałem amerykańskich żołnierzy w tej wojnie - w bitwie o wzgórze 875, gdzie armia USA poniosła ogromne straty. Loesch wspomina, że z kolegami mieli powiedzenie, które pomagało im przetrwać najtrudniejsze chwile - "To nic nie znaczy, po prostu rób co do ciebie należy."
W sumie Loesch służył w armii 3 lata - rok szkolenia w Fort Dix w New Jersey, rok wojny w Wietnamie, a po powrocie rok służby przy śmigłowcach w Savannah w Georgii. Służbę zakończył w 1969 roku i powrócił do pracy z ojcem w rodzinnej firmie zajmującej się windami, a pół roku później ożenił się z Judy.
"To było doświadczenie, którego nikomu nie życzę, ale kiedy już to przeżyłem, to są rzeczy, które warto pamiętać." Jeśli ktoś miałby ochotę lepiej poznać życie członka załogi śmigłowca w czasie tej wojny, gorąco polecam książkę "Powiedz, że się boisz" Roberta Masona, która jest autobiografią pilota śmigłowca 1. Dywizji Kawalerii Powietrznej.