Na początek proponuję małą obserwację: to, czy mamy do czynienia z demokracją, czy z jakąkolwiek formą dyktatury (w szczególnym przypadku: monarchią), czy z czymkolwiek innym, nie ma nic wspólnego z państwem. To wszystko są jedynie sposoby podejmowania decyzji w różnych grupach. Grupami tymi są niekiedy państwa, niekiedy społeczeństwa, niekiedy narody (nie należy tego mylić), kiedy indziej z kolei członkowie rodziny, klubu szachowego, a nawet nieznający się nawzajem ludzie, którzy przypadkowo siedzą w jednym przedziale.
Załóżmy, że jest grupa osób, która jest przeciwna demokracji. Rozpatrujemy przy tym tę grupę tylko pod kątem poglądów na demokrację.
Krok pierwszy: sprawdzamy, czy w grupie znajduje się jakikolwiek zwolennik demokracji. Każdy taki człowiek z punktu widzenia poglądów na demokrację identyfikuje się z grupą, której zdanie jest przeciwne niż jego. Można więc przyjąć, że nie wie on, czego chce. Założeniem niniejszego dowodu jest, że kogoś, kto nie wie, czego chce, nie warto słuchać. Po przyjęciu tego założenia ludzie, których potencjalnie jeszcze warto słuchać, to ci członkowie grupy, którzy są przeciwko demokracji.
Kolejne spostrzeżenia: jeśli demokracja jest dobra, to znaczy że zdanie większości należy przyjąć jako zdanie całości. Jeśli jest zła, to znaczy, że należy je odrzucić. Weźmy teraz naszą grupę. Jeśli demokracja jest dobra, to należy przyjąć, że zdaniem tej grupy jest ona zła. Jeśli demokracja jest zła, to należy odrzucić zdanie większości w tej grupie, mówiącej, że jest ona zła. Zatem grupa ta, przez samo swoje istnienie, tworzy klasyczny paradoks kłamcy w nowym wydaniu. Jest to grupa, której założenia są wewnętrznie sprzeczne, grupa sama więc nie wie, czego chce. Ergo - nie warto jej słuchać. Koniec dowodu.
==================================================================
Powyższy "dowód" jest poniekąd dualny to przedstawionego tutaj "dowodu" Janusza Korwina-Mikke, że demokracja jest systemem złym. Ważne uwagi są przy tym następujące:
1. Ponieważ dowód JKM i mój dowód stawiają sprzeczne ze sobą tezy, nie można przyjąć ich obu.
2. Próba odrzucania któregokolwiek z tych dowodów na płaszczyźnie czysto matematycznej jest skazana na niepowodzenie. Pokusiłem się o przetłumaczenie jednego i drugiego na język formalny. Uwierzcie mi: nawet komputerowe programy do wspomagania dowodzenia twierdzeń przyjmują jeden i drugi bez zastrzeżeń na płaszczyźnie logiki klasycznej.
Wniosek jest więc jeden: matematyka, a przynajmniej logika klasyczna, nie nadają się do dowodzenia czegokolwiek, co dotyczy życia, bo jest ono zbyt skomplikowane. Z matematycznej poprawności dowodu JKM nie wynika wcale wyższość monarchii nad demokracją. Z matematycznej poprawności mojego dowodu nie wynika wcale wyższość demokracji nad jakimkolwiek innym systemem. Można zresztą łatwo poprowadzić analogiczne rozumowanie na grupach zwolenników demokracji. Wyjdzie wówczas, że tych grup można niby słuchać, tyle tylko, że nic z tego nie wyniknie, bo jeśli demokracja jest dobra, to taka grupa udowodni samym swoim istnieniem tylko tyle, że... demokracja jest dobra! Podobnie ze złą demokracją: sprzeczności nie będzie, ale nic nowego po prawej stronie implikacji również się nie pojawi. Wyjdzie, że demokracja jest zła i kropka.
Dywagacje, czy lepszy jest twór wprowadzający sprzeczność, czy też taki, który niczego nie wnosi, wydają się nie na miejscu. Z matematycznego punktu widzenia należałoby najpierw pierwszy z nich odrzucić, a widząc drugi zbudować od razu dwie teorie: jedną w której on istnieje i drugą, w której nie istnieje. Tyle, że jak już wspomniałem: to nie matematyka. Tu indukcja nie działa. Co poddaję pod rozwagę wszystkim politykom, dla których kwantyfikatory to świętość.
Pozdrawiam,
Załóżmy, że jest grupa osób, która jest przeciwna demokracji. Rozpatrujemy przy tym tę grupę tylko pod kątem poglądów na demokrację.
Krok pierwszy: sprawdzamy, czy w grupie znajduje się jakikolwiek zwolennik demokracji. Każdy taki człowiek z punktu widzenia poglądów na demokrację identyfikuje się z grupą, której zdanie jest przeciwne niż jego. Można więc przyjąć, że nie wie on, czego chce. Założeniem niniejszego dowodu jest, że kogoś, kto nie wie, czego chce, nie warto słuchać. Po przyjęciu tego założenia ludzie, których potencjalnie jeszcze warto słuchać, to ci członkowie grupy, którzy są przeciwko demokracji.
Kolejne spostrzeżenia: jeśli demokracja jest dobra, to znaczy że zdanie większości należy przyjąć jako zdanie całości. Jeśli jest zła, to znaczy, że należy je odrzucić. Weźmy teraz naszą grupę. Jeśli demokracja jest dobra, to należy przyjąć, że zdaniem tej grupy jest ona zła. Jeśli demokracja jest zła, to należy odrzucić zdanie większości w tej grupie, mówiącej, że jest ona zła. Zatem grupa ta, przez samo swoje istnienie, tworzy klasyczny paradoks kłamcy w nowym wydaniu. Jest to grupa, której założenia są wewnętrznie sprzeczne, grupa sama więc nie wie, czego chce. Ergo - nie warto jej słuchać. Koniec dowodu.
==================================================================
Powyższy "dowód" jest poniekąd dualny to przedstawionego tutaj "dowodu" Janusza Korwina-Mikke, że demokracja jest systemem złym. Ważne uwagi są przy tym następujące:
1. Ponieważ dowód JKM i mój dowód stawiają sprzeczne ze sobą tezy, nie można przyjąć ich obu.
2. Próba odrzucania któregokolwiek z tych dowodów na płaszczyźnie czysto matematycznej jest skazana na niepowodzenie. Pokusiłem się o przetłumaczenie jednego i drugiego na język formalny. Uwierzcie mi: nawet komputerowe programy do wspomagania dowodzenia twierdzeń przyjmują jeden i drugi bez zastrzeżeń na płaszczyźnie logiki klasycznej.
Wniosek jest więc jeden: matematyka, a przynajmniej logika klasyczna, nie nadają się do dowodzenia czegokolwiek, co dotyczy życia, bo jest ono zbyt skomplikowane. Z matematycznej poprawności dowodu JKM nie wynika wcale wyższość monarchii nad demokracją. Z matematycznej poprawności mojego dowodu nie wynika wcale wyższość demokracji nad jakimkolwiek innym systemem. Można zresztą łatwo poprowadzić analogiczne rozumowanie na grupach zwolenników demokracji. Wyjdzie wówczas, że tych grup można niby słuchać, tyle tylko, że nic z tego nie wyniknie, bo jeśli demokracja jest dobra, to taka grupa udowodni samym swoim istnieniem tylko tyle, że... demokracja jest dobra! Podobnie ze złą demokracją: sprzeczności nie będzie, ale nic nowego po prawej stronie implikacji również się nie pojawi. Wyjdzie, że demokracja jest zła i kropka.
Dywagacje, czy lepszy jest twór wprowadzający sprzeczność, czy też taki, który niczego nie wnosi, wydają się nie na miejscu. Z matematycznego punktu widzenia należałoby najpierw pierwszy z nich odrzucić, a widząc drugi zbudować od razu dwie teorie: jedną w której on istnieje i drugą, w której nie istnieje. Tyle, że jak już wspomniałem: to nie matematyka. Tu indukcja nie działa. Co poddaję pod rozwagę wszystkim politykom, dla których kwantyfikatory to świętość.
Pozdrawiam,
--
Pietshaq na YouTube