Przez kilkanaście lat pracowałem w straży pożarnej. Któregoś popołudnia zostaliśmy wezwani do pożaru drewnianego domku. Jako że z informacji podawanych przez radio wynikało, że w środku może znajdować się dwójka dzieciaczków, kierowca nie oszczędzał samochodu. Dotarliśmy na miejsce jako pierwsi i od razu rzuciliśmy się do zakładania aparatów powietrznych. Jak zawsze wokół zgromadziło się mnóstwo ludzi, dla których pożar to jedna z najlepszych rozrywek. Kilku mocno zmęczonych zyciem chłopków popijało winko pod drzewkiem. Pech chciał, że kolega który podbiegał do samochodu poślizgął się i wyrżnął cudownego orła - zdarza się . Widząc to, jeden z bardziej elokwentnych degustatorów poddrzewkowych, ze śmiertelna powagą do nas w te słowa : Panowie, powoli! przecież się nie pali ! ! ! ! !
PS. Dzieciaki udało się uratować
pozdrawiam
PS. Dzieciaki udało się uratować
pozdrawiam